Lata 70. to był czas wielkiego budowania. Nigdy w historii nie oddawano więcej mieszkań. III RP o rekordach czasów Gierka może śnić Pamiętam ten dzień. Nowe mieszkanie było jak nowe życie. Zima 1977 r., początek grudnia – wtedy mieszkania oddawano przeważnie pod koniec roku. A co pamiętam? Po pierwsze, zapach. Zapach nowego mieszkania, świeżo położonych farb. Po drugie, przestrzeń. To nie było wielkie mieszkanie, sześćdziesiąt parę metrów kwadratowych, ale było puste, bez mebli, więc wydawało się wielkie jak boisko. Po trzecie, gorąco. Na zewnątrz prawdziwa zima, ze śniegiem i wiatrem, w środku można było chodzić z krótkim rękawem. Po czwarte, poczucie, że zaczyna się to nowe życie, w tym, a nie innym miejscu. Nawet jeżeli do przystanku autobusowego, żeby gdzieś dojechać, szło się 10 minut. A potem, jak pamiętam, była polska krzątanina. Ach, dywan, zdobyty gdzieś pół roku wcześniej, upchnięty za szafą, można było przywieźć i rozłożyć na podłodze. Regał (Kopernik!), wystany przed rokiem, składowany w kartonach u jednej z cioć (ludzie sobie kiedyś pomagali…), montowała rodzinna ekipa. Jak wyposażona! Poziomica (wiadomo, podłoga lekko pochylona), drewniane podkładki, bułgarska wiertarka… Wielkie dzięki ci, bułgarski cudzie techniki, bez twego udaru nie zawisłyby szafki w kuchni! I jeszcze jedna scena wśród wspomnień – wielkie, dziecięce pragnienie, żeby w tym nowym mieszkaniu jak najszybciej się przespać. Nie jutro czy za parę dni. Dziś! Obudzić się w swoim. W lepszym. Takie migawki zachowałem w pamięci. I nie mam cienia wątpliwości – to doświadczenie nie było czymś nadzwyczajnym, w tamtych latach dzieliły je miliony rodzin. Tak spełniało się największe marzenie w powojennej Polsce. Lata 70. to był czas wielkiego budowania. Nigdy w historii, ani wcześniej, ani później, nie oddawano więcej mieszkań. III RP, bez porównania bogatsza od tamtej, dysponująca nowoczesnymi technologiami, maszynami, o rekordach czasów Gierka może pomarzyć. Tego Gierka, który w mediach głównego nurtu jest albo ośmieszany, albo niezauważany, a który w sondażu „Gazety Wyborczej”, Radia ZET i TVN przez 46% Polaków został wskazany jako ten, który był najlepszym przywódcą w historii Polski. OK, to był sondaż z roku 2004, więc dziś jego wyniki wyglądałyby pewnie inaczej. Wiadomo, propaganda zohydzająca Polskę Ludową i wszystko, co z nią związane, kwitnie. Ale i tak Gierek byłby faworytem takiego sondażu. Ku rozpaczy wielu dziennikarzy. I historyków. Ten fenomen celnie scharakteryzował prof. Dariusz Jarosz, pisząc: „Jednym z wielu paradoksów obecnego stanu badań nad historią PRL jest dysproporcja między zainteresowaniami badaczy, koncentrujących się nadal przede wszystkim na polityczno-martyrologicznych wątkach dziejów ojczystych, a wizją tego okresu, oglądaną przez pryzmat różnego rodzaju dokumentów autobiograficznych, wytworzonych przez obywateli państwa. (…) Historia PRL oglądana od dołu komplikuje klasyczny, politologiczny schemat totalitarnej władzy i katolickiego, antykomunistycznego narodu, ale zbliża nas do zrozumienia społecznej istoty funkcjonowania tego państwa i jego obywateli”. Wola ludu czy wola szefa? Oto dlaczego historia jest tak mało szanowana – bo czemu ma służyć: wyjaśnianiu, co się zdarzyło i dlaczego, czy uzasadnianiu propagandowych schematów? A gdy omawiamy eksplozję budownictwa mieszkaniowego w epoce Gierka, zderzamy się z jeszcze jednym pytaniem – co jest ważniejsze, nacisk społeczny, wola ludu czy decyzje jednostki? Bo w tamtym czasie nacisk społeczny, by budować mieszkania, był potężny. Wszystkie badania pokazują, że kwestia mieszkaniowa była w Polsce Ludowej uważana za problem numer 1. Złożyło się na to wiele elementów. Mieszkań brakowało w Polsce przedwojennej. II wojna światowa zniszczyła większość miast, ten i tak niewielki zasób powierzchni mieszkalnej. Na to nałożyła się demografia. Polska Ludowa była państwem o bardzo wysokim przyroście naturalnym. W latach 1970-1975 na rynek pracy wchodziło 3,5 mln ludzi. To był wyż urodzonych po wojnie. Oni mieli swoje aspiracje, ambicje, a władza, by zachować legitymację, musiała na to wyzwanie odpowiedzieć. Władysław Gomułka próbował ten problem rozwiązywać w ramach tamtych możliwości. Oszczędzając. Ograniczając wielkość mieszkań, ich wysokość, budując je z ciemnymi kuchniami. Ba, przymierzano się do budowy bloków z jednym węzłem sanitarnym na piętrze. Argumentowano, że dla ludzi wyrwanych z wiosek to i tak będzie postęp. To były nieudane eksperymenty. Aż nadszedł czas Edwarda Gierka.