Gorzki eliksir
WIECZORY Z PATARAFKĄ Pamiętamy chyba wszyscy książkę o Graalu autorskiej pary Michael Baigent i Richard Leigh, bo się ją czytało jak fantastyczną powieść. Przypomnę – Maria Magdalena, żona Jezusa, ucieka do południowej Francji wraz z dzieckiem Jezusa, które daje początek dynastii Merowingów. Ich potomkowie tworzą do dzisiaj związek tajemny. A jakże, były liczne dowody, spekulacje i poszlaki. Jak zwykle w tych sytuacjach w grę wchodzili katarzy, templariusze i masoni. Słowem, sam cud miód, jak to się prześlicznie i tajemnie wszystko układa. Była swojego czasu taka piosenka: „Gdy Kopernik był sułtanem, kiedy Bismarck z konia spadł, chciano osła wypchać sianem, a ten osioł siano zjadł”. I tak dalej. Kolejna książka Baigenta i Leigh nie przynosi równie pięknej fabuły, ale jest o wiele bardziej serio. „Eliksir i kamień. Alchemicy, masoni, różokrzyżowcy i ich wpływ na historię świata” nie zakłada już istnienia jednego, wszechświatowego spisku, ale w stopniu o wiele bardziej prawdopodobnym mówi o nurcie myśli hermetycznej, wszechobecnej w pierwszych wiekach naszej ery, odrodzonej w okresie renesansu i potężniejącej właśnie współcześnie. To już jest do przyjęcia na poważnie. Autorzy nie przemawiają już z pozycji wszechmądrych i wszechwiedzących, chociaż i tak można im pozazdrościć pewności siebie, niekoniecznie uzasadnionej. Esencję hermetyzmu (którego nazwa pochodzi od legendarnego Hermesa Trismegistosa) znajdziemy w (wielokrotnie przełożonej i na język polski) „Tablicy szmaragdowej” – „jako na górze, tako i na dole”. Znaczy to, że struktura kosmosu powtarza się i w strukturze atomu, a wszechświat jest organiczny w aspekcie zarówno materialnym, jak i duchowym. Wątek polski tej sprawy, zresztą kompletnie nieznany brytyjskim autorom, rozciągający się od Twardowskiego i Sędziwoja po Bugaja, Flukowskiego i Broszkiewicza jest tu bardzo istotny. Trzeba jednak przyznać, że Baigent i Leigh zrobili kawał rzetelnej roboty, chociaż trudno im się zdecydować, czy mają owe tendencje hermetystyczne chwalić, czy ganić. W efekcie wychodzi ni to, ni sio. Wygląda nawet na to, że jeden z autorów miał odmienne zdanie od drugiego. Zdarza się, sam miałem kiedyś podobną sytuację, kiedy razem ze świętej pamięci Dorotą Chróścielewską pisaliśmy wspólne dzieło o kimś tam. Czytelnik mógł podejrzewać, że autor zwariował. Książka zakreśla łuk od Szymona Maga do Fausta, potraktowanego jakoś dziwnie pogardliwie. Autorzy nie wiedzą nawet, że był absolwentem Akademii Krakowskiej, sławnego w owych czasach ośrodka astrologii, alchemii i w ogóle wiedzy tajemnej. (A redaktor tomu nie wie, że Dawid grą na harfie koił nie Salomona, lecz Saula. Smutny przyczynek do znajomości Biblii w Polsce). Potem szeroko się roztrząsa magiczne działanie i struktury architektury, malarstwa, literatury oraz muzyki i tu padają twierdzenia interesujące, choć po większej części spodziewane. Część ostatnia została poświęcona czasom współczesnym, zarówno odrodzeniu hermetyzmu, jak i wszelakiego rodzaju manipulowaniu umysłami odbiorców. W istocie wychodzi z tego ogólna teoria wszystkiego, i pozytywna, i negatywna zarazem. Niekiedy trochę trudno przez to wszystko się przekopać. Ale współczesność ma rzeczywiście w sobie niemałe elementy schizofrenii, a warto pamiętać, że i sam czytelnik też z konieczności jest schizofrenikiem. Nikt z nas nie jest lepszy od świata, w którym żyje, nikt z nas nie potrafi przewidzieć, jakie zjawiska wyjdą nam ostatecznie na dobre, a jakie na złe. Tym bardziej odnosi się to do autora, który czuje się podwójnie zagubiony, jako że musi publicznie tłumaczyć sprawy, których sam dobrze nie rozumie. Nie wiem więc, czy Baigent i Leigh uważają świat po prostu za chaos, czy za rodzaj tajemnego ładu, czy może za przedziwny spisek, ale właściwie kogo z kim? Wszystko niby łączy się ze wszystkim, ale zarazem jest całkowicie osobno, a ja jeszcze raz wracam do mojego ukochanego Gorgiasza z Leontinoj – nie ma nic, o niczym nie wiemy, nikomu nie możemy powiedzieć. Kto chce, niech czyta „Eliksir”. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint