GM nie odda Opla

GM nie odda Opla

Po fiasku sprzedaży koncernu samochodowego niemieccy politycy obudzili się z bólem głowy W Republice Federalnej rozpętała się prawdziwa burza. Koncern General Motors zdecydował, że nie sprzeda firmy Opel konsorcjum Magna i rosyjskiemu Sbierbankowi – a była to wymarzona opcja niemieckich polityków federalnych i krajowych. Zdaniem mediów, fiasko sprzedaży oznacza upokarzającą porażkę dla przywódców RFN, a zwłaszcza dla kanclerki Angeli Merkel. Dziennik „Süddeutsche Zeitung” napisał: „Przed wyborami Merkel ogłosiła, że Opel został uratowany. Z dumą oznajmiła, że austriacko-kanadyjski producent części Magna i rosyjski Sbierbank przejmą firmę Opel. Rząd chciał dorzucić 4,5 mld euro, więcej niż na ratunek każdego innego zakładu produkcyjnego w Niemczech. I nagle GM nie chce. Co za kompromitacja”. Tym większa, że decyzja rady dyrektorów Opla została podana do wiadomości podczas wizyty Merkel w USA. Kanclerka spotkała się z prezydentem Obamą, wygłosiła przemówienie w Kongresie i promieniowała zadowoleniem. Wydawało się, że relacje niemiecko-amerykańskie znowu są znakomite, kiedy nagle nastąpił zimny prysznic. Z samolotu mknącego nad Atlantykiem kanclerka usiłowała się jeszcze skontaktować z przedstawicielami administracji USA – nadaremnie. Prezydent Obama stwierdził później, że jest zaskoczony rozwojem sytuacji, a rząd nie miał wpływu na decyzję koncernu. Zdaniem desygnowanego przewodniczącego niemieckiej SPD Sigmara Gabriela, decyzja GM jest dowodem, że wpływ kanclerki w Stanach Zjednoczonych wystarcza do wygłoszenia mowy w Kongresie, lecz nie do utrzymania niemieckich miejsc pracy. Chadecki premier Nadrenii Północnej-Westfalii Jürgen Rüttgers uderzył w lewicową nutę i powiedział, że postępowanie amerykańskiego koncernu samochodowego pokazało „brzydkie oblicze turbokapitalizmu”. GM zgodził się na sprzedaż firmy Opel konsorcjum Magna oraz rosyjskiemu Sbierbankowi pod naciskiem polityków niemieckich, zarówno chadeków, jak i socjaldemokratów. Marzyli oni o bajecznych zyskach na rosyjskim rynku i nie brali pod uwagę innych kupców. W lipcu jednak sytuacja GM bardzo się poprawiła, kiedy rząd USA przekazał firmie ponad 50 mld dol. i przejął 60% jej udziałów. Administracja mianowała też dziesięciu nowych członków zarządu, ze starego składu pozostało tylko trzech dyrektorów. Nowi w ogóle nie przejmowali się Niemcami – dla nich liczył się tylko rachunek ekonomiczny. Pewność siebie dyrektorów wzrosła po tym, jak wyniki sprzedaży GM okazały się znakomite (dzięki premii, którą rząd USA płaci za złomowanie starych samochodów). Nie było tajemnicą, że sternicy General Motors nie kwapią się do udostępnienia nowoczesnej technologii samochodowej Rosjanom, nie są też zachwyceni perspektywą przekazania 10% akcji firmy Opel jej pracownikom, co przewidywała umowa sprzedaży. Jest to zresztą monstrualny dokument, liczący ponad tysiąc stron. Zdaniem ekspertów, umowa była zbyt chaotyczna i skomplikowana, poza tym i GM, i Magna ze Sbierbankiem sobie nie ufali. Podpisanie umowy opóźniło się, ponieważ 16 października komisarz UE ds. konkurencji, Neelie Kroes, wyraziła poważne wątpliwości wobec transakcji. Rząd RFN łamie bowiem prawo UE, kiedy obiecuje pomoc państwową tylko wtedy, jeśli Opla przejmie Magna-Sbierbank i zachowa niemieckie miejsca pracy. Zakładami Opla w Hiszpanii, Wielkiej Brytanii i w Polsce politycy w Berlinie zbytnio się nie przejmowali. W końcu 3 listopada GM zapowiedział, że do transakcji nie dojdzie. Zapewnił, że zwróci 800 mln euro pomocy, które państwo niemieckie przekazało już na ratowanie Opla. GM zamierza przedstawić plan uzdrowienia firmy Opel dopiero w końcu marca 2010 r. Ze wstępnych informacji wynika, że przewiduje on likwidację ok. 10 tys. miejsc pracy (z ogółem ok. 55 tys.) i ograniczenie kosztów własnych koncernu o 30%. Rzeczniczka GM ostrzegła, że jeśli niemieccy związkowcy nie zgodzą się na oszczędności, firmie Opel może grozić upadłość. Rozgniewani związkowcy zarzucili Amerykanom szantaż. Właściwie konsorcjum Magna planowało podobne oszczędności i zwolnienia, a niemieccy związkowcy byli gotowi na redukcje płac w wysokości 265 mln euro rocznie, jeśli tylko umowa z austriacko-kanadyjskim konsorcjum i z Rosjanami dojdzie do skutku. Trudno więc zrozumieć oburzenie polityków i związkowców nad Łabą i Renem. Zdaniem komentatorów, gdy opadną emocje, niemieccy przywódcy będą musieli podjąć rozmowy z GM. Republika Federalna, która była gotowa hojnie wspomóc finansowo konsorcjum Magna, nie może

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 45/2009

Kategorie: Świat