Haki potrzebne od zaraz

Haki potrzebne od zaraz

Tusk-Kaczyński: sztaby kandydatów celują teraz poniżej pasa Prawdziwa bomba wybuchnie na dzień lub dwa przed ciszą wyborczą. Tak, by obrzucić przeciwnika błotem i nie dać mu czasu na oczyszczenie. Jeśli wierzyć specom od marketingu politycznego, w taki spektakularny sposób powinna się skończyć rywalizacja Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego o fotel prezydenta Polski. Na ostry finisz szykują się wszyscy. I nic dziwnego, skoro w pierwszej turze różnica między kandydatami była minimalna (3%). PiS uwierzyło, że może dogonić rywala, a sztab Tuska zaczęła dręczyć niepewność zwycięstwa. Stawka jest wysoka, a następna szansa trafi się dopiero za pięć lat. – Sztabom opłaca się przetrzymać do ostatniej chwili jakiś hit. Może to być ważny argument albo drobiazg rozdmuchany do wymiaru afery. Pytanie tylko, czy sztaby mają coś jeszcze w zanadrzu – mówi Sergiusz Trzeciak, specjalista od marketingu politycznego, autor książki o kampaniach wyborczych. W poszukiwaniu haków przydatnych w końcówce kampanii PiS-owscy śledczy wzięli pod lupę biznesmenów z otoczenia Tuska. W centrum zainteresowania są m.in. Krzysztof Kilian, Mirosław Drzewiecki i Grzegorz Schetyna. Rozsiewa się plotki o transakcjach dobroczyńcy PO – Janusza Palikota. Wypomina się (choć jakoś niemrawo) związki Tuska z Andrzejem Długoszem, byłym szefem Rady Nadzorczej Polskiego Radia, aresztowanym za przekręty. Wróciła sprawa prezydenta Poznania, Ryszarda Grobelnego z PO (oskarżonego o sprzedanie mienia miasta po zaniżonej cenie żonie biznesmena Jana Kulczyka). Podobno w PiS są materiały kompromitujące byłych posłów KLD, zamieszanych w prywatyzacje przeprowadzone ze szkodą dla skarbu państwa. Na liście potencjalnych zarzutów pod adresem PiS jest prezydentura Kaczyńskiego w Warszawie (można się tu doszukać wielomilionowych strat, rozbuchanej administracji i nepotyzmu przy obsadzaniu stanowisk), afery FOZZ i Telegrafu. Prześwietla się też biznesowe kontakty PiS, zwłaszcza Kazimierza Marcinkiewicza. Łaskawie jednak pomija się byłego posła PiS, Andrzeja Diakonowa (współautora programu gospodarczego partii), oskarżonego o przyczynienie się do milionowych strat spółki skarbu państwa. Tę krótką listę uzupełnia się plotkami o rzekomych megahakach, które jednak „na razie” nie mogą zostać ujawnione. „Lech Kaczyński, gdy był szefem NIK, powziął informacje, które mogłyby zaszkodzić Donaldowi Tuskowi, jednak ich nie wykorzysta”, straszy na wyrost Artur Zawisza. „Jeśli ze strony PiS pojawią się jakiekolwiek sugestie na temat otoczenia Donalda Tuska, to natychmiast zrewanżujemy się tym samym pod adresem zaplecza Lecha Kaczyńskiego. Jesteśmy na to przygotowani”, odpowiada mu Mirosław Drzewiecki. Czy ostatecznie wybuchnie bomba, czy skończy się na strzelaniu kapiszonami? Do tej pory konkurenci, a jednocześnie partnerzy koalicyjni, nie uderzyli w środowisko biznesmenów związanych z PO czy PiS. Czyżby skazani na wspólne rządzenie nie chcieli sobie za bardzo zaszkodzić? A może nie mają nic do powiedzenia? To ostatnie dziwi, bo przecież bracia Kaczyńscy zbili kapitał polityczny na obietnicach rozliczenia złodziei III RP i sugerowaniu, że wiedzą, kto i na jaką skalę dopuścił się nieprawidłowości. A teraz milczą jak zaklęci. Fałszywy dziadek z Wehrmachtu Ostatnie dni przed I turą upływały sztabom na intensywnym ostrzeliwaniu się na wszystkie strony. Na zwoływanych po kilka razy dziennie konferencjach rozjeżdżano propozycje konkurenta na temat gospodarki, służby zdrowia czy polityki zagranicznej. Teraz ten pingpongowy dialog ucichł, a na tapecie znalazła się tylko jedna sprawa – fałszywy dziadek z Wehrmachtu. Najwyraźniej z braku amunicji sięgnięto po argumenty poniżej pasa. Plotka o przodkach Tuska była od dawna powtarzana przez polityków, ale dopiero Jacek Kurski powiedział ją głośno, czym wszystkich zbulwersował. Zapłacił za to wyrzuceniem z PiS. W dodatku okazało się, że do Wehrmachtu zgłosił się nie dziadek, ale brat dziadka, czyli stryj. Co ciekawe, źródłem tej informacji okazał się… sam Donald Tusk. Historię stryjka zastrzelonego przez polskich żołnierzy opisał w książce wydanej w 2003 r. Tusk uparcie zastrzegał, że nie chce robić użytku z tej sprawy. W efekcie informacja o wymierzonej w niego niegodziwości chodziła w mediach jako news przez trzy dni. Lider PO oświadczył szybko, że to nie jest atak wymierzony w niego, ale w całą społeczność kaszubską. Zręcznie odwrócił też sytuację: „Nie byłem przygotowany na cierpienie zadane mojej matce”. Kaczyński przeprosił za „element czarnej kampanii” i jednocześnie zdecydowanie podkreślił, że nic o zamiarach Kurskiego nie wiedział –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 42/2005

Kategorie: Kraj