Bunt także językowy, czyli jak protestują kobiety Dr hab. Rafał Zimny – profesor Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, członek Rady Języka Polskiego Wiele osób zarzuca protestującym kobietom szczególną wulgarność. Czy język buntu, zwłaszcza ulicznego, nie jest z definicji mocny, dosadny, wulgarny? Przecież ludzie nie buntują się językiem literackim. – Język wiecowy rządzi się swoimi prawami. Hasła wiecowe, po pierwsze, powinny dać się skandować. Po drugie, mają najczęściej formę wyrazistego skrótu akcentującego główny sens przekazu. Po trzecie, mogą zawierać słowa mocne, a nawet wulgarne, choć to jednak była dotychczas w Polsce rzadkość. Nowością jest więc głównie szeroka skala wulgarności tego protestu. Skąd ta wulgarność? – Przez ostatnich kilkanaście lat ważne społecznie demonstracje odbywały się albo w miastach wojewódzkich, albo w Warszawie, dokąd górnicy czy pielęgniarki przyjeżdżali protestować przed Sejmem czy Kancelarią Premiera. Ktoś organizował autobusy dowożące protestujących, przygotowywał hasła. A teraz mamy protest całkowicie spontaniczny, oddolny, punktowy, młodzi ludzie, wśród których przeważają kobiety, protestują i w dużych, i w małych miastach. A wszędzie potrzeba transparentów i haseł, które są tworzone ad hoc, nie przechodzą przez żadną organizacyjną cenzurę. I wyrażają na różne sposoby jedno: gniew i wściekłość młodych kobiet. Spontaniczność i emocjonalność dają napęd temu buntowi, co odblokowuje wulgarność jako uzasadniony okolicznościami sposób publicznej ekspresji poglądów, ale też pobudzają kreatywność językową. Złość najłatwiej wyrazić wulgaryzmami, ale w przypadku tego protestu przejawia się ona jeszcze poprzez hasła ironiczne, dowcipne, absurdalne. Ale to nie powinno przerażać, skoro według badań CBOS ośmiu na dziesięciu Polaków używa wulgaryzmów. Naukowcy wydają „Słownik polszczyzny rzeczywistej”, przekonując, że większość komunikuje się za pomocą czterech-pięciu podstawowych wulgaryzmów, a część używa niemal wyłącznie ich. Skąd więc to oburzenie? – To, że ośmiu Polaków na dziesięciu klnie, wcale nie znaczy, że robią to na co dzień publicznie. Zakres używania wulgaryzmów wprawdzie się poszerza, ale zasadniczo są one wciąż domeną kontaktów prywatnych. Czyli tabu związane z wulgaryzmami ciągle działa. Gdyby nie działało, nie rozmawialibyśmy na ten temat. Tabu? – Wulgaryzmy to wyrazy skrajne, pozostające poza normą obyczajową. Psychologicznie patrząc, służą wyładowaniu napięcia, pozbyciu się dyskomfortu psychicznego. Z kolei w sensie antropologicznym są przekraczaniem tabu związanego z wydalaniem lub ze sferą seksualną – ważnym, szczególnie chronionym aspektem życia ludzkiego, bo związanym z prokreacją. Z tego bierze się poczucie wstydu, zasłanianie miejsc intymnych itp. To tabu i poczucie wstydu dziś zanika, m.in. pod wpływem współczesnej globalnej popkultury, w której wulgaryzmy rozpowszechniły się na dobre. Angielskie słowo fuck jeszcze w latach 80. wykropkowywano w mediach. A dzisiaj? Słownictwo wulgarne przechodzi do rejestru ekspresywnego – komunikuje silne emocje, ale nie charakteryzuje już użytkownika pod względem jego kompetencji kulturowych. Klną w sytuacjach zawodowych politycy, dziennikarze, artyści, biznesmeni, choć nie wtedy, gdy są obserwowani przez jakąś większą publiczność, co poświadcza z jednej strony trwałość tabu, z drugiej – wskazuje na rozluźnianie się związku między wysoką pozycją społeczną osoby a stosownością języka, którego na co dzień się używa. Ale masowe używanie haseł skrajnych, wulgarnych podczas ostatnich demonstracji niesie pewne niebezpieczeństwo. Jeśli mają być one przejawem protestu, buntu, oburzenia, to co będzie, gdy nie przyniosą zmiany? A obawiam się, że nie przyniosą. Co wtedy? Co pozostanie do dalszej walki? Jakich słów, jeszcze mocniejszych, będzie można użyć przy kolejnym, może poważniejszym konflikcie, skoro wykorzystano już te o emocjonalnie najsilniejszym negatywnym potencjale? Na transparentach niesionych przez kobiety oraz wspierających je mężczyzn dominują jednak frazy ironiczne, zabawne, nawet finezyjne, świadczące o inteligencji i kreatywności protestujących. – Zebrałem tych haseł ponad 600, chociaż zdaję sobie sprawę, że gdybym dalej zbierał, pewnie miałbym ich już dwa-trzy razy więcej. I rzeczywiście, tych niewulgarnych jest o wiele więcej. Ale wrażenie może być inne, bo te wulgarne, czyli „Wypierdalać” i „Jebać PiS” to hasła całego ruchu, podczas gdy hasła „finezyjne” są tworzone indywidualnie. Można bez większego błędu powiedzieć, że cały ruch protestów obsługuje kilkanaście haseł ogólnych, wspólnych i całe morze haseł indywidualnych, które można podzielić na kilka zasadniczych grup. Proszę podzielić. –