Hemi-sync

Wieczory z patarafką Obawiam się, że całej tej sprawy w jednym felietonie opisać się po prostu nie da. Otóż amerykański inżynier akustyk, a skądinąd człowiek z predyspozycjami „para” stworzył technikę dostrajania do siebie obu półkul mózgu, która nazwał hemi-sync. Polega na nadawaniu do każdego ucha sygnałów o różnej częstotliwości. Założył także cały instytut zwany od jego nazwiska Instytutem Roberta A. Monroego. A do tego napisał trzy książki na ten temat, zresztą przełożone i na język polski. Każdemu ezotyrykowi doskonale znane. Monroe już nie żyje, ale ma następców, którymi podobno osobiście kieruje, bo do tego właśnie technika hemi-sync służy. Pozwala ona uzyskiwać inne stany świadomości, a przede wszystkim eksterioryzację, czyli czasowe porzucenie ciała przez świadomość. Ja sam tego jeszcze nie wypróbowałem, po prostu odrobinę się boję, ale taśmy hemi-sync można dostać i w Polsce. Nie próbuję nawet zgadywać, czy są to jakieś halucynacje, czy rzeczywiste podróże poza czas i przestrzeń. Sprawa jednak wygląda bardzo poważnie i ma swoje precedensy we wszystkich religiach świata. A także wiele innych sprawdzianów. Hemi-sync ma być pomostem między życiem i śmiercią. Czy rzeczywiście tak jest – nie wiem. Struktura stanów świadomości wedle Monroego jest dość złożona i dzieli się na wiele focusów, czyli poziomów. I tak poziom 1 to zwyczajna świadomość, 12 – to poziom wyjścia poza ciało, 23 – to okres tuż po śmierci, 27 – to tak zwany park albo punkt przyjęcia, czyli miejsce, skąd zaczyna się prawdziwa działalność po „tamtej stronie”, ale kończy się nasze rozumienie rzeczy. Są i wyższe focusy – np. 35, który jest miejscem spotkań świadomości z różnych światów. Nie sposób opisać wszystkiego, są poziomy wyznań, są także duchowi przewodnicy i pomocnicy. Proponuję przeczytać książki samego Monroego. Pisałem o nich przed taty, a teraz po prostu przypominam zasady systemu. Są równie ważne i dyskusyjne jak prace Moody’ego o śmierci klinicznej – nie sposób ich nie znać. Ale właściwym tematem tego felietonu są książki następcy i kontynuatora Monroego – Bruce’a Moena. Ukazały się dwie – nakładem Limbusa – a w przygotowaniu jest trzecia. Te dwie to „Podróż w nieznane i „Podróż poza wszelkie wątpliwości”. Bruce Moen to także inżynier i przedsiębiorca, ale i uczeń Instytutu Monroego. Można mu wierzyć lub nie, na przykład Leszek Bugajski w „Czwartym Wymiarze” ma wątpliwości, a „Nieznany Świat” bierze jego opisy na serio. Tu uwaga: relacje z innych stanów świadomości są w ogóle nieopisywalne, dlatego sprawiają wrażenie naiwnych. Wiem, bo sam tego doświadczyłem. Nie zaryzykowałem pisania o tym, bo zwyczajnie nie potrafiłem nie wyjść na idiotę. Otóż Moen pisze głównie o focusie 23. Jest to stosunkowo niski poziom, w którym często się zdarza, że umarli nie wiedzą, że przekroczyli barierę śmierci. Są to najczęściej dzieci, narkomani, delirycy i ofiary nagłych wypadków. To właśnie z tego poziomu pojawiają się duchy. I to one wymagają pomocy, która wcale nie jest łatwa. Moen bynajmniej nie zakłada, że jego przypadki w zaświatach są prawdziwe, szuka bez końca innych sprawdzianów i niełatwo im wierzy. A czy my mu uwierzymy, to zupełnie inna sprawa – ale już mnie mdłości ogarniają na ustawiczne posądzania o kłamstwo każdego badacza Nieznanego. Może kluczem do tego wszystkiego jest wyobraźnia przerastająca rzeczywistość? Czy to w ogóle możliwe – może i tak, skoro przecież chodzi o „odmienny stan świadomości”, pojęcie zgoła kluczowe. Inna światowej sławy autorka, Rosemary Altea, za punkt wyjścia przyjmuje po prostu szaleństwo, które okazuje się prawdą, a jest przecież bezspornie „innym stanem świadomości”. Jerzy Prokopiuk opisuje, co prawda, z drugiej ręki, takie spotkanie z umarłym, który nie wiedział o swojej śmierci. Zresztą bardzo niedawno znany autor pojawił się reanimującej go bezskutecznie lekarce – poza ciałem. Nie jestem upoważniony do podania nazwisk i okoliczności. Ale swoją własną eksterioryzację opisał też publicznie Roman Samsel, co zdarzyło się podczas jego przygody z Tymińskim. I tak dalej. Bruce Moen to także swoisty poradnik, jak postępować po śmierci. Na wszelki wypadek warto wiedzieć. A nuż ma rację?   Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2002, 2002

Kategorie: Felietony