Hodując własnego wroga

Hodując własnego wroga

Większość ekspansywnych roślin przybyła do nas na skutek świadomej decyzji ludzi, którzy chcieli upiększyć otoczenie Jesień jest piękna; truizm powtarzany od setek lat. Można nie lubić gorącego lata, niektórzy z utęsknieniem czekają na koniec zimy, ale rzadko spotykamy się z krytyką jesieni, zwłaszcza tej złotej, słonecznej, o koronach drzew inkrustowanych owocami, z czekoladą kasztanów wyzierającą ze spękań kolczastych owoców kasztanowców. Pozytywnie nastrajają grzybobrania, rumieniące się jabłka, nostalgiczne, kolorowe krajobrazy. Przejechałem ostatnio kilka tysięcy kilometrów, przemierzając kraj w różnych kierunkach. Za oknami samochodu ciągle przewijał się film o odchodzącym lecie i prawie niezauważenie wjechałem w jesień, która jednak w tym roku ma dla mnie barwy wrogie, chociaż piękne. Zaczęło się od razu na początku moich podróży, w mojej wiosce pod Wrocławiem, w Wiszni Małej, gdzie na porzuconych polach rosną setki tysięcy okazów nawłoci późnej, rośliny, która dorasta do 2 m wysokości. Na jednym osobniku, w tysiącach malutkich kwiatostanów – tzw. koszyczków, znajdują się drobne, żółte kwiaty. Wiatr roznosi wytworzone z nich hordy nasion, za pomocą których nawłoć szybko i skutecznie zdobywa nowe terytoria. I wszystko byłoby tak, jak w przyrodzie być powinno, gdyby nie to, że nawłoć późna pochodzi z Ameryki Północnej, a dla licznych naszych rodzimych roślin stanowi śmiertelne zagrożenie, będąc od nich znacznie silniejsza konkurencyjnie. W okolicach Wrocławia setki hektarów nieużytków jest opanowanych przez zwarte łany nawłoci. Co najmniej tyle samo negatywnych emocji budzi we mnie kolczurka klapowana, jednoroczne pnącze o żółtawozielonych liściach, drobnych, bladozielonych kwiatach i z owocami, które przypominają niewielkie, kolczaste ogórki. Kolczurka w ciągu kilku miesięcy dorasta do 10 m długości; dużymi liśćmi zacienia inne rośliny, a swoim ciężarem łamie nawet gałęzie wierzb. Nad Narwią koło Łomży w maju oglądałem miliony siewek kolczurki, a we wrześniu festony jej pędów obwieszonych owocami rzucały się w oczy nawet z przejeżdżającego samochodu. Kolczurka chętnie jest uprawiana, w całej Polsce widziałem ją w wielu ogrodach; w końcu sprowadzono ją z Ameryki Północnej dla jej urody, która jest równie niewątpliwa, jak szkodliwość tej rośliny dla naszej przyrody.  Nie można tu nie wspomnieć o kolejnym przybyszu z kontynentu odkrytego prawdopodobnie przez Kolumba, a może przez wikingów – o klonie jesionolistnym. Ładne drzewo, sadzone początkowo w parkach i przy szosach, znalazło u nas świetne warunki do rozwoju i w wielu miejscach zdominowało zbiorowiska roślinne, zwłaszcza wzdłuż wielkich rzek, skutecznie wypierając rodzime gatunki roślin. Podobnie zachowuje się grochodrzew, czyli robinia akacjowa (błędnie nazywana akacją) – sprowadzona do nas jako drzewo ozdobne rozprzestrzeniła się tak agresywnie (szczególnie w zachodniej Polsce), że stała się jednym z najbardziej uporczywych i szkodliwych „chwastów”. Z Dalekiego Wschodu pochodzą dwa gatunki rdestowca: sachaliński i japoński. Potężne byliny o bambusopodobnych pędach i olbrzymich liściach, dorastające w ciągu roku do 5-6 m wysokości, uciekły szybko z ogrodów i zaczęły się rozprzestrzeniać wzdłuż rzek, siejąc spustoszenie wśród rodzimych roślin. W zwartych zaroślach rdestowców nie wyrośnie żadna inna roślina, a ich kłącza przerastają gęsto ziemię na głębokość ponad 2 m. Wytępienie rdestowców jest bardzo trudne i kosztowne; w Wielkiej Brytanii nieruchomości z ogrodem, w którym rośnie rdestowiec, są o 20-30% tańsze od analogicznych, ale pozbawionych tej rośliny. Nieco więcej uwagi chciałbym poświęcić łubinowi. Łubiny zrosły się z naszym krajobrazem i wydają się być typowym składnikiem naszej flory. Mało kto wie, że większość z ponad 200 gatunków z tego rodzaju to rośliny obce nie tylko dla Polski, ale i całej Europy. Przybyszem z Ameryki Północnej jest najczęściej u nas spotykany łubin trwały, który sprowadzono na nasz kontynent ze względu na piękne kwiaty, ale też z powodu dużej użyteczności w rolnictwie. Uroda kwiatów łubinu jest bezdyskusyjna; została ona jeszcze „poprawiona” przez ogrodników, którzy wyhodowali liczne ozdobne odmiany tej rośliny. Użyteczność w rolnictwie wynika głównie ze zdolności do współżycia (symbiozy) z bakteriami, które – usadawiając się w charakterystycznych brodawkach na korzeniach rośliny – potrafią absorbować wolny azot z powietrza. Azot jest niezbędny dla organizmów, a wiele typów gleb jest bardzo ubogich w ten pierwiastek. Łubin jest stosowany jako zielony nawóz

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 42/2023

Kategorie: Obserwacje