Za bezpieczeństwo energetyczne naszego kraju zdrowiem i życiem płacą górnicy „Z czym wraca do domu górnik, któremu udało się przeżyć wybuch metanu w kopalni? Z rękami zapisanymi numerami telefonów… Brat mojego szwagra, chłopak, którego znam od ponad 20 lat, tak właśnie wrócił z nocnej zmiany. Jego ręce pokrywały numery telefonów do żon poparzonych kolegów. Numery, które podawali mu, póki jeszcze mieli siły. Zapisywał je jakimś flamastrem. Kilka godzin wcześniej szli razem na szychtę, rozmawiając o codziennych głupotach, nieświadomi tego, że za chwilę będą swoich kolegów rozpoznawać po zębach, bo reszta była tak zwęglona, że nie dało się inaczej”, napisała na Facebooku mieszkanka Śląska przejęta do głębi tragedią, do której doszło 20 kwietnia 2022 r. w Kopalni Węgla Kamiennego Pniówek w Pawłowicach. Tego dnia w chodniku na głębokości 1000 m w wyniku wybuchu metanu zginęło ośmiu górników, 30 zostało rannych, a siedmiu uznano za zaginionych. Trzy dni później w odległym o ok. 6 km Ruchu Zofiówka Kopalni Węgla Kamiennego Borynia-Zofiówka w Jastrzębiu-Zdroju wstrząs wysokoenergetyczny na głębokości 900 m i wyciek metanu zabiły dziesięciu górników. Do chwili oddania numeru do druku łącznie w obu tych tragediach potwierdzono śmierć 18 górników. Nie ma nadziei na odnalezienie żywego choć jednego z zaginionych. Wśród górników od razu zaczęły krążyć podejrzenia, że zafałszowano wskazania metanomierza. Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki i były ratownik górniczy, przyznaje, że urządzenie nie zadziałało, ale nie przypuszcza, by ratownicy, którzy zginęli, fałszowali jego wskazania. Zastanawia się natomiast, czy wcześniej nie było niepokojących sygnałów. Sprawę wyjaśni prokuratura. Markowski zauważa, że wprawdzie w Pniówku i Zofiówce, gdzie wydobywany jest wysokiej jakości węgiel koksujący, nie było wielkiej presji na zwiększenie wydobycia, bo takiego węgla z Rosji nie sprowadzaliśmy, ale w większości polskich kopalń, w których wydobywany jest węgiel energetyczny, fedruje się na potęgę. Zwłaszcza w ostatnich miesiącach, gdy ceny biją kolejne rekordy. Na początku marca br. indeks cen ARA (skrót od nazw portów Amsterdam, Rotterdam, Antwerpia), uznawany w Europie za wzorcowy, sięgnął 459 dol. za tonę węgla. Obecnie to 324 dol., co świadczy o pewnej stabilizacji. Dla porównania – w roku 2020 za tonę płacono w Europie od 49 do 59 dol. A rok temu w kwietniu cena tony węgla oscylowała wokół 93-95 dol. i uważano ją za wysoką. Jeszcze dwa lata temu polskie kopalnie skazane były na zagładę. Wojna w Ukrainie i problemy z zaopatrzeniem naszego kontynentu w surowce energetyczne sprawiły, że węgiel kamienny wrócił do gry. Polska zaś jest największym i jedynym liczącym się jego producentem w Europie. Niestety, wzrost wydobycia w kopalniach oznacza też wzrost ryzyka kolejnych katastrof. Głośno nikt o tym nie mówi, lecz górnicy muszą pracować mimo zagrożeń. A nadzór nie wygląda dobrze. Janusz Steinhoff, wicepremier w rządzie Jerzego Buzka i były minister gospodarki, zwraca uwagę, że Wyższy Urząd Górniczy, który ma kompetencje kontrolne, podlega dziś nie premierowi, lecz ministrowi aktywów państwowych, który sprawuje nadzór właścicielski nad kopalniami. Zdaniem Steinhoffa tak być nie powinno, bo WUG powstał po to, by nikt nie poświęcał bezpieczeństwa w imię ekonomii. Pieniądze dla kopalń Dzięki zasobom węgla kamiennego, brunatnego i gazu ziemnego Polska, według wszelkich unijnych statystyk, ma największy w Europie potencjał, by poradzić sobie z kryzysem. Nasze korzystające z węgla elektrownie i elektrociepłownie nie staną z powodu braku opału. Nie powinno również zabraknąć gazu ziemnego. Za to w trudnej sytuacji znajdą się mieszkańcy wsi, właściciele domów jednorodzinnych, szklarni itd., którzy korzystają z węgla opałowego, do tej pory w większości sprowadzanego z Rosji. Można było tego uniknąć, gdyby polskie kopalnie były doinwestowane i wydobywały więcej węgla. I gdyby bardziej dbano o bezpieczeństwo górników. Tymczasem w ostatnich latach znacznie ograniczono inwestycje w górnictwie, zmniejszono zatrudnienie, zamknięto wiele zakładów. Przedstawiciele branży górniczej jako powód wskazują agresywną politykę klimatyczną. Dlatego węgiel sprowadzamy z tak odległych krajów jak Australia, RPA czy Kolumbia. Doszło do paradoksu – w kraju będącym największym w Europie producentem węgla kamiennego tona ekogroszku dla odbiorców indywidualnych na początku kwietnia kosztowała ok. 2,5 tys. zł. Obecnie tego towaru rozpaczliwie brakuje, a za tonę ekogroszku z Kolumbii trzeba zapłacić 3,2 tys. zł. Nie brakuje
Tagi:
ARA (indeks cen węgla), BHP, biznes, Europejski Kongres Gospodarczy, górnictwo, górnicy, Górny Śląsk, gospodarka, Grzegorz Tobiszowski, Janusz Steinhoff, Jarosław Niemiec, Jastrzębie-Zdrój, Jerzy Buzek, Jerzy Markowski, kapitalizm, katastrofy górnicze, katastrofy naturalne, Kodeks pracy, kopalnie, korporacje, KWK Borynia-Zofiówka, Lubelszczyzna, LW Bogdanka S.A., Łęczna, neoliberalizm, PiS, Pniówek, polityka gospodarcza, polityka społeczna, polska polityka, polski węgiel, praca w Polsce, pracownicy, pracownicy najemni, prawa pracownicze, prawo pracy, protesty pracownicze, przemysł wydobywczy, przestępstwa związane z pracą, relacje polsko-rosyjskie, rosyjskie surowce, rynek pracy, rząd PiS, Śląsk, śmierć, społeczeństwo, surowce, surowce naturalne, Tomasz Rogala, transformacja, transformacja energetyczna, transformacja ustrojowa, węgiel, węgiel kamienny, wojna w Ukrainie, wypadki przy pracy, Wyższy Urząd Górniczy, Zakładowy Związek Zawodowy Przeróbka, zarobki Polaków, Zofiówka, związki zawodowe, związki zawodowe górników, związkowcy