Irańskie społeczeństwo się zmienia, a związki uczuciowe powoli stają się częścią przestrzeni publicznej Wieczór w betonowej metropolii bez nazwy. Prostytutka zatrzymuje na ulicy samochód, negocjuje cenę i sadza synka na tylnym siedzeniu. Zabrała go dla kamuflażu. Pod osłoną nocy zabiera się do wykonywania usługi. Kierowca improwizowanej taksówki, wyraźnie zadowolony z serwisu, nagle widzi swoją córkę na randce z chłopakiem. Idą za rękę. Mężczyzna natychmiast głośno pomstuje na takie bezeceństwo. Rozkojarzony uderza w samochód z przodu i wybiega na ulicę z nadal rozpiętym rozporkiem. To otwierająca scena z animowanego filmu „Tehran Taboo”, nakręconego przez irańskiego reżysera mieszkającego w Niemczech. Jak widać, nie tylko „Persepolis” stoi irańska animacja. Choć ten akurat film jest animowany z konieczności, gdyż nie byłoby szans, aby nakręcić go z aktorami w Iranie. Bez owijania w bawełnę obnaża społeczną hipokryzję i wypunktowuje obiegowe seksualne tabu, tkwiące w irańskiej świadomości. Możemy w nim zobaczyć seks na haju na undergroundowych imprezach, nielegalną aborcję i reperowanie błony dziewiczej. Nie może zabraknąć napalonego mułły sędziego, obiecującego uznanie rozwodu w zamian za seksualne usługi petentki, do tego legalizującego swoją chuć i jej prostytuowanie się poprzez zawarcie czasowego małżeństwa. Film dotyka też sprzedawania dziewictwa w Dubaju, zdrady i samobójstwa – wszystkich grzechów głównych Islamskiej Republiki. Naturalnie to przerysowane obrazy – najlepiej pokazuje się prawdę przez patologię. Część z tych tabu – jak randki – straciła już swoją moc i dreszcz zakazanego owocu. O innych (chociażby bolączkach osób LGBT) natomiast nie wspomniano, być może okazały się zbyt kontrowersyjne nawet jak na tę produkcję. Nie da się zaprzeczyć, że irańskie społeczeństwo się zmienia, a związki uczuciowe powoli stają się częścią przestrzeni publicznej. Już od lat na ulicach irańskich miast za rękę chodzą nie tylko kumple i psiapsiółki i nikt jakoś nie rwie włosów z głowy w przypływie zgorszenia. Nie mówię tu tylko o małżeństwach, ale i o zwykłych parach. Zniesiono prawo umożliwiające aresztowania za niemoralne zachowanie na ulicy. Nikt nie rozdziela też par siedzących blisko siebie w restauracji czy w kafejce. Duże miasta zapewniające anonimowość to oczywiście najlepsze środowisko dla związku, ale dziś nawet w konserwatywnym Jazdzie pary pokazują się publicznie ze splecionymi dłońmi. (…) • Tradycyjnie w Iranie małżeństwa były aranżowane przez rodzinę i często zawierane w jej ramach, np. między kuzynami. Takie związki rzadko były ufundowane na więzi emocjonalnej. To kontrakt między rodzinami oparty na szacunku, z zestawem praw i obowiązków dla obu stron. Do dziś określenie „małżeństwo z miłości” ma w sobie coś pieprznego, posmak kontrowersji. Nierzadko jednak rodziny, które zapierają się, że nic tak nie gwarantuje szczęścia w małżeństwie, jak wybór rodziców, mają dzieci, które same wybrały sobie partnerów. Nowe pokolenie ani myśli zlecać poszukiwania drugiej połówki cioci ani wysyłać swatów. (…) Chastegari – chodzenie na swaty – to już prawie zapomniany rytuał. Krewniaczki młodzieńca zasięgały języka o potencjalnych kandydatkach (w przypadku gdy on sam jeszcze sobie jakiejś panienki nie upatrzył). Wówczas jego mama, zdobywszy uprzednio numer telefonu od znajomych lub powinowatych, dzwoniła do domu dziewczyny, by wybadać grunt. Jeśli kandydat miał szanse, wówczas ustalano spotkanie między rodzinami, wraz z młodymi. Jeśli nie, przełykano czarną polewkę i szukano dalej. Pytałam wiele pań ze starszego pokolenia, jak spławia się rodzinę niechcianego zalotnika, mając na uwadze irańskie barokowe grzeczności. Samane powiedziała mi, że w tej kwestii ta’arof idzie na drugi plan. Jeśli to ktoś niespokrewniony, mówi się np., że dziewczyna musi najpierw skończyć studia i nie myśli o zamążpójściu. Innymi słowy: dziękujemy, nie jesteśmy zainteresowani. Jeśli to ktoś z familii, mówi się wprost, że nie ma woli. Na spotkaniu między rodzinami obowiązuje kod, tajemny język, w którym rodzice i dzieci mogą się komunikować bez wiedzy drugiej strony. Wiele rodzin ma umówiony znak, np. sposób podania herbaty. Najbardziej popularny sygnał wykorzystuje słodycze przyniesione przez konkurenta. Jeśli dziewczyna zje otrzymane łakocie, oznacza to akceptację, jeśli poskubie wyłącznie własną baklawę – to kosz. Perska kultura ma wiele subtelności i sygnałów dymnych. (…) Różnica między Irańczykami a mężczyznami z krajów arabskich jest uderzająca.