Czy tylko skandalista, czy już ktoś więcej? W co gra Janusz Palikot? Polskie życie medialne (bo chyba nie polityczne) przeżywa efekt Palikota. Poseł Platformy trafił na pierwsze strony gazet, jego nazwisko otwiera wydania dzienników telewizyjnych i radiowych. Nie ma publicystycznej dyskusji, w której by o nim nie debatowano. Wszyscy mówią o Palikocie i przeważnie kończą zdaniem, że nie powinno się o nim mówić. I tak w koło Macieju. Janusz Palikot wyrósł nam na głównego politycznego bohatera pierwszych dni roku 2009. Czy to przypadek? Dlaczego tak się stało? Czy będzie to miało dalsze konsekwencje? Bęben i pałka Po pierwsze więc – to nie jest przypadek. Pisaliśmy już o Palikocie tydzień temu. Do czasu przedpalikotowego polska scena polityczna była podzielona na dwa obozy: na bęben i na pałkę. Pałką byli ludzie skupieni wokół PiS, LPR i Samoobrony, którzy z lżenia politycznych przeciwników i poniżania ich uczynili normę. Oni mogli wszystko – jak swego czasu ogłosił w Sejmie Andrzej Lepper – skończył się Wersal. Pałka waliła w bęben – którym była najpierw lewica, potem Unia Wolności, na końcu ta rola przypadła Platformie Obywatelskiej. Bezkarnie. Tymczasem pojawił się Palikot i wszystko się odmieniło. Bo niespodziewanie ktoś zaczął odpowiadać PiS jego językiem. Ktoś chamowi machnął na odlew, odpowiedział po chamsku. I to jest cały szok. Bęben odpowiedział pałce. Przypomnijmy kulisy ostatniej awantury. Jej bezpośrednią przyczyną była wielka konferencja prasowa PiS z udziałem Jarosława Kaczyńskiego i Grażyny Gęsickiej, PiS-owskiej minister ds. wykorzystania środków europejskich. Na tej konferencji Gęsicka, stojąc obok Kaczyńskiego, najpierw mówiła, że Platforma nie wykorzystuje środków europejskich, a potem, że z budżetu na lata 2007-2011 wykorzystała ledwie 0,3% przyznanych nam środków. A żeby to wbiło się lepiej widzom do głowy, trzymała w ręku wielką tablicę z wypisaną liczbą 0,3%. To miała być propagandowa maczuga, którą PiS zamierzało walić w rząd. Co istotne – liczby prezentowane przez Gęsicką były nieprawdziwe. Posłanka PiS kłamała. W rzeczywistości, o czym powinna była wiedzieć, Polska z unijnego budżetu na lata 2007-2011 wykorzystała 5,3% przyznanych nam środków, co daje nam trzecie miejsce w Europie. A dodajmy – pierwszy kraj w tej klasyfikacji wykorzystał 5,33% dostępnych mu środków. Ale gdyby Gęsicka tak powiedziała, żadnego propagandowego sukcesu by nie osiągnęła. Nie tego od niej oczekiwał Jarosław Kaczyński. Można z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że intencje PiS były następujące: ten komunikat 0,3% miał przebić się do opinii publicznej i do PiS-owskiej opowieści. Oni zamierzali to powtarzać. A protesty Platformy czy PO-wskiej minister najzwyczajniej w świecie zamierzali ignorować. W Polskę poszedłby komunikat 0,3%. Reszta zaś to byłyby mysie piski. Tymczasem mysz wydała ryk lwa. Palikot oskarżył Gęsicką o to, że „politycznie się prostytuuje”, i tym samym odwrócił propagandowy schemat. To Platforma zaatakowała, a PiS musiało się tłumaczyć. A Gęsicka przyznać, że liczbami manipulowała. Oto więc mamy na szali dwa uczynki – nieobyczajną odzywkę Palikota, która gorszy, i kłamstwo polityków PiS, które wprowadza w błąd opinię publiczną, oszukuje Polaków. Co jest gorsze? PiS to perfuma? Zanim zastanowimy się nad tym pytaniem, warto zatrzymać się jeszcze przez chwilę nad głosami oburzenia, które po wypowiedzi Palikota przetoczyły się przez polskie media. Nagle się zatrzęsło. W wielkiej grupie oburzonych zaczął brylować gasnący „Dziennik”. A kuriozalnym komentarzem popisał się Cezary Michalski, który nagle zapałał miłością do bon tonu. I pisał: „Palikot zachowuje się jak Lepper albo Żyrinowski. Wprowadza ruskie standardy brutalności i wulgarności do polskiej polityki”. Oto kuriozum – Michalski, a także jego redakcyjni koledzy wielokrotnie traktowali brutalnym słowem tych, których nie lubią. Zwłaszcza lewicę. A także Adama Michnika, na punkcie którego Michalski zdaje się mieć fiksację. I nagle wydelikatnieli! Zwróćmy uwagę, w jak selektywny sposób, bo Palikot porównany jest do Żyrinowskiego i Leppera. A do Kaczyńskiego to go porównać nie łaska? To co, PiS w tym kraju nie ma? PiS to perfuma? Oczywiście „Dziennikowi” głupio jest porównywać Palikota do liderów PiS, bo gdy oni wypowiadali niestworzone rzeczy, brutalizowali polską politykę, „Dziennik” jakoś się nie rozdzierał szat. Tylko że perspektywa, w której nie widzi się PiS, jest po prostu nieprawdziwa. Palikot w swej politycznej niepoprawności jest naśladowcą nie Leppera, lecz Kaczyńskiego. Żadnych
Tagi:
Robert Walenciak