Słyszę, że lewica chce złożyć (może już złożyła?) projekt nowelizacji Kodeksu karnego. Domaga się zmiany przepisu definiującego zgwałcenie. Przypomnę: wedle obowiązującego prawa zgwałceniem jest doprowadzenie innej osoby do obcowania płciowego przemocą, podstępem, groźbą, ale także wykorzystując w tym celu jej bezradność, trudną sytuację, krytyczne położenie, zależność służbową, brak poczytalności. Projekt zakłada, że zgwałceniem jest każde obcowanie płciowe dokonane bez zgody drugiej osoby. Na gruncie obowiązujących przepisów też chodzi o brak zgody, tyle że ten brak zgody musi być jednoznacznie okazany, jak w przypadku przemocy, lub jednoznacznie wynikający z okoliczności. Podstęp musi być rzeczywisty, groźba realna, podobnie jak bezradność czy niepoczytalność ofiary. Krytyczne położenie czy zależność służbowa oczywista i cynicznie przez sprawcę wykorzystana. W każdym z tych przypadków świadomość braku zgody na obcowanie płciowe musi być dla sprawcy oczywista. Tu, gdzie w grę wchodzi przemoc, stosowanie groźby lub podstępu czy bezradność ofiary lub jej niepoczytalność, ten brak zgody jest dla sprawcy oczywisty. W wypadku trudnej sytuacji, a nawet zależności służbowej, już tak oczywisty być nie musi. Proponowany przepis de facto odwraca role: zgoda na obcowanie płciowe musi być jednoznacznie wyrażona. Złośliwi twierdzą, że para przed pójściem do łóżka powinna najpierw wstąpić do notariusza. Na wszelki wypadek. Nie wiadomo bowiem, czy wystarczy, że zgoda na obcowanie płciowe jest ustna, czy powinna mieć formę pisemną. Notarialna najpewniejsza, ale może wystarczy domniemana? Jak później dowodowo wykazać, czy zgoda była, czy jej nie było? Być może propozycja jest słuszna, może nie, może warto o niej podyskutować, uwzględniając także dowodowo-procesowe konsekwencje. Ale czy lewica naprawdę uważa, że definicja zgwałcenia to najpoważniejszy problem naszego Kodeksu karnego? Spośród grubo ponad 800 tys. wszystkich przestępstw stwierdzanych każdego roku przestępstw zgwałcenia jest mniej niż 1,5 tys. Biorąc pod uwagę, że liczba postępowań wszczętych w sprawach o zgwałcenie jest przeszło dwukrotnie wyższa niż liczba ostatecznie stwierdzonych zgwałceń, można zasadnie twierdzić, że liczba osób fałszywie oskarżonych o gwałt jest porównywalna z liczbą rzeczywistych ofiar zgwałceń. Można się obawiać, że przy zmienionej definicji zgwałcenia wzrośnie nie tylko liczba fałszywie oskarżonych o zgwałcenie, ale również liczba niewinnie skazanych. Jest o czym dyskutować, zanim zmieni się przepis. A może jest to w takim razie zmiana najpilniejsza? Ostatnia zmiana Kodeksu karnego, która weszła w życie 1 października tego roku, z celów kary wykreśliła resocjalizację! Zmieniono tym samym sens karania. W filozofii prawa karnego cofnęliśmy się o ok. 150 lat! Konsekwencje ogromne! Wprowadzono bezwzględne dożywotnie pozbawienie wolności. Karę okrutną i – co tu dużo mówić – bezsensowną. Skazany pozbawiony cienia szansy na warunkowe przedterminowe zwolnienie, w praktyce i tak udzielane bardzo ostrożnie nie wcześniej niż po odbyciu 25 lat kary, nie ma najmniejszej motywacji do przestrzegania regulaminu więzienia, może też bezkarnie zabić czy okaleczyć współwięźnia lub funkcjonariusza służby więziennej. Pomijając już fakt, że taka kara to wedle standardów europejskich niedopuszczalna tortura. A jest w tej nowelizacji cała masa jeszcze innych nonsensów. Kodeks karny trzeba pilnie znowelizować. Trzeba jak najszybciej wycofać się z tej barbarzyńskiej i głupiej, kierowanej cynicznym populizmem penalnym nowelizacji przygotowanej przez Ziobrę i jego pomagierów. Prawie 200 naukowców, w tym kilkudziesięciu profesorów, a także praktyków prawa karnego, apelowało na próżno do prezydenta, aby nie podpisywał tej ustawy nowelizującej Kodeks karny. To powinien być pierwszy ruch poprawiający prawo karne. A później można spróbować systemowo spojrzeć na kodeks i rozważyć, co w nim poprawić. Może również definicję zgwałcenia. Ale to naprawdę nie jest najpilniejsza sprawa. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint