Komisariat 94 NYPD obsługujący nowojorską „Małą Polskę” to najbardziej polonijna jednostka policji w Ameryce Korespondencja z Nowego Jorku Nie możesz się uważać za nowojorczyka, jeżeli nie masz osobistego stosunku do telewizyjnego serialu „NYPD Blue” o tutejszych gliniarzach. Liczący 36,5 tys. ludzi najsłynniejszy w świecie garnizon policyjny jest przedmiotem nieustannego zainteresowania, adoracji, irytacji, dowcipów i legendy. Faktu, że bez tego Blue czyli błękitu, metropolia nowojorska nie przeżyłaby kolejnego dnia, nic nie zmieni. Dotyczy to skali makropolicingu, o mikropolicingu będzie zaraz… Co robi policjant? Policing zaś jest tym, co robi policja, a czego w Polsce nie udaje się przekazać jednym słowem, jak tego choćby, że na ogół filozofia jest produktem filozofów, a polityka – polityków (choć częściej: idiotów). Jak Polska chce leżeć w USA, powinna jakoś nazwać robotę policyjną. Albo zmałpować „policing” („policynk”?), albo postarać się o coś bardziej własnego, np. policjonowanie. Mikropolicjonowanie nowojorskie odbywa się w wielu miejscach, w tym na 55-tysięcznym Greenpoincie, w tutejszej „Małej Polsce” (choć wielu upiera się, że to „Druga Łomża”, niewiele mniejsza od oryginału). Ostoją lokalnego porządku i bezpieczeństwa jest Komisariat 94 u zbiegu Meserole Avenue i Lorimer Street. Przez ścianę z Europą, najbardziej znanym polskim klubem w Nowym Jorku. Sąsiedztwo jest tradycyjnie bezkolizyjne, niekiedy nawet sympatyczne, gdy – powiedzmy – klub odwiedza prezydent Polski, a gliniarze mogą go osobiście poznać i pogadać z nim (nawet po angielsku). Siedziba mieści się w okazałym budynku, którego nie powstydziłby się kampus uniwersytecki, zwłaszcza że po ścianie od strony Lorimer Street wspina się bluszcz, czyli najbardziej „akademicka” roślina w Ameryce. Nad wejściem transparent wita interesantów i wyraża radość ze służby dla nich. W ogóle hasłem NYPD jest CPR. Rozszyfrowując, New York Police Department głosi: Courtesy, Professionalism, Respect, czyli: grzeczność, profesjonalizm, szacunek. Nie zaś: kurtuazja, profesjonalizm i respekt, bo to mogłoby zakreślać już inne horyzonty relacji ze społeczeństwem. Hasło wypisane jest na każdym oznakowanym pojeździe NYPD dużymi literami, tak żeby nowojorczyk wiedział, czego ma oczekiwać od załogi, i nie bał się jej absorbować. Skorzystać z doświadczeń Komisariatem 94 dowodzi kpt. Paul Vorbeck, jeden z najzdolniejszych nowojorskich gliniarzy. Ma 38 lat, a od trzech jest kapitanem. W amerykańskich realiach kapitan to wysoka, kierownicza ranga, bardzo trudna do osiągnięcia. Najczęściej awans przychodzi u schyłku kariery, tymczasem Vorbeck ma jej przed sobą jeszcze wiele lat. Jest Niemcem z pochodzenia i prawdziwym przyjacielem Polaków. Służba na Greenpoincie wzmacnia te uczucia, do czego droga wiedzie m.in. przez liczne polskie restauracje, w bardzo umiarkowanej cenie serwujące bliskie kapitańskiemu podniebieniu specjały, np. golonkę z chrzanem czy schabowego z kapustą. Dania równie polskie co niemieckie. Vorbeck ma hollywoodzką urodę i urocze maniery. Łomżynianka Teresa Kunicka mieszkająca niedaleko komisariatu upiera się, że bardzo przypomina jej osobistego sekretarza Benedykta XVI, monsignore Georga Gänsweina. Wie, co mówi, bo papieskiego sekretarza widziała z bliska, kiedy był ze swym szefem w Polsce. Vorbecka widziała na spotkaniu z ludnością. Nigdy przedtem nie podejrzewała, że „Niemiaszki takie przystojne”. Kapitan niemałe wrażenie wywarł też na delegacji kierownictw polskich komend głównej i stołecznej, która słuchała go z wielką uwagą i ochoczo obdarowała efektownym godłem polskiej policji. Polscy funkcjonariusze przybyli do NYPD, by wykorzystać tutejsze wzorce i doświadczenia, co jest wyborem trafnym. Stawili się z dobrze odrobioną lekcją. Wykazywali się wiedzą na temat szlagierowych rozwiązań nowojorskiego policingu, momentami wzbudzając zaskoczenie kapitana. Dokładnie obejrzeli komisariat, a szczególnie… areszt, gdzie chętnie się fotografowali. Zastępca komendanta, kpt. Stefan Komar (po maturze w Warszawie), gotów był nawet zrobić kolegom z Polski zdjęcia komputerowe w formacie listu gończego i po przyjacielsku zdaktyloskopować. Co ciekawe, nowojorska policja robi to przezornie od razu w komisariacie. Gdyby gagatek, transportowany na komendę lub do więzienia, zwiał po drodze, nie byłoby po nim śladu, a tak jest. Nowojorskie porządki Burmistrz Giuliani wiedział, co robi, ściągając na szefa NYPD z Bostonu Billa Brattona. Ten miał swoje wizje bezpieczeństwa i porządku, które miały zmienić nowojorską jakość życia (quality of life). Zaczęło o się od zasady „zero tolerancji” dla najdrobniejszych nawet wykroczeń. Bo zaczyna się od braku
Tagi:
Waldemar Piasecki