Historia pewnego cudu

Historia pewnego cudu

W rumuńskiej cerkwi na obliczu Bogurodzicy pojawiła się duża łza Wojciech Śmieja Ta historia wydarzyła się naprawdę, spotkałem się z jednym z jej bohaterów, widziałem miejsca, w których się rozegrała. Kiedy zapytałem o nią mojego rumuńskiego przyjaciela Mirceę, zdenerwował się i zawstydził, bo według niego (nie powiedział mi tego oczywiście wprost, wystarczyła jego reakcja) świadczy ona o ciemnocie i zabobonności Rumunów, a więc cechach, których on, nauczyciel matematyki, bardzo się wstydzi. Ja tak nie uważam. Ludzie zawsze chcą w coś wierzyć. Zawsze i wszędzie. Niezależnie od poziomu rozwoju cywilizacyjnego – wystarczy wspomnieć wysyp Matek Boskich na szybach, z jakim mieliśmy do czynienia kilka lat temu. (…) • W Târgu Frumos trzeba odbić z głównej drogi. Sceneria od razu się zmienia. Tak samo asfalt. Pojawiają się dziury i nierówności. Da się to odczuć nawet w wygodnym mercedesie vito. Jest też coraz więcej furmanek. Jassy to byle jaka, nawet jak na rumuńskie warunki, ale wciąż metropolia. Kiedy wczesnym rankiem wychodziła z mieszkania w bloku stojącym przy strada Eroilor, odczuwała wielką ulgę, odetchnęła pełną piersią. Coś jej mówiło, że się uda, uda się i już. A jeśli się uda, to karta się odwróci i wszystko się odmieni. (…) Nie mogła wiedzieć, że już jutro napiszą o niej kąśliwie w lokalnym dzienniku „24 ore”, który sama od czasu do czasu przeglądała, że pojutrze wspomną o niej z lekką drwiną gazety w całym kraju, podając przy tym coraz bardziej fantastyczne informacje, a w przyszłym tygodniu ironiczne notki pojawią się w tabloidach na całym świecie. (…) • Nicolae Cra˘ciun, co po rumuńsku znaczy Boże Narodzenie, właśnie się modlił, choć jego zapał modlitewny dawno już przygasł, wiara nabrała balastu zwątpień, posługa nieraz wydawała się beznadziejna. Mimo to przychodził do cerkwi, całował ikony, żegnał się i klękał – dawało mu to swoiste poczucie porządku, regularności. (…) Cra˘ciun cieszył się powszechnym szacunkiem. Ceniono jego zdolności organizacyjne, poświęcenie, pracowitość – kiedy trzeba było wymienić na świątyni dach, sam, na równi z robotnikami, pracował i przybijał lśniące arkusze blachy. Chwalono też jego gospodarność. (…) Miał dużo rzeczy do zrobienia i, jak zwykle gdy obowiązki go przytłaczały, przyszedł do świątyni, by uporządkować myśli. (…) Został duchownym, bo chciał żyć w Czystości i Prawdzie, pożądał doskonałości i rozumiał, że tylko dzięki Światłości zdoła ujawnić całość swego grzechu i będzie mógł z nim walczyć. Nagle w smudze światła padającej na ikonę coś zabłysło jak diament, nieskończenie mocniej niż wirujące drobiny kurzu. W pierwszej chwili nie zwrócił na to uwagi, ale odkąd pojawił się błysk, nie mógł się już skoncentrować. Próby zignorowania drażniącego światełka okazały się daremne. Musiał podejść, by zobaczyć, co to jest. Podnosząc się, był zły na siebie, że byle refleks, drobiazg może go tak bardzo rozproszyć. Podszedł niechętnie. Na obliczu Bogurodzicy, w kąciku lewego oka, skrzyła się duża, czysta łza. • Wysiadła z busa pod nieczynnym hotelem Rares¸oaia. Andrea Bârsan nigdy w Hârla˘u nie była. Na szczęście miasteczko jest niewielkie, a zbudowany w latach 70. hotel znajduje się już właściwie na jego krańcu. Wystarczy skręcić w pierwszą równoległą ulicę w stosunku do tej, z której się przyjeżdża, i iść prosto przez jakieś cztery kilometry, może pięć. Droga jest dziurawa i pokryta grubą warstwą końskiego nawozu, pobocze z zarośniętym rowem służy za chodnik. (…) Jest początek października. Pârcovaci zbiera swoje żałosne dyniowo-kukurydziane plony. (…) W Pârcovaci nic nie jest do końca sobą, czas pracy, inaczej niż w mieście, nie różni się tu znacząco od czasu wolnego. Już od południa mieszkańcy zapełniają pobocze. Co parędziesiąt metrów stoją małe budki. Otwarte drzwi, paląca się nawet w dzień żarówka i napisy „Magazin Mixt” lub „Bar”, a nawet wyrafinowane „Magazin Mixt & Bar” gromadzą wokół siebie gęstsze i krzykliwe wąsate złotozębe gromady. Nikt Andrei nie zaczepia, nikt o nic nie pyta, jest całkowicie przezroczysta, brakuje nawet zaciekawionych spojrzeń, może poza dziecięcymi. Jeszcze kilka miesięcy temu byłoby inaczej, obcy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 45/2012

Kategorie: Książki