Gniew Aborygenów wybuchnie w Sydney

Gniew Aborygenów wybuchnie w Sydney

Rodzima ludność Australii zapowiada protesty podczas igrzysk olimpijskich Terry Olsen został ukradziony w 1973 roku. Miał zaledwie 18 miesięcy, kiedy babcia przyprowadziła go na rutynowe badania do kliniki w Sydney. Gdy kobieta czekała pod gabinetem, rządowi pracownicy socjalni podstępnie uprowadzili malca tylnymi drzwiami. Bez wiedzy i zgody rodziców Terry, chłopiec o skórze koloru mlecznej czekolady i długich, kędzierzawych włosach, został wywieziony do oddalonego o setki kilometrów miasteczka w stanie Queensland i oddany na wychowanie małżeństwu białych ludzi. Kiedy podrósł, powiedziano mu, że jego rodzice umarli. “Przeżyłem prawdziwe piekło. Byłem jedynym aborygenem w mieście. Koledzy w szkole natrząsali się ze mnie niemiłosiernie, a rzekomy ojciec bił mnie, aby – jak mówił – wyplenić w czarnym pomiocie duszę koczownika. Ci, którzy mnie porwali, chcieli pozbawić mnie mojej przeszłości, kultury, mojej tożsamości”, opowiada Terry, który zdołał jednak odnaleźć swą prawdziwą rodzinę. Obecnie zarabia na życie, nauczając tradycyjnego tańca aborygenów i uważa, że władze Australii winne mu są co najmniej oficjalne przeprosiny za zorganizowany przez rząd kidnaping. Terry Olsen jest przedstawicielem “skradzionej generacji” aborygenów, rodzimej ludności Australii, których wielu białych, także zamieszkałych w tym kraju Polaków, wciąż nazywa “czarnuchami”. Szacuje się, że od 1901 r. do 1975 r. odebrano rodzinom aborygeńskim, zazwyczaj przymusowo, 100 tysięcy dzieci, które miały być zintegrowane z “cywilizowanym społeczeństwem Anglosasów”. Wybierano malców o jaśniejszym kolorze skóry, których ojcami lub dziadkami byli biali mężczyźni. “Chodziło o to, aby aborygeni czystej krwi wymarli. Władze pragnęły ocalić jedynie dzieci pochodzące ze związków mieszanych. Politycy myśleli, że wyrządzają łaskę tym malcom, gdy odbierają ich rodzinom”, wyjaśnia Andrew Markus, profesor historii na Monash University w Melbourne. Australia przygotowuje się do wielkiego święta sportu i młodości. 15 września rozpocznie się olimpiada w Sydney. Oczy całego świata zwrócone będą na to miasto, setki milionów ludzi na całym świecie za pośrednictwem telewizji będą podziwiać wspaniałe widowisko. Lecz olimpijską idyllę zamierzają zakłócić aborygeni. Pragną być wyrzutem sumienia dla zadowolonych z siebie, sytych białych Australijczyków. Rodzima ludność Australii planuje podczas olimpiady serię spektakularnych demonstracji. “Nie zamierzamy doprowadzić do fiaska igrzysk. Chcemy jednak zwrócić uwagę świata na trudne położenie aborygenów, wciąż dyskryminowanych przez władze”, oświadczył przewodniczący grupy “Protest 2000” Terry Clark. Aborygeni i ich sympatycy zamierzają rozbić obóz w Bicentenary Park w pobliżu Centrum Olimpijskiego w Homebush. Będą tańczyć, śpiewać i manifestować podczas uroczystości rozpoczęcia igrzysk i w każdy następny dzień. Przyniosą na stadiony swoje czerwono-żółto-czarne flagi, w których czerwień symbolizuje kolor ziemi, czarny – kolor skóry, zaś żółty między nimi – słoneczny blask. Protesty ludności rodzimej w Sydney mogą sprawić władzom Australii apore kłopoty. Ale aborygeni mają powody do gniewu. Kiedy w 1788 roku w Sydney Cove wylądowali pierwsi biali osadnicy, wśród których było wielu przestępców deportowanych na mocy sądowych wyroków z Wielkiej Brytanii, rozpoczęła się eksterminacja miejscowych ludów. Koloniści nie mieli żadnych skrupułów, nie uważali bowiem krajowców za ludzi, lecz za jakieś pośrednie ogniwo między człowiekiem a małpą. Australię uznano oficjalnie za terra nullius, czyli za “kraj niczyj”. Władze postanowiły wytępić krajowców. W 1828 roku upoważniono żołnierzy do zabijania każdego Tasmańczyka, którego spotkają. Komisja rządowa, obradująca pod kierownictwem archidiakona Williama Broughtona, zastanawiała się, czy Tasmańczyków wyłapać, wytruć, schwytać w sidła, czy też polować na nich z psami. Nic dziwnego, że rodowitych mieszkańców Tasmanii wybito do nogi. Taki sam los biali usiłowali zgotować aborygenom z Australii. Brytyjski pisarz, Anthony Trollope, był wyrazicielem XIX-wiecznej opinii publicznej swego kraju, gdy pisał: “O australijskim czarnym możemy powiedzieć z pewnością, że musi odejść. Celem tych wszystkich, którym ten problem leży na sercu, powinno być to, aby zginął bez niepotrzebnych cierpień”. Biali osadnicy mieli zwyczaj otaczać nocą obozowisko aborygenów i strzelać do nich jak do kaczek. Chętnie podrzucano też krajowcom zatrute pożywienie. Jeszcze w 1928 r. w Alice Spring policja uśmierciła 31 rodzimych Australijczyków.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 37/2000

Kategorie: Kraj