Gradobicie

Gradobicie

Czy sprzedaż polskich stoczni pogrąży ministra skarbu? Gdy 28 maja br. resort skarbu państwa w specjalnym komunikacie poinformował o podpisaniu umowy sprzedaży najważniejszych składników majątkowych Stoczni Szczecińskiej Nowa Sp. z o.o. oraz Stoczni Gdynia SA inwestorowi działającemu za pośrednictwem Stichting Particulier Fonds Greenrights, w imieniu spółki United International Trust N.V., wydawało się, że jest sukces. Politycy Platformy Obywatelskiej podkreślali, że Gradowi udało się dogadać ze związkowcami, zapewnić ciągłość działania stoczni, doprowadzić do kompromisowej decyzji Komisji Europejskiej umożliwiającej utrzymanie produkcji, a w końcu pozyskać poważnego inwestora. A wszystko to w warunkach gospodarczego kryzysu pustoszącego gospodarkę światową. Nikczemnie mała kwota – około 380 mln zł – za którą sprzedano zakłady w Gdyni i Szczecinie, nie wzbudziła emocji. Podobnie jak fakt, że resort skarbu był wyjątkowo oszczędny, informując opinię publiczną, kim jest inwestor. Delikatnie wskazywano na Katar. Emirat położony we wschodniej części Półwyspu Arabskiego nad Zatoką Perską. Szybko wyszło na jaw, że Stichting Particulier Fonds Greenrights nie jest znany wśród osób zajmujących się przemysłem stoczniowym. Także nazwa United International Trust N.V. bardziej kojarzyła się z internetowym hazardem niż z branżą morską. Media ustaliły, że coś jest nie tak, wymieniany bowiem przez polityków w kontekście tej transakcji katarski fundusz inwestycyjny QInvest, a zwłaszcza gwarantujący transakcję Qatar Islamic Bank wykazały dziwną wstrzemięźliwość. Nie przeszkodziło to wcześniej prominentnym przedstawicielom rządu snuć zapewnienia, że „umowy stanowią kolejny ważny krok w kierunku zapewnienia jak największej liczby miejsc pracy”. A „główny inwestor, który zakupił kluczowe składniki majątku obu stoczni, nadal deklaruje kontynuowanie budowy statków, co więcej, zamierza również prowadzić równolegle inną działalność”, co deklarował Wojciech Dąbrowski, prezes Zarządu Agencji Rozwoju Przemysłu SA. Gdy na początku lipca dziennik „Rzeczpospolita” podał, że fundusz QInvest jest doradcą, a nie inwestorem w stoczniach w Gdyni i Szczecinie, min. Grad zwołał konferencję prasową i przekonywał dziennikarzy, że „wszystko jest w należytym porządku”, a on sam „jest spokojny o stocznie”. Zresztą nikt się nie spodziewał, że minister skarbu powie coś innego. Spekulacje na temat tajemniczego inwestora i spory wokół banku PKO BP mocno podkopały pozycję Grada w rządzie, więc gdyby jeszcze miało się okazać, że stoczniowy interes nie jest dostatecznie transparentny, premier musiałby rozważyć odejście pana Aleksandra. Donald Tusk zapowiedział zresztą, że jeśli do końca sierpnia nie wpłyną pieniądze za stocznie, Grad pożegna się ze stanowiskiem. 29 lipca w trakcie spotkania ze stoczniowcami minister miał powiedzieć, że „udziałowcami konsorcjum będą inwestorzy nie tylko z Kataru, ale również Kuwejtu, Bahrajnu i Zjednoczonych Emiratów Arabskich”. To kolejna zaskakująca informacja. Niejasności „Nie chciałbym dzisiaj zaglądać do ťkuchniŤ, do inżynierii finansowej, jaką sobie te firmy przygotowały – kto jest wiodący, kto mniej. Wiem, że to, co zostało powiedziane przez inwestora i przeze mnie, jest prawdziwe i przy tym pozostanę”, mówił dziennikarzom szef resortu skarbu na wspomnianej lipcowej konferencji. Ale czy rzeczywiście sprzedaż największych polskich stoczni spełniała standardy transparentności przyjęte w Unii Europejskiej, skoro do dziś nie wiadomo, kto faktycznie je kupił? Po co tworzyć łańcuszek spółek zarejestrowanych w rajach podatkowych? Po co wymieniać poważne instytucje finansowe z Kataru, które następnie zmuszone są prostować urzędnicze rewelacje? Po co w końcu min. Grad angażował Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego w badanie sprawy tajemniczego listu mało znanego Szczecińskiego Stowarzyszenia Obrony Stoczni i Przemysłu Okrętowego, które ostrzegało Katarczyków przed inwestycją, sugerując, że stocznia w Szczecinie to „pralnia brudnych pieniędzy”? Czyżby arabscy inwestorzy nie wiedzieli, że przed polskimi sądami od lat toczą się procesy o uznanie transakcji zakupu spółki córki Allroud Ship Service, z której powstała później Stocznia Szczecińska Nowa, a za którą Agencja Rozwoju Przemysłu zapłaciła symboliczną złotówkę, jak i sprzedaż spółki Porta Petrol SA za bezskuteczne? Czy nikt nie poinformował ich o wątpliwościach towarzyszących upadłości stoczni w Szczecinie w 2002 r.? Oficjalnie powodem wstrzymania wpłaty przewidzianych w umowie pieniędzy za stocznie miał być wspomniany list stowarzyszenia. I czas potrzebny jakoby inwestorowi na rozwianie wszelkich zastrzeżeń. Oczywiście mało kto w to uwierzył, bo przed podpisaniem umowy zarówno resort skarbu, jak i tajemniczy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 31/2009

Kategorie: Kraj