Głos nie taki silny

Głos nie taki silny

Spanish prime minister and candidate of the Spanish Socialist Party (PSOE), Pedro Sanchez, acknoweledges supporters at the end of the campaign closing rally in Getafe, outskirts of Madrid, on July 21, 2023 ahead of the July 23 general election. (Photo by JAVIER SORIANO / AFP)

Skrajna prawica w Hiszpanii tym razem nie stworzy rządu. Ale jej śmierci też nie można jeszcze ogłaszać Przez pierwsze 48 godzin było sensacyjnie. Wprawdzie na czele znalazła się zgodnie z przewidywaniami prawicowa Partia Ludowa (Partido Popular – PP), a zdobyte przez nią 33,1% poparcia też pokrywało się mniej więcej z sondażowymi szacunkami z ostatnich kilku tygodni, dalej jednak zrobiło się nerwowo, bo choć zgadzały się miejsca, to procenty i liczby mandatów wydawały się wyjęte z wyborów przeprowadzonych w innych czasach. A na pewno nie w rozpalonym roku 2023, w którym cały Stary Kontynent brunatnieje. Zaraz za ludowcami uplasowali się współrządzący Hiszpanią od 2019 r. socjaliści z Partido Socialista Obrero Español (PSOE), ale ich wynik przebił sondażowy sufit. 31,7% poparcia, o 6-7 pkt proc. więcej, niż przewidywały badania opinii, i aż 121 mandatów w 350-osobowej Izbie Deputowanych. To rezultaty lepsze niż w poprzednich wyborach, w których przecież sięgnęli po władzę. Trzecie miejsce i następna sensacja – zajęła je skrajnie prawicowa formacja Vox, z zaledwie 12,4% głosów, o muśnięcie (0,1%) wyprzedzając lewicową koalicję Sumar. Radykałowie stracili więc wobec przewidywań jakieś 4 pkt proc., ich stan posiadania w Kortezach zmniejsza się aż o 19 mandatów. Europa bierze głęboki oddech, ale Hiszpania szarpie się w konwulsjach, bo potrzebnej do rządzenia większości 176 głosów nie ma nikt. Zaczyna się liczenie szabel i liczenie na cud. Mariaże nierealne Tyle nakreślenia sytuacji z 23 lipca, niezbędnego, żeby zrozumieć, w którym miejscu znajduje się w tej chwili hiszpańska polityka. Od tego czasu trwają gorączkowe negocjacje. Zarówno lider PSOE premier Pedro Sánchez, jak i nowy szef ludowców Alberto Núñez Feijóo próbują się zorientować, czy ich formacje mają szanse na stworzenie nowego rządu. Pierwszeństwo w rozmowach z królem Filipem VI, decydującym formalnie o powierzeniu misji stworzenia gabinetu, ma Feijóo, ale jego możliwości są marginalne, bo w koalicję może wejść tylko z Vox. W sumie prawica skrajna i mniej skrajna miałaby 170 deputowanych – ciągle za mało. Z czysto matematycznego punktu widzenia wystarczyłoby przekonać do mariażu którąkolwiek z okruszkowych partii regionalnych, które w lipcu weszły do parlamentu: Republikańską Lewicę Katalonii (Esquerra Republicana de Catalunya – ERC) lub tamtejszych separatystów z Junts, bo obie formacje mają po siedmiu deputowanych. Albo Basków z EH Bildu, których w Kortezach reprezentować będzie sześć osób. Na papierze by się zgadzało, ale w praktyce to małżeństwa kompletnie nierealne. ERC, Junts i EH Bildu to ugrupowania otwarcie separatystyczne, ci ostatni przez dekady byli politycznym skrzydłem ETA, baskijskiej organizacji terrorystycznej walczącej właściwie z każdą prawicową władzą w Madrycie. EH Bildu nigdy za konszachty z ETA nie przeprosiło, mało tego – w przeprowadzonych 28 maja wyborach samorządowych wystawiło początkowo na swoich listach 44 kandydatów mających na koncie wyroki skazujące za działalność terrorystyczną, w tym siedmiu za morderstwo. Ruch ten wywołał szok w całej Hiszpanii, pod naporem oburzenia rodzin ofiar siódemkę morderców wycofano, ale niesmak pozostał. Zadyma wokół EH Bildu nakręciła kampanię, a potem samorządowy sukces Vox. Lider partii Santiago Abascal sam jest Baskiem, jego ojciec i dziadek, lokalni politycy PP, kilkakrotnie byli brani na cel przez bojowników z ETA. Jeśli dodać do tego fakt, że terytorialna jedność Hiszpanii i osłabienie separatyzmów jest drugim najsilniejszym argumentem wpływającym na decyzje wyborcze elektoratu Vox (pierwszy czynnik to niechęć do feminizmu), widać, że koalicji z prawicą i regionalistami być nie mogło. Dlatego pomimo porażki w tej chwili faworytem do fotela premiera ponownie staje się Pedro Sánchez. Głosy jego partii w połączeniu z mandatami Sumar – nowego wcielenia Podemos, lewicowej koalicji ponad 20 mniejszych partii, ruchów miejskich i kampanii społecznej – dają razem 152 reprezentantów w parlamencie. Organicznej pracy u podstaw jest tu więc do zrobienia znacznie więcej, bo nawet wsparcie od Junts, ERC i EH Bildu nie da większości. Trzeba by przekonać jeszcze mającą pięć głosów Baskijską Partię Nacjonalistyczną (Partido Nacionalista Vasco – PNV). Co poszło nie tak? Przed zejściem na niższy poziom hiszpańskiej polityki i dalszymi spekulacjami o możliwości paktu pomiędzy Sánchezem a partiami z Navarry, Wysp Kanaryjskich i Galicii trzeba jeszcze raz spojrzeć w górę tabeli. I zastanowić się, dlaczego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 35/2023

Kategorie: Świat