Co PiS obiecał, to rząd chce odebrać. Taki wniosek płynie z programu ogłoszonego przez Kazimierza Marcinkiewicza Premier Marcinkiewicz z pewnością nie zawiesił nad swoim biurkiem sławnego hasła Billa Clintona. W jego exposé sejmowym gospodarka pod względem hierarchii ważności znalazła się dopiero na czwartym miejscu, daleko za służbami specjalnymi. I na dobrą sprawę nie wiemy, jakie konkretnie zadania rząd stawia sobie w tej sferze i jakimi środkami zamierza je realizować. Premier stwierdził, że program jego gabinetu jest w pełni oparty na programie, z którym Prawo i Sprawiedliwość szło do wyborów. Dokument programowy PiS, mocno krytyczny wobec dokonań poprzedników, głosił: „Jeszcze większe obawy budzi stan polskiej gospodarki i polityka ekonomiczna państwa. Obserwujemy wzrost gospodarczy, ale jest on niepewny i w ostatnich latach za wolny”. A po ostatnim posiedzeniu rządu 9 listopada premier oznajmił: – Przyjęliśmy program działania rządu „Solidarne państwo”, który zawiera nową politykę gospodarczą, jaką chcemy wprowadzić po to, by wprowadzić Polskę na ścieżkę szybszego rozwoju gospodarczego. Z tego wprowadzania w exposé niewiele jednak zostało. Przypomnijmy, iż wyborczy program PIS zapowiedział między innymi wzrost nakładów na inwestycje o 1,5% rocznie, osiągnięcie dochodów z prywatyzacji w latach 2006-2009 w wysokości 7-10 mld zł rocznie, zachowanie podatku VAT na obecnym poziomie, utrzymanie giełdy papierów wartościowych w rękach państwa, stworzenie centrów transferu nowoczesnych technologii na styku nauki i gospodarki, zbudowanie 5 tys. km dróg ekspresowych i autostrad w ciągu czterech lat, co byłoby ważnym impulsem dla rozwoju gospodarczego. O tym wszystkim w wystąpieniu premiera nie było ani słowa. Tak jak o zamiarach renegocjacji z Komisją Europejską rekompensat za zniesienie interwencyjnego skupu zbóż i mleka oraz utrzymaniu obecnych kwot wielkości produkcji cukru. Zniknęła też słynna już obietnica zbudowania 3 mln mieszkań w osiem lat; nie było również ważnych zapowiedzi szybkiego rozwijania szerokopasmowej infrastruktury telekomunikacyjnej i obniżenia cen tych usług, a także wprowadzenia nowej jakościowo strategii informatyzacji państwa, służącej rozwojowi gospodarczemu. Premier nie powiedział też, jaką projekcję tempa wzrostu gospodarczego przewiduje w przyszłości jego rząd; nie dowiedzieliśmy się również, w jaki sposób działania gabinetu miałyby się przełożyć na przyśpieszenie rozwoju. – Trochę dziwne, że o głównym zadaniu, stanowiącym podstawę rozwiązania pozostałych problemów, czyli o gospodarce, premier mówił niewiele i bardzo ogólnie – skomentował Aleksander Kwaśniewski. Wszystko to wynika z faktu, że PiS zawsze szykowało się do władania organami przymusu i sferą ideologii. Obecna ekipa nie jest za dobrze przygotowana do rozwiązywania problemów ekonomicznych, przecież z przyziemnymi i mało efektownymi kwestiami gospodarczymi mieli mordować się przyjaciele z PO. Teraz zaś PiS rządzi samodzielnie, z rachunkami za poparcie wystawianymi przez Giertycha i Leppera. Sygnał ze Wschodu Premier nic w zasadzie nie powiedział o współpracy gospodarczej z naszymi wschodnimi sąsiadami. Nie wiemy, co rząd chce robić w tej dziedzinie. Sprawy nabrały zaś bolesnej aktualności po podwyżkach cen gazu i wstrzymaniu przez Rosję importu mięsa i artykułów roślinnych z Polski. Te decyzje mają oczywiście charakter polityczny. Rosjanie dobrze zapoznali się z programem wyborczym PiS, który zapowiadał, że Polska będzie prowadzić „wiodącą politykę w regionie”, budując szczególne więzi współpracy ze wschodnimi sąsiadami, a zwłaszcza z Ukrainą. Rosja zaś bynajmniej nie chce rezygnować ze swojej wiodącej polityki w regionie. Politycy rosyjscy z niechęcią przyjęli też zapowiedź PiS, że powstanie Fundusz Dobrego Sąsiedztwa, wspierający inicjatywy społeczne na Białorusi i Ukrainie. W exposé premier dodał jeszcze, że Polska nadal wspierać będzie naszych wschodnich partnerów i społeczeństwa w dziele reform, w budowie struktur demokratycznego państwa prawa i społeczeństwa obywatelskiego. W Moskwie musiało to zostać odebrane jako zapowiedź mieszania się w rosyjskie interesy. Prawo i Sprawiedliwość oświadczyło przed wyborami: – Musimy dążyć do tego, by Rosja przestała uważać Polskę za naturalną sferę swoich wpływów, a zaczęła traktować Rzeczpospolitą jako równoprawnego członka UE. Do tego musimy przekonać zarówno Moskwę, jak i Brukselę. No to teraz rząd ma ku temu okazję. Z pewnością ważnym konkretem w exposé jest przecinające wszelkie domniemania oświadczenie, że deficyt budżetowy, wbrew zamierzeniom min. Lubińskiej, nie przekroczy 30 mld zł. O tym, na co będą przeznaczane pieniądze
Tagi:
Andrzej Dryszel