Marsze głodowe na Węgrzech

Marsze głodowe na Węgrzech

Rząd Viktora Orbána niszczy ostatni przyczółek państwa prawa Zrozpaczeni obywatele wyruszyli z 11 miejscowości w dziewięciu komitatach. Szli dziesiątki kilometrów, na śniegu i mrozie. Ich hasłem było: „Pracy i chleba!”. Mijali zamknięte na głucho wiejskie sklepy i nieczynne od dawna restauracje z tabliczkami: Elado (Na sprzedaż). Był to gwiaździsty marsz głodowy na Budapeszt, zorganizowany przez związek zawodowy Szolidaritás. Lokalni funkcjonariusze rządzącej na Węgrzech prawicowo-populistycznej partii Fidesz witali wędrowców złośliwymi transparentami: „Zamiast warcholić, bierzcie się do roboty”. W Miszkolcu, przygotowawszy chleb i boczek, zachęcali: „Jeśli jesteście głodni, jedzcie!”. Protestujący jednak poszli dalej. Bezrobotny metalowiec Imre Miklós Tóth z Diósgyőr, jeden z inicjatorów marszu, zachęcał do walki o sprawiedliwość. „Mamy tego dość. System Orbana ograbia nas, najuboższych, kiedy tylko może”. Zgadza się z nim 43-letnia Leonóra Szilágyi z Bátonyterenye: „Jestem bezrobotna i musiałam znów zamieszkać u rodziców. Mam trzy dyplomy uniwersyteckie i żadnych szans na normalną pracę”. Na współczucie dygnitarzy w Budapeszcie tacy ludzie nie mogą liczyć. Jak poinformowała gazeta „Pester Lloyd”, sekretarz stanu János Lázár stwierdził: „Ci, którzy nie mają nic, nie zasługują na więcej”. Do stolicy, by demonstrować przed parlamentem, dotarło ok. 1,5 tys. osób. Organizatorzy byli rozczarowani, spodziewali się 5 tys. Ale na Węgrzech Orbána najbardziej potrzebujący, bezrobotni, nędzarze z prowincji, nie mają już nadziei. Fidesz wygrał wybory w kwietniu 2010 r., zdobywając 52,7% głosów, co dało mu konstytucyjną większość dwóch trzecich w legislatywie. Węgrzy mieli dość nieudolnie rządzących socjalistów, oskarżanych o korupcję i kłamstwa. Przy wszystkich błędach Węgierska Partia Socjalistyczna (MSZP) nie próbowała jednak wprowadzać autokracji ani tłumić wolności słowa. Prawicowi demagodzy sprawnie zawłaszczyli państwo. Do ideowych fanatyków przyłączyły się rzesze oportunistów i karierowiczów. System Orbána stłamsił wolne media, zaledwie w ciągu roku (!) przyjął 365 nowych ustaw i nową konstytucję. Ponad 200 niezależnych sędziów odesłał w stan spoczynku, poddał kontroli szkolnictwo i kulturę, urządził osłupiałym obywatelom narodowo-klerykalne pranie mózgu. Wszystkie najważniejsze, a także mniej ważne stanowiska w państwie obsadził swoimi poplecznikami. Nominacje często przyznano na wiele lat, wiec jeśli nawet opozycja przejmie ster po wyborach w 2014 r., system Orbána zostanie. Władze zresztą tak zmieniły ordynację oraz granice okręgów wyborczych, że mocno podzielona opozycja ma szanse na sukces tylko wtedy, gdy wystąpi w zjednoczonym bloku. To jednak nie wydaje się możliwe. Ponad połowa obywateli pogrążyła się w apatii i nie zamierza głosować. Siedem kwartałów recesji Tylko w dziedzinie gospodarki rząd Orbána osiągnął niewiele. W ostatnim kwartale 2012 r. PKB Węgier zmniejszył się o 2,7%. Dla całego roku oznacza to spadek o 1,7%. Węgry przeżywają już siódmy kwartał recesji. Od stycznia do października 2012 r. realne przeciętne wynagrodzenie zmniejszyło się o 4%, wysokość emerytur zaś o 5,8%. Jeśli uwzględni się podwyżki cen podstawowych artykułów i wysokie obciążenie podatkowe, dochody najmniej zarabiających spadły w ciągu dwóch lat o 30%! W Europie Zachodniej potraktowani w ten sposób obywatele wznieśliby barykady. Według opublikowanego w grudniu raportu Unii Europejskiej, prawie jedna trzecia z 9 mln mieszkańców Węgier żyje w ubóstwie lub na jego granicy. Jak wynika z badań naukowców, 25 tys. dzieci na Węgrzech stale cierpi głód, 400 tys. zaś odżywia się nieregularnie. Niezależna organizacja Forum Społeczne poinformowała, że od 1 października do 10 lutego zamarzło 259 mieszkańców. Niektórzy zginęli od zimna w nieogrzewanych mieszkaniach. Badania zbliżonego do rządu instytutu TÁRKI wskazują, że połowa Węgrów w wieku 18-30 lat nie widzi dla siebie przyszłości w ojczyźnie i zamierza wyjechać za granicę. Bezrobocie oficjalnie wynosi 11,2%, w rzeczywistości jest znacznie wyższe. Wielu ludzi po prostu się nie rejestruje, ponieważ władze skróciły czas otrzymywania zasiłku z dziewięciu miesięcy do trzech, otrzymać go zaś można dopiero po przejściu upokarzającej procedury. Jak pańszczyźniani chłopi Władze żonglują statystyką, prowadzą kreatywną księgowość i z miedzianym czołem uprawiają propagandę sukcesu. Propagandziści Fideszu oznajmili z dumą, że „od 2010 r. 160 tys. osób zostało przywróconych do pracy”. Niestety, prawda jest inna. W ostatnim

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2013, 2013

Kategorie: Świat