Gra w numerki

Z GADZIEJ PERSPEKTYWY Przełom czerwca i lipca to niebezpieczna dla Polaków pora. Wtedy raz na cztery lata układane są listy wyborcze do parlamentu. Wiara w potęgę numerka na liście potrafi czynić cuda, naładować liderów partii politycznych przekonaniem, iż wybory wygrać każdy może. Ważne, aby miał tylko odpowiedni numerek. Oczywiście, najbardziej prestiżowy jest numer jeden na każdej liście. Dla każdego kandydata na parlamentarzystę to już pasowanie na lidera. Do tego całkowita pewność, że pierwszeństwo daje automatycznie mandat. Bo społeczeństwo, to nieuświadomione, głosuje przede wszystkim na znak firmowy listy. Na partię czy koalicję. I najłatwiej jest mu postawić krzyżyk na pierwszego z kandydatów. Takie rozumowanie sprawia, że są też miejsca pierwsze, chociaż przy nazwisku nie mają jedynki. W trakcie układania list wyborczych w tym sezonie kobiety walczyły zwykle nie o numer „jeden”, ale o to, by być pierwszą kobietą na długiej liście wyborczej. Bo wtedy ten elektorat: bardziej wysublimowany, krytyczny, pragnący zagłosować nie tylko na partię, ale też na upartyjnioną płeć, na pewno postawi krzyżyk przy pierwszym żeńsko brzmiącym nazwisku. Podobne kalkulacje dotyczyły pierwszych na listach emerytów, bo podobno w naszym kraju emeryci marzą jedynie o tym, aby zagłosować na emeryta. Bo przecież nikt tak nie zrozumie emeryckiej niedoli, jak ten, który też cienką, emerycką zupkę żłopie. Przynajmniej na początku, bo potem, pobierając poselskie pobory, odkuje się finansowo i być może oderwie od bazy. Parlamentarna kadencja ma to do siebie, że trwa jakieś cztery lata. Młodzież wtedy dorasta i odrywa się od problemów młodzieży. Piękne kobiety brzydną nierzadko, bo robota w dusznych, zadymionych wnętrzach często psuje cerę niesłychanie. Równie dobra jak pierwsza jest pozycja ostatnia. Bo jak napisano w wielkiej księdze, „ostatni mogą być pierwszymi”. Bo jest to pozycja łatwa do odnalezienia przez elektorat głosujący na osobę o znanym mu nazwisku. Bo daje udział w grze wyborczej, wyścigu do koryta, jak to elegancko określa elektorat, ale zaznacza, że kandydat może do sitwy polityków nie należeć. Bo daje szansę oddania głosu tym, którzy wybierają dane ugrupowanie na zasadzie mniejszego zła, tym, którzy ugrupowanie lubią, ale z jego programem, polityką w pełni się nie zgadzają. Z ostatniego miejsca wychodzą ci „wyraziści”. Doświadczyłem tego w wyborach 1997 r., kiedy z ostatniego miejsca w stolicy dostałem się do parlamentu, uzyskując trzeci co do oddanej ilości głosów wynik. I dlatego usilnie się starałem, żeby swoją ostatnią pozycję zachować. Chociaż proponowano mi też przedostatnią jako „awans”. Też prestiżowa, choć w cieniu Wielkiego Lidera, jest pozycja druga, podobnie jak i trzecia, zwana „medalową”. Czyli mandat biorącą. Są inne numerki na listach, które mogą być przydatne dla kandydata. „Siódemka”, rzecz jasna, z natury szczęśliwa. “Trzynastka” pechowa niby, ale tfu, na elektoratu urok, może okazać się lepsza niż siódemka. „Piątka” może określać ocenę kandydata, podobnie jak wedle nowego systemu ocen „szóstka”. „Dwadzieścia jeden” to dla karciarza oczko, czyli git kandydat albo kandydatka. „Dwudziestka trójka” to też dzień wyborów. Oczywiście, przy okazji wyborczej gry w numerki pojawiają się opinie, aby listy układać wedle kolejności alfabetycznej, bo tak jest sprawiedliwie. Albo losować kandydatów. Albo układać wedle zawodów, alfabetycznie lub drogą losowania. Albo… Wszystkie gry w numerki dowodzą jednego. Nadal układający listy i bijący się o medalowe miejsca kandydaci liczą przede wszystkim na nieuświadomiony elektorat. Na tych, którym kwalifikacje, praca parlamentarna, zawodowa kandydata są mało znane lub nieznane. Niestety, w czasie kampanii wyborczej zbyt wiele energii, czasu i zabiegów sztabów wyborczych koncentruje się na grze w numerki. Czasu i energii potrzebnych do prezentacji kwalifikacji, walorów intelektualnych kandydata. Parlament to przede wszystkim wytwórnia ustaw. Tam uroda, wiek, krasomówstwo czy partyjne zasługi są drugorzędne. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 28/2001

Kategorie: Blog