Nie chcę wywoływać wojny z Kościołem, ale chcę walczyć o państwo świeckie Marek Dyduch, sekretarz generalny SLD – Mówi się, że są dwa Sojusze: Sojusz Lewicy Dyducha i Sojusz Lewicy Dewotów. – Nie mam żadnego Sojuszu, to Sojusz ma mnie. Te dewotki to też przejaskrawienie, bo nie sądzę, by ktoś w SLD zdewociał. Natomiast faktem jest, że potrzebujemy większej wyrazistość. – Owo rozszyfrowanie skrótu SLD nastąpiło po tym, gdy powiedział pan, co myśli na temat Kościoła i jego miejsca w państwie. Warto było wywoływać tę burzę? – Powiedziałem dosadnie, żeby głos był słyszalny. Wyraziłem opinię wielu członków SDL. I to wcale nie tych antyklerykalnych. Nie tylko zresztą ich, bo okazało się, że podobnie myśli wielu Polaków. Więc podtrzymuję swoją wypowiedź. Musimy się pochylić nad kształtem naszego państwa. Nad miejscem Kościoła w jego życiu. – Gdy w poprzedniej kadencji Sejmu AWS zaczęła mieć kłopoty, wówczas pod obrady zaczęły trafiać tematy rozliczenia PRL, pomysły dekomunizacji. Oni „uciekali w ideologię”, kiedy wszystko im się sypało, licząc, że to ich zjednoczy. Czy na tę ścieżkę nie wstępuje SLD? Półtora roku ciszy, i nagle sobie przypomnieliście, że jest Kościół, sprawy aborcji… – Nie. Najważniejsze są dziś polska gospodarka oraz walka z bezrobociem. Ale chcę przypomnieć, że jakiś czas temu Mieczysław Rakowski napisał w „Trybunie”, że lewica jest mało wyrazista, nieideowa. Później Jerzy Urban powiedział, że młodzi w SLD są tacy sami. Zacząłem się więc temu przyglądać. Okazuje się, że typowy pragmatyzm w postępowaniu, nastawienie na wygrywanie wyborów wyjaławia partię. To było również widać przy wyborach samorządowych, gdzie pęd do władzy wśród struktur SLD-owskich dominował nad wartościami. Także nad uczciwością, nad podejściem do spraw publicznych. Przedkładano swoje sprawy nad sprawy publiczne. A to świadczy o tym, że w SLD brakuje ideowości. Zacząłem więc o tym mówić. – No i jeden z biskupów nazwał pana „batiuszką Stalinem”… – Tu Kościół za bardzo się zagalopował. Kościół miał taki okres po 1989 r., kiedy chciał zawłaszczyć życie publiczne poprzez polityków partii prawicowych. Później, kiedy te partie zaczęły przegrywać wybory, zmądrzał, stanął trochę z boku, ale wciąż chce mieć wpływ na to, co się dzieje w Polsce. I teraz znowu, zdaje się, zhardział, bo skoro hierarchowie kościelni używają w stosunku do mnie tak niewybrednych stwierdzeń, to znaczy, iż czują, że wszystko im wolno. Wcześniej prymas Glemp mówił o części polskiego społeczeństwa, że to kundelki. Dziś wyzywa się mnie od Albinów Siwaków, od stalinowców. To język, który mówi jednoznacznie, że jeżeli ktoś w tym kraju ruszy Kościół, powie coś o jego przywilejach, od razu trzeba go zepchnąć na margines życia publicznego. Ja nie dam się zepchnąć. Nie chcę wywoływać wojny z Kościołem, ale walczyć o państwo świeckie, w którym czuliby się dobrze wszyscy Polacy. – Mówił pan że Kościół „ciągnie”. Jednak za tym stwierdzeniem nie poszły liczby, konkretne sumy. – A dlaczego Kościół sam nie wyliczył, ile bierze? Możemy dzisiaj zwrócić się z prośbą do ministra finansów, do innych instytucji, jak Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa, do komisji majątkowej państwo-Kościół, możemy zapytać samorządów, ile wydają na Kościół. Te wszystkie sumy to minimum 1,5 mld zł. A pieniądze płynące z budżetu państwa? Może trzeba jasno i czytelnie postawić tezę, że państwo świeckie powinno zdystansować się od finansowania części aktywności kościelnej i hierarchów kościelnych? Jestem spokojny, moja wypowiedź jest jak ziarno rzucone w glebę. Ono wykiełkuje. Ludzie zaczną się rozglądać. I zobaczą, że w niektórych miastach, gdzie Kościół ma ogromne włości w samym centrum, prowadzi działalność gospodarczą, wydzierżawia ziemię i wynajmuje dilerów, którzy obracają tą ziemią, wynajmuje pomieszczenia na działalność gospodarczą, często nie płaci podatków. Prędzej czy później wywoła to powszechną dyskusję o państwie. – Na razie jest dyskusja o tym, że mówił pan, iż Kościół szantażuje. – W kontekście Unii Europejskiej. Przecież mówił, że poprze nasze wejście do Unii, ale pod warunkiem że będzie deklaracja, invocatio Dei, o zabezpieczeniu przywilejów Kościoła. – Przecież także głosami SLD Sejm przyjął deklarację, że po wejściu do UE unijne prawo nie będzie odnosiło się do polskich zapisów dotyczących moralności czy zakazu aborcji. – Deklaracja potwierdziła sytuację w Unii, która nie ingeruje w tego rodzaju zapisy. Mam nadzieję, że nie będzie ona
Tagi:
Robert Walenciak