Łowcy promocji mają nowe żerowisko – Groupon Internet nie przestaje nas zaskakiwać. Ci, którzy osiągną tutaj sukces, zawsze w jakiejś kategorii są naj: najwięksi, najbogatsi, najszybsi, najlepsi. Kiedy wydaje się, że w sieci wymyślono już wszystko, pojawia się ktoś, kto burzy spokój, łamie reguły i bije nowe rekordy. Nie inaczej jest z Grouponem, największym serwisem grupowych zakupów na świecie. Nie można tam kupić telewizora ani książki, a mimo to mówi się, że zrewolucjonizował handel w internecie. Chociaż sprzedaje sushi i implanty dentystyczne, zarobił miliard prędzej niż jakikolwiek inny biznes na świecie. Znakomita większość supernowych internetu wybucha w Dolinie Krzemowej, ta wyjątkowo narodziła się w wietrznym Chicago. Zapomnijcie o Facebooku i Zuckerbergu – teraz w świetle reflektorów jest Andrew Mason. Pianista programista Mason, jak wiele wschodzących gwiazd internetu, nie wygląda na prezesa. Przede wszystkim nie ma głowy przyprószonej siwizną. Podkoszulek, dżinsy i trampki zastępują uszyty na miarę garnitur i buty od szewca. Za oceanem stał się ulubieńcem branżowych mediów, które piszą o nim z zainteresowaniem wprost proporcjonalnym do przychodów generowanych przez jego firmę. „Nigdy nie myślałem o sobie jako o przedsiębiorcy – wyznaje skromnie. – Po prostu lubię tworzyć”. Nie jest geekiem – nie dorastał przypięty do komputera. Z wykształcenia pianista, lekcje pobierał od szóstego roku życia. Od zawsze chciał być muzykiem rockowym i przez jakiś czas nim był. Już w wieku 15 lat dorabiał, rozwożąc sąsiadom zakupy w niedzielne poranki. Po studiach pracował jako twórca stron internetowych, na czym w efekcie wyszedł znacznie lepiej niż na grze na instrumentach klawiszowych. W 2006 r. chciał zrezygnować z umowy z operatorem sieci komórkowej. Operator robił mu wielkie problemy, co wzbudziło w Masonie refleksję o bezsilności jednostki wobec wielkich instytucji. Zaczął się zastanawiać, co by było, gdyby dać ludziom narzędzie, za pomocą którego mogliby się zorganizować. O projekcie dowiedział się jego ówczesny szef, Eric Lefkofsky, znany chicagowski przedsiębiorca internetowy, który wzbogacił się, zanim pękła bańka dot-comów w 2001 r. Lefkofsky zaproponował Masonowi ofertę, której tamten nie mógł odrzucić – okrągły milion dolarów na rozkręcenie przedsięwzięcia. Zdumiony pianista programista przyjął pieniądze, czując, że to może być jedyna szansa w życiu. Tak narodził się The Point (ang. sedno sprawy), gdzie ludzie mogli deklarować poparcie dla różnych inicjatyw, np. manifestacji. Główna idea była taka, aby wokół każdej akcji zebrała się pewna masa krytyczna – by ludzie wiedzieli, że jest ich więcej i że nie poświęcają swojego czasu na próżno. W ten sposób środki gromadzone w ramach jakiejś zbiórki pobierano z kont użytkowników, tylko jeśli fundusze osiągnęły pewien ustalony przez organizatorów poziom. Portal zdobył rozgłos dzięki użytkownikom inicjującym najdziwniejsze akcje. Jeden zaproponował m.in. budowę gigantycznej kopuły nad Chicago, aby raz na zawsze uwolnić je od zimy, która w Wietrznym Mieście bywa sroga. Drugiemu udało się znaleźć tysiąc chętnych oferujących miliony na kampanię przeciw AIDS, pod warunkiem że Bono, lider zespołu U2, odejdzie z życia publicznego. Społecznictwo pod osłoną internetowej anonimowości chwyciło, ale nie dało zarobić. Dlatego Lefkofsky po roku znów zaprosił Masona na rozmowę. Stwierdził, że najwyższa pora, aby The Point zaczął na siebie zarabiać. Widzieli trzy sposoby osiągnięcia tego: sprzedaż reklam (co robili już wszyscy), pobieranie prowizji od zebranych funduszy (co wydawało się niesprawiedliwe) albo grupowe zakupy. O tych ostatnich wiedzieli, że okazjonalnie organizowane na portalu cieszyły się dużym powodzeniem. Coś nieuchwytnego Pod koniec 2008 r. ruszył Groupon. Podstawowe pytanie brzmiało: co tu sprzedawać? Ostrzeżeniem były perypetie Mercaty – zamkniętego w 2001 r. portalu, który także wykorzystywał koncept masy krytycznej. Po przekroczeniu pewnej liczby chętnych sklep oferował swoim klientom upusty. Choć wsparta finansowo przez współzałożyciela Microsoftu Paula Allena, Mercata działała na terytorium starych wyjadaczy, większych i silniejszych. Nie była w stanie uzyskać od producentów większych rabatów niż hipermarkety. Po jej upadku analitycy pisali, że pomysł nie jest zły i może jeszcze powrócić pod inną postacią. Mason znał tę historię i nie zamierzał jej powielać. Poszukiwacze wielkich plazm i markowych butów
Tagi:
Kuba Kapiszewski