W niedostępnej dżungli amazońskiej toczy się bezlitosna wojna o diamenty Ogromny brazylijski rezerwat Roosevelt znalazł się w stanie oblężenia. Oddziały wojska i agentów federalnych strzegą nielicznych dróg prowadzących z niedostępnej dżungli. Łodzie motorowe z uzbrojonymi w broń maszynową policjantami krążą po rzekach wypływających z terytorium wojowniczych Indian Cinta Larga (Szerokie Pasy). Drwale zwalają tropikalne drzewa, aby przygotować lądowiska dla wojskowych helikopterów. Władze usiłują nie dopuścić do powtórzenia masakry z 7 kwietnia, kiedy indiańscy wojownicy uśmiercili co najmniej 29 nielegalnych poszukiwaczy diamentów. Sami górnicy twierdzą, że w rzezi tej straciło życie ponad 40 ich kolegów, około 20 zaś jest zaginionych. Przypuszczalnie szczątki tych ostatnich nie zostaną już odnalezione. „Poszukiwanie ciał było niezwykle trudnym zadaniem. Wiele zwłok zostało rozszarpanych przez jaguary i inne dzikie zwierzęta, w upale wszystkie uległy szybkiemu rozkładowi”, opowiada Roberto Lustosa z Brazylijskiej Federalnej Agencji ds. Indian (Funai). Nie jest jasne, w jakich okolicznościach wojownicy i wojowniczki Cinta Larga urządzili wśród górników krwawą łaźnię. Carlos Tavares, rzecznik Funai, zapewniał, że Indianie usiłowali negocjować z poszukiwaczami diamentów, którzy bezprawnie wtargnęli na ich ziemie. Górnicy jednak zaczęli do nich strzelać. Cinta Larga odpowiedzieli ogniem z broni małokalibrowej, strzałami z łuków, ciskali oszczepy i natarli na intruzów ze sztyletami. Doświadczeni ludzie dżungli i myśliwi odnieśli szybkie zwycięstwo nad białymi. Podobno w starciu tylko jeden Indianin został ranny w stopę. Ta wersja nie brzmi jednak prawdopodobnie. Wydaje się, że wojownicy napadli o świcie na obóz garimpeiros (tak w Brazylii nazwani są nielegalni górnicy) i wymordowali zaskoczonych intruzów, zanim ci zdążyli sięgnąć po broń. Walter da Silva, jeden z nielicznych górników z obozu, którzy ocaleli, relacjonuje: „Kiedy Indianie zaatakowali z karabinami, uciekłem i ukryłem się w lesie. Gdy wróciłem, wszystkie namioty były spalone. Znaleźliśmy grób z trzema ciałami”. Podobnie szef policji, Aparecido Firmino, uważa, że zaatakowani poszukiwacze diamentów nie mieli żadnych możliwości obrony. Zostali schwytani i zgładzeni z zimną krwią. Cinta Larga postępowali najwidoczniej z szokującym okrucieństwem. Niektóre zwłoki miały obcięte głowy, inne – wydłubane oczy. „Być może, jacyś Indianie rzeczywiście są biedni, ale ci tutaj to zwykli najemnicy”, oburzał się Firmino. Przywódca Indian z rezerwatu Roosevelt, wódz Pio, zaprzecza, że to on wydał rozkaz do ataku, przyznaje jednak, iż Cinta Larga uśmiercili garimpeiros. Uważa też masakrę za usprawiedliwioną. „Mówiliśmy poszukiwaczom diamentów, że ich tu nie chcemy, ale ciągle wracali. W końcu wojownicy stracili cierpliwość i stało się to, co się stało. My jesteśmy wojownikami. Zanim przybył biały człowiek, tutejsze plemiona nie żyły w przyjaźni. Walczyliśmy ze sobą i zabijaliśmy się nawzajem. Właśnie w ten sposób rozwiązywaliśmy nasze spory”, tłumaczy Pio. Indianie Cinta Larga zetknęli się z cywilizacją białego człowieka dopiero na początku lat 60. XX w. Przedtem byli wytrawnymi łowcami, wszystkie ich potrzeby zaspokajała dżungla. Kontakt z nowoczesnym światem nie we wszystkim okazał się dla Indian korzystny. Wielu wojowników obecnie chętnie zakłada dżinsy i prowadzi samochody terenowe. Ponad połowa członków plemienia mówi po portugalsku. Ale biali przynieśli także alkohol i choroby. Niszczyli dżunglę, szukając szlachetnego drewna i złotonośnych pól. Nielegalni poszukiwacze złota zanieczyścili rtęcią rzeki i strumienie w rezerwacie, który leży w stanie Rondonia przy granicy z Boliwią, ma powierzchnię 2,1 mln ha i zaledwie 160 km wąskich, wyboistych dróg. Jeszcze przed 30 laty w Roosevelt (nazwanym tak na cześć prezydenta USA, który kiedyś złożył tu wizytę) żyło około 5 tys. Cinta Larga. Obecnie pozostało ich zaledwie 1,3 tys.. Wątpliwym dobrodziejstwem dla szczepu było odkrycie w 1999 r. na terenie rezerwatu niezwykle bogatych złóż diamentów, podobno największych w Ameryce Południowej. Brazylijskie prawo zabrania osobom prywatnym eksploatowania bogactw naturalnych na terenach należących do Indian (aczkolwiek tym ostatnim również nie wolno diamentów wydobywać ani sprzedawać). Oczywiście, ogromne bogactwo sprawiło jednak, że do dżungli pospieszyły rzesze trawionych diamentową gorączką łowców szybkiego zarobku. Współpracują z nimi skorumpowani policjanci i agenci Funai. Stawką są fantastyczne pieniądze. Według ocen federalnego Ministerstwa Górnictwa
Tagi:
Marek Karolkiewicz