Gorzka miara tragedii

Gorzka miara tragedii

W ciągu pięciu lat od zawalenia się hali targowej w Katowicach tylko dwie ze 170 spraw o odszkodowanie zakończyły się wypłatą 28 stycznia 2006 r. – w hali Międzynarodowych Targów Katowickich trwa wystawa gołębi pocztowych. Uczestniczy w niej ok. 1000 wystawców i zwiedzających. Mniej więcej o 17.15 pod naporem śniegu zawala się dach. 65 osób traci życie, 140 zostaje rannych. 28 stycznia 2011 r. – pięć lat po tragedii o wydarzeniach przypomina jedynie pomnik poświęcony ofiarom. Za największą katastrofę budowlaną w Polsce nikt nie został osądzony ani uznany za winnego. Niewiele osób otrzymało zadośćuczynienie za poniesione straty, sprawy sądowe ciągną się latami, a państwo umywa ręce od odpowiedzialności. Uratowało mnie doświadczenie górnika… Gdy usłyszałam o katastrofie, wtedy, tego zimowego sobotniego popołudnia, od razu pojechałam na miejsce. Chciałam jakoś pomagać, wzięłam koce, wodę. Okazało się to zupełnie niepotrzebne, bo pomoc była bardzo sprawna. Najbardziej z tamtego wieczoru pamiętam ciszę, która zaległa kilka godzin później. Okropne zimno, pusta wyrwa w konstrukcji hali i mimo wielu osób przejmująca cisza przygniatającej tragedii. Następnego dnia, w niedzielę, na śniegu stanęło mnóstwo zniczy, niektórzy poszkodowani spędzili całą noc na miejscu, przyjechały rodziny zabitych. I oczywiście przedstawiciele ówczesnej władzy: prezydent Lech Kaczyński, premier Kazimierz Marcinkiewicz, minister w Kancelarii Prezydenta RP Andrzej Urbański oraz minister zdrowia Zbigniew Religa. Mówiono o funduszach specjalnych, rentach itp. Ludwik Czech, prezes Zabrzańskiego Związku Hodowców Drobnego Inwentarza, na targach wystawiał króliki. Pamięta, że niesamowicie głośno grał zespół Karpowicz Family, a hala drżała w posadach. – W pewnej chwili poczułem, że dzieje się coś dziwnego – wspomina Ludwik Czech. – Nagle kuzyn zaczął uciekać w kierunku wyjścia, więc instynktownie ruszyłem za nim i wówczas zauważyłem, że spada dach. Przez wiele lat pracowałem na kopalni i przypomniało mi się, jak szkolono nas w przypadku sytuacji zawałowych. Oceniłem, że powinienem się zmieścić w przestrzeni pod belką, i rzuciłem się na podłogę, niestety było ślisko i moje wyliczenia były niedokładne. Belka przywaliła mi nogi. Do dziś nie wiem, jak się wydostałem. Adrenalina. Zobaczyłem jasne światło i wyczołgałem się w tamtą stronę. Dopiero po chwili odtworzyłem w mózgu krzyki ludzi, wołanie o pomoc i włączyłem się w akcję ratunkową. Ból poczułem dopiero w domu – miałem pękniętą kość ogonową. Szczęśliwie odnalazłem swoje króliki i wróciłem do domu. Następnego dnia jeszcze poszedłem, aby wyzbierać rozpierzchnięte i przestraszone zwierzęta należące do innych kolegów. Teraz, z perspektywy czasu, gdy się spotykamy na wystawach, czasami potrafimy nawet żartować. Czas leczy rany. Nikt nigdy nie zaproponował mi żadnej pomocy, nie pytał, czy jakoś ucierpiałem. Jedynie zaraz po tragedii, jak każdy, złożyłem zeznania na policji, potem wezwano mnie jeszcze raz do uzupełnienia szczegółów. Kilka dni po wypadku odwiedził mnie przedstawiciel Caritasu i wręczył 1,5 tys. zł. Jako związek ponieśliśmy dosyć duże straty materialne, ale nie przyszło nam do głowy upominać się o zwrot pieniędzy za klatki, gdy rodziny nie dostały żadnego zadośćuczynienia za życie bliskich. Dach się wygina Hala, która się zawaliła, była największą halą wystawienniczą MTK, miała 10 tys. m kw. W trakcie śledztwa ujawniono amatorski materiał wideo z akcji odśnieżania dachu hali w 2002 r. (cztery lata przed dramatem), z którego wynikało, że usuwanie śniegu rozpoczęto dopiero wtedy, gdy jego warstwa wynosiła od 1,5 m do 3 m. Taka ilość śniegu ważyła ok. 60 tys. ton (dla porównania: śnieg zalegający na dachu MTK w momencie katastrofy ważył według ocen biegłych ok. 2,5 tys. ton). Ta sytuacja była jednym z kluczowych powodów, dla których w 2002 r. udziałowcy nie udzielili ówczesnym prezesom MTK absolutorium. Tadeusz Burzec odszedł z MTK, a Jan Hoppe po licznych aferach, których był bohaterem, sprzedał swoje udziały w MTK zagranicznej firmie Expocentres Eastern Europe Limited (EEEL). To właśnie ci prezesi marzyli o tym, aby mieć na swoim terenie olbrzymią halę. Uważali, że w ten sposób będą mogli poszerzyć ofertę imprez. Projektami i wizjami zajmowała się firma Decorum z Katowic, która wykonywała

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2011, 2011

Kategorie: Kraj