Granica współczucia

Granica współczucia

Alaa Massini (C-R), refugee from Syria, speaks with Klara (C-L), an activist from the Grupa Granica (Border Group), as they walk with border guard officers in the woods near Kleszczele, Poland, on October 22, 2021. - Thousands of migrants, mostly from the Middle East have crossed or tried to cross from Belarus since the summer. The EU believes the Belarusian regime is deliberately sending the migrants over in retaliation against EU sanctions. (Photo by Wojtek RADWANSKI / AFP) / TO GO WITH AFP STORY by Anna Maria JAKUBEK

Kto pomaga uchodźcom? 44 764 – co najmniej tylu uchodźców zginęło, próbując przekroczyć unijne granice od 1993 r. do 1 czerwca 2021 r. według organizacji UNITED Against Refugee Deaths. W przyszłym roku ta lista się wydłuży. Wprawdzie oficjalnie na pograniczu polsko-białoruskim do tej pory życie straciło tylko 10 osób, ale nieoficjalnie mówi się o kilkudziesięciu. A może być jeszcze więcej. W obliczu kryzysu humanitarnego nie każdy jest obojętny. Ludzie oddolnie się organizują, tworzą grupy pomocowe, zwołują protesty, organizują zbiórki. Kto pomaga uchodźcom na granicy? Mieszkańcy zony W połowie października na terenie objętym stanem wyjątkowym rozbłysły zielone światła. W każdym domu, w którym widać ten kolor, uchodźcy mogą znaleźć pomoc – posiłek, suche ubrania, leki, możliwość naładowania telefonu i ogrzania się. Jak mówi burmistrz Michałowa Marek Nazarko, to całkowicie oddolna akcja, do której przyłączyło się wielu mieszkańców pogranicza i on sam. Zielone żarówki świecą również w mediach społecznościowych na awatarach ludzi, którzy nie boją się pomóc. To oni opisują swoje przeżycia, dramatyczne spotkania z ludźmi na granicy śmierci, pomoc, zachowanie funkcjonariuszy. – Już pięć razy osobiście zetknęłam się z uchodźcami. Koło domu, na spacerze z psem. Można powiedzieć, że przypadkiem – mówi Eliza Kowalczyk, mieszkanka Białowieży. – Niedawno widziałam, jak funkcjonariusze Straży Granicznej złapali trzech młodych uchodźców, którzy chowali się na terenie jednego z białowieskich kościołów. Myślę, że poszli tam, bo szukali miłosierdzia, pomocy. Niestety, niczego takiego nie znaleźli. Byli przerażeni, grubo ubrani, zdezorientowani. Podeszłam do samochodu policyjnego i zapytałam, czy ci mężczyźni potrzebują czegoś do jedzenia, picia, czy można się z nimi porozumieć i gdzie ich zabiorą. Dowiedziałam się jedynie, że to nie moja sprawa i mam nie przeszkadzać w interwencji. Przepakowali tych mężczyzn do wozu Straży Granicznej i pojechali, nie wiem gdzie, ale na pewno nie w stronę placówki Straży Granicznej. Niedawno na swoim Facebooku Eliza Kowalczyk opisała, jak przed jej domem Straż Graniczna otoczyła trójkę uchodźców – kobietę i dwóch mężczyzn. Podeszła do nich z pytaniem, czy potrzebują czegoś do picia, jedzenia. Kobieta natychmiast zerwała się z krzykiem „No Belarus!”, a mężczyzna otworzył stojącą obok torbę turystyczną. W środku było niemowlę. – Cały czas mam je przed oczami. Przez kilka dni czułam się wtedy fizycznie i psychicznie obolała, jakby mnie ktoś pobił – opowiada Eliza Kowalczyk. – Pamiętam, jak jeszcze przed wprowadzeniem stanu wyjątkowego ktoś poinformował mnie, że Straż Graniczna zatrzymała w okolicy przystanku autobusowego przy kościele grupę czarnoskórych uchodźców. Była wśród nich kilkuletnia dziewczynka, już wtedy ubrana w zimową kurtkę i wielką czapkę, a przecież było jeszcze lato. Do piersi przyciskała lalkę i płakała. Starałam się ją pocieszyć, ale co można powiedzieć w takiej sytuacji? Ją też potem przez bardzo długi czas miałam przed oczami. Jak mówi Eliza Kowalczyk, niektórzy mieszkańcy, widząc uchodźców, od razu dzwonią do Straży Granicznej: – Ludzie są bardzo podzieleni. Niektórzy donoszą, uważają, że uchodźcy to mordercy, terroryści, że przyszli nas wyrżnąć. Myślą, że to, co się dzieje na granicy, to kryzys polityczny, a nie humanitarny. Słyszałam, jak pewien mężczyzna opowiadał, że ma już przygotowane w domu noże i siekiery na uchodźców. W takich warunkach trudno jest głośno rozmawiać na temat nieszczęścia tych osób. Ale trudno też trzymać tę traumę w sobie. Nie wszyscy są negatywnie nastawieni. Wielu mieszkańców pomaga uchodźcom samodzielnie lub dzwoni do jednej z grup interwencyjnych działających wzdłuż granicy. Tworzą je zwykli niezwykli mieszkańcy strefy, którzy oddolnie zorganizowali się w grupy pomocowe. Dokąd jechać i co ze sobą zabrać, mówią im aktywiści Grupy Granica, którzy uruchomili telefon alarmowy dla uchodźców. – Nas jest ok. 30 osób, działamy na terenie Białowieży – mówi Joanna Łapińska, mieszkanka pogranicza działająca w lokalnej grupie interwencyjnej. – Jesteśmy stale w pogotowiu, reagujemy na alarmy z informacjami, że są jakieś osoby potrzebujące ratunku w lesie. Codziennie przez granicę przechodzą dziesiątki, jeżeli nie setki osób. My dziennie pomagamy kilkunastu-kilkudziesięciu. Ostatnio ratowaliśmy trzy osoby, które ugrzęzły w bagnie i nie były w stanie samodzielnie się wydostać. W dzień zazwyczaj zgłoszeń jest mniej –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 46/2021

Kategorie: Kraj