Gdy Eisenhower spotykał się z Bierutem, „żołnierze wyklęci” wierzyli w III wojnę światową Przylot gen. Dwighta Eisenhowera do Warszawy 21 września 1945 r. był jednym z najszerzej komentowanych wydarzeń politycznych nad Wisłą w ostatnim roku wojny i pierwszym roku pokoju. Chociaż charakter wizyty był przede wszystkim propagandowy – czego nie ukrywała żadna ze stron – to obok wymiaru symbolicznego miała ona znaczenie całkiem realne. Mianowicie potwierdzała uznanie przez rząd USA zmian politycznych, jakie zachodziły w Polsce. – Niech żyje! Niech żyje Ameryka! – krzyczeli warszawiacy, tłumnie przybyli na trasę przejazdu naczelnego dowódcy sił sprzymierzonych. Ich uśmiechnięte twarze kontrastowały z morzem ruin, w które rok wcześniej zamieniło się miasto, zwane niegdyś Paryżem północy. Widok zrujnowanej stolicy zrobił na Eisenhowerze olbrzymie wrażenie. – Warszawa jest bardziej zniszczona niż cokolwiek, co do tej pory widziałem – powiedział. – Jej ruiny są efektem celowego zniszczenia i wypalenia całego miasta przez Niemców. Punktem kulminacyjnym wizyty było spotkanie amerykańskiego generała z prezydentem Bolesławem Bierutem w Belwederze. Obok niezobowiązującej rozmowy przewidziano uroczystość wręczenia Eisenhowerowi Orderu Grunwaldu I klasy. Zatwierdzone przez PKWN w 1944 r. odznaczenie przyznawano m.in. za zwycięskie przeprowadzenie większych operacji wojskowych. W okolicznościowym przemówieniu Bierut przekonywał amerykańskiego gościa, że order był „oznaką najwyższej czci i uznania dla bohaterstwa rycerzy, którzy walczyli z germańskim najeźdźcą”. W obecności członków rządu, generalicji oraz korpusu dyplomatycznego prezydent powiedział do wyraźnie speszonego wojskowego: – Pragniemy traktować pana jako jednego z bohaterów, którym Polska zawdzięcza swoje wyzwolenie. Gospodarka ponad polityką Wizyta Eisenhowera przypadła na apogeum dobrych stosunków polsko-amerykańskich. Nowy ambasador USA Arthur Bliss Lane, który objął placówkę z początkiem sierpnia 1945 r., przybył do Polski z ambitnymi planami. Jak pisze amerykanista prof. Jakub Tyszkiewicz, obejmowały one „zarówno pomoc gospodarczą i finansową przy odbudowie, także w ramach UNRRA, jak i kredyty umożliwiające zwiększenie eksportu polskiego węgla i zakupy nadwyżek z amerykańskiego demobilu. W Waszyngtonie liczono też na zawarcie nowego układu handlowego, rozszerzającego istniejące porozumienie z 1931 r.”. W instrukcjach słanych do Lane’a Departament Stanu podkreślał prymat kwestii ekonomicznych nad politycznymi. Chociaż więc ambasador szybko się zorientował w powojennych realiach Polski, to na wyraźną sugestię Waszyngtonu sprawy wolnych wyborów i swobód demokratycznych z rzadka były przez niego podejmowane w rozmowach z przedstawicielami polskich władz. Zdaniem prof. Tyszkiewicza „administracja prezydencka [Harry’ego Trumana] wyraźnie nie chciała wiązać kwestii gospodarczych z rozwojem wewnętrznej sytuacji w Polsce. Bliss Lane miał tylko »dać do zrozumienia« warszawskim władzom, że istnieje możliwość poważnego zagrożenia kredytów w wypadku niewywiązania się Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej ze zobowiązań dotyczących wyborów oraz zakłócania wolności prasy amerykańskiej”. Nic zatem dziwnego, że większość spotkań z przedstawicielami polskich władz ambasador poświęcał kwestiom ekonomicznym. Podczas jednej z pierwszych rozmów z premierem Edwardem Osóbką-Morawskim, odbytych pod koniec sierpnia 1945 r., Lane ostrzegał: – Jestem bardzo zaniepokojony obecną polityką gospodarczą i finansową polskiego rządu, która – jeśli będzie kontynuowana – nadwyręży naszą wiarę w Polskę i zniechęci amerykański kapitał do inwestowania w odbudowę Polski. O tym, że Waszyngton akceptował – co prawda niechętnie – zmiany w Polsce, przekonał się Stanisław Mikołajczyk. Jeszcze jako wicepremier Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej odbył w listopadzie 1945 r. podróż do Stanów Zjednoczonych, gdzie lobbował za naciskiem USA na Związek Radziecki w sprawie wycofania z Polski Armii Czerwonej i zgody na demokratyczne wybory. Pominąwszy jednak niezobowiązujące deklaracje wsparcia ze strony przedstawicieli Departamentu Stanu, przywódca PSL wrócił do kraju z niczym. Zresztą sam ambasador Lane zauważał, że demokracja – szczególnie w Europie Wschodniej – powinna mieć ograniczony charakter. W depeszy do Departamentu Stanu pisał o próbie reaktywacji Stronnictwa Narodowego, wypowiadając się przeciwko wsparciu tej inicjatywy przez USA: „Ze względu na przeszłość endecji nie powinniśmy angażować się i naciskać na reaktywację tej partii. Pamiętając o doświadczeniu po ostatniej wojnie, rozdrobnienie partii politycznych w wielu krajach doprowadziło do chwiejności rządów i uniemożliwiło przyjęcie konstruktywnych programów działania”. Między Waszyngtonem a Moskwą Zwierciadłem polityki zagranicznej administracji Trumana były łamy