20% podwyżki nie dla samorządów Pasażerowie stołecznej komunikacji miejskiej od kilku dni mogą zauważyć na przystankach rozświetlone reklamy z hasłem: „600 mld na rozwój samorządów”. To część rządowej kampanii nawiązującej do odblokowania przez Brukselę środków z tzw. Krajowego Planu Odbudowy. Komunikat jest sformułowany tak, by nawiązywał do nadchodzących wyborów samorządowych. Aby zarówno rodowitym warszawiakom, jak i „słoikom” wryło się w pamięć, że właśnie teraz do polskich miast i miasteczek popłynie strumień pieniędzy. Jeśli jednak wśród tych pasażerów, którzy codziennie mijają reklamę wielkich samorządowych pieniędzy, znalazły się osoby zatrudnione przez polskie samorządy – w bibliotekach, w pomocy społecznej, w urzędach czy w sektorze kultury – to musiały mieć mieszane uczucia. Wielu zatrudnionych przez samorządy ma bowiem poczucie, że są traktowani jak gorszy sort budżetówki. Różnica bierze się z tego, że Koalicja Obywatelska obiecała podwyżki w „państwowej sferze budżetowej”, ale nie w samorządach. Premier Tusk na konferencji po przyjęciu budżetu wprost zresztą o tym powiedział: „W samorządach jest ciężko, ale musimy się dzielić zobowiązaniami; 20% dla sfery budżetowej to nie są pieniądze dla tych, którzy pracują w urzędach gminnych, wiejskich, czyli pracowników samorządowych”. Dodał, że do gmin kieruje „apel”, by te pieniądze się znalazły. Jedne gminy ów apel realizują, drugie nie. W efekcie w wielu polskich samorządach pracownicy zamiast cieszyć się podwyżkami, muszą o nie walczyć. Przykłady? Proszę bardzo. Od Świdnicy po Olsztyn „Na 100 pracowników [Biblioteki Publicznej im. dr. Władysława Biegańskiego] w ubiegłym roku tylko cztery osoby zarabiały powyżej minimalnego wynagrodzenia, reszta załogi była na najniższej krajowej”, mówiła częstochowskiemu Radiu Jura przewodnicząca Związku Zawodowego Pracowników Bibliotek Publicznych Regionu Częstochowskiego Karolina Ficenes. Ponad 90% pracowników instytucji publicznej w sporym polskim mieście pobiera więc płacę minimalną. Pracownicy bibliotek strajkują od jesieni: „Zawiesiliśmy działalność kulturalno-edukacyjną, czyli nie przeprowadzamy żadnych warsztatów, lekcji bibliotecznych, spotkań”. Również w Olsztynie trwa spór pracowników samorządu z prezydentem Piotrem Grzymowiczem. Miejscy włodarze obiecali w marcu podwyżki w wysokości 400 zł brutto (i 600 zł brutto dla kadry kierowniczej) dla pracowników edukacji, pomocy socjalnej i miejskich instytucji – łącznie ponad 3 tys. osób. Związki zawodowe upominały się o 750 zł brutto. Jakkolwiek liczyć – nawet od obowiązującej jeszcze w 2023 r. płacy minimalnej – podwyżka w wysokości 400 zł brutto nie sięgnie obiecanego budżetówce pułapu 20%. Bliżej jej raczej do 10%. Jeśli propozycję prezydenta Grzymowicza przyjmą miejscy radni, to większe wynagrodzenia zostaną wypłacone od kwietnia z wyrównaniem od początku roku. Powodów do radości nie mają też zatrudnieni przez samorząd w Świdnicy. „Czy wyobraża sobie Pan sytuację, w której ktoś z pańskich współpracowników nie jest w stanie utrzymać rodziny z rządowej pensji? Co by Pan powiedział, gdyby pracownik Kancelarii Prezesa Rady Ministrów ogłosił zrzutkę na pokrycie wynajmu mieszkania, lekarstwa dla dziecka albo pożyczał pod koniec miesiąca wśród znajomych? Absurdalne i niedopuszczalne, prawda? A z taką rzeczywistością muszą się mierzyć pracownicy samorządów i ich rodziny”, pisze do premiera Jacek Wolszczak ze Związku Zawodowego Świdniczanie. I pyta, czy tylko krzykiem i protestami w roku wyborów samorządowych ludzie zatrudnieni przez władze lokalne mogą zwrócić uwagę na swoje problemy. Za krótka kołdra Wszystkie te sprawy coś łączy. Uderzająco niskie wynagrodzenia w instytucjach publicznych, narzekania miejskich władz na za krótką kołdrę i spadek dochodów wskutek reform Polskiego Ładu. A także przewrotny wpływ podwyżek płacy minimalnej. Skoro bowiem tak wiele osób w samorządach zatrudnionych jest na minimalnej, to każdorazowa jej podwyżka oznacza, że znaczna część (jeśli nie większość) środków na ewentualne podwyżki jest zjadana przez samo wyrównanie do minimalnej. Co tworzy kolejne komplikacje: ci, którzy dostali wyrównanie do minimalnej, nie dostaną podwyżki ponad to. (W pewnym sensie mają „lepiej”, bo ich wynagrodzenia w ogóle rosną). Jeśli jednak nie ma środków na podwyżki dla innych, drabinka płacowa się spłaszcza. To oznacza, że osoby otrzymujące wynagrodzenie minimalne nie tylko zbliżają się płacowo do innych, ale i częściej mają podnoszone wynagrodzenia. W efekcie jednak – czego częstochowska biblioteka była świetnym przykładem – jeszcze więcej osób, niezależnie od stanowiska, pracuje za płacę minimalną lub niewiele wyższą. O ile