Afera z automatami do gier? Skandal miał uderzyć w SLD, tymczasem na światło dzienne wyszły powiązania lobbystów i posłów niemal ze wszystkich klubów Jak uchwalano ustawę o grach losowych? Czy ktoś dawał łapówkę i ktoś inny ją przyjął? Kolejna afera, która miała obalić SLD, na razie na taką się nie zapowiada. Bardziej uderza w polską klasę polityczną, bo wokół ustawy krążyły grupy lobbystów, a w jej pisaniu (czy też poprawianiu) brali czynny udział posłowie PO i PSL. No i uderza w Jerzego Jaskiernię, przewodniczącego klubu SLD, który nie bardzo potrafi się wytłumaczyć ze swojej znajomości z Maciejem Skórką, właścicielem tysięcy automatów. Tyle mniej więcej wynika z medialnego szumu. Asystent Skórka A jest on tym większy, że sprawa automatów do gry rozgrywa się przynajmniej na trzech płaszczyznach. Po pierwsze, prokuratura w Gdańsku sprawdza doniesienie o popełnieniu przestępstwa, które złożył były poseł Samoobrony, Zbigniew Nowak. To on miał być świadkiem łapówki w wysokości 10 mln dol., którą miał otrzymać Jerzy Jaskiernia. Na ile to doniesienie było prawdziwe, a na ile było Klewkami II, czyli wytworem fantazji posła, to praca dla prokuratury. I jak wynika z naszych informacji, rewelacje posła Nowaka bliższe są Klewkom. Bo świadkowie nie potwierdzają jego rewelacji. Po drugie, mamy wątek znajomości przewodniczącego klubu SLD, Jerzego Jaskierni, z Maciejem Skórką, biznesmenem posiadającym tysiące automatów. Co prawda, media nie są zgodne, czy Skórka ma te automaty do dziś, czy też sprzedał je w roku 1999, ale w oczach opinii publicznej to mało znaczący drobiazg. Ważniejsze jest co innego – że Skórka, wyposażony w legitymację społecznego asystenta Jerzego Jaskierni i – na tej podstawie – stałą przepustkę do Sejmu, mógł swobodnie w parlamencie promować swoje interesy. Jaskierni nie pomaga również fakt, że plącze się w zeznaniach – on sam zaprzecza, że Skórka był jego współpracownikiem i asystentem, tymczasem z pisma dyrektora klubu SLD i szefa Kancelarii Sejmu, Krzysztofa Czeszejko-Sochackiego, wynika coś zupełnie przeciwnego. Czeszejko-Sochacki poinformował dziennikarzy TVP, że w październiku 2001 r. Jaskiernia wystąpił z wnioskiem o wydanie Skórce legitymacji jego społecznego asystenta. Te sprzeczności, w gruncie rzeczy drugorzędne, więc tym bardziej kompromitujące polityka, najwyraźniej zirytowały partyjnych kolegów Jaskierni. W ub. tygodniu żaden z nich nie bronił szefa klubu. A w prywatnych rozmowach przyznawali, że dalsza kariera polityczna Jaskierni jest poważnie zagrożona. Trzeci wątek sprawy jest najbardziej znany, bo dotyczy samego procesu legislacyjnego. Który wszyscy znamy jako próbę odpowiedzi na proste pytanie: kto zgłosił poprawkę obniżającą podatek od automatów z 200 do 50 euro – Anita Błochowiak z SLD czy Zbigniew Chlebowski z PO? Na chybił trafił Jak zatem powstawała ustawa o grach losowych? Opis tej operacji daje „Biała księga”, którą przygotowano w Sejmie na polecenie Marka Borowskiego. Liczy ona kilkaset stron. Spróbujmy przedstawić to w skrócie. Po pierwsze, jak to się stało, że właśnie to dwoje posłów plus poseł Gruszka z PSL zajmowali się przygotowaniem ustawy o grach losowych? Byli oni członkami nadzwyczajnej sejmowej Komisji „Przedsiębiorczość, rozwój, praca” oraz stałej Podkomisji ds. Finansów i Ubezpieczeń. Projekt rządowy zaadresowany został właśnie do komisji nadzwyczajnej, a że miał wymiar jak najbardziej finansowy, zajęła się nim także wspomniana podkomisja. W klubie SLD co tydzień sporządzany jest harmonogram mówiący, kto z posłów będzie koordynować prace nad projektami ustaw wpływającymi do Sejmu. W Podkomisji ds. Finansów i Ubezpieczeń oprócz pos. Błochowiak jest jeszcze drugi poseł SLD, Mieczysław Jedoń. – Pos. Jedoń prawdopodobnie prowadził jakiś inne projekty, a ja byłam mniej zajęta. Któryś z pracowników administracyjnych klubu wpisał więc po prostu moje nazwisko na kartkę. O tym, że mam się zajmować tym projektem, dowiedziałam się z takiej rozpiski – powiedziała nam Anita Błochowiak. Niedługo potem podczas obrad Komisji „Przedsiębiorczość, rozwój, praca” posłanka poprosiła, by w posiedzeniach podkomisji mogli oficjalnie uczestniczyć eksperci. Propozycja została zaakceptowana milcząco, bez głosowania. Czy właśnie w ten sposób posłowie otworzyli drogę lobbystom? Jak dziś wyjaśnia, wiedziała, że będzie potrzebować pomocy w pracy nad ustawą, ale nie chciała spotykać się z „tymi osobami” poza gmachem Sejmu, lecz jedynie oficjalnie. Posłanka zwróciła się