Hollywood w tarapatach

Hollywood  w tarapatach

Amerykanie nie chcą już oglądać swoich filmów i zaczęli czytać Dla tych, których rano budzi ciekawość świata, Stany Zjednoczone są teraz fascynujące. Dolar się sypie, biali głosują na Obamę, a okręt flagowy amerykańskiego przemysłu, Hollywood, przeżywa kłopoty: scenarzyści strajkują, opinia publiczna opowiada się przeciwko wytwórniom. Na stronach giełdowych koncerny medialne widać niemal wyłącznie w zatrważającej czerwieni. Co się dzieje? Podstawa amerykańskiej przewagi na międzynarodowych rynkach filmowych – wysoka frekwencja na rynku rodzimym – chwieje się. Ciężkie czasy nie są wytłumaczeniem tej sytuacji. Pogląd firmy PriceWaterhouseCoopers, iż Amerykanie przestają chodzić na amerykańskie filmy, bo cena ropy naftowej poszła w górę, należy uznać za zadziwiający. Przecież Hollywood swój rozkwit przeżywał właśnie w czasach Wielkiego Kryzysu. Ludzie chodzili oglądać komedie i romanse, by zapomnieć o kłopotach i móc się wzruszać. Te filmy odpowiadały potrzebom chwili. W kinie szukano zapomnienia i pociechy. Dziś widzowie najwyraźniej nie znajdują tam tego, czego im potrzeba. Czy oznacza to, że nastąpiło nasycenie rynku, czy też oferta filmowa nie odpowiada potrzebom odbiorców, a może potrzeby kulturalne są zaspokajane w inny sposób? Filmy katastroficzne już nie przyciągają Jeśli przyjrzeć się wynikom przemysłu kultury w USA, to zaskakuje spory wzrost sprzedaży książek – rzędu kilku procent rocznie. W dodatku na rynku zauważalny jest odbiorca bardziej wytrawny. Jak podsumowuje firma PriceWaterhouseCoopers, „W 2005 r. tylko 15 tytułów przekroczyło milion sprzedanych egzemplarzy, znacznie mniej w porównaniu z 36 tytułami w roku 2004. Rynek w 2005 r. napędzała zwiększona sprzedaż książek o niższych nakładach, a udział bestsellerów się zmniejszał. Ten trend sugeruje, iż rynek beletrystyki dla dorosłych rośnie. Część wydawców zmienia swój stosunek do bestsellerów: więcej inwestują w autorów debiutujących, natomiast zmniejszają zaangażowanie w stosunku do autorów bestsellerów. Wysokie zaliczki tych ostatnich oraz wysokie koszty produkcji i marketingu często zmniejszają zyskowność tych tytułów”. Dzieje się to w kraju, gdzie w mieszkaniach filmowych bohaterów nie można dostrzec książek – chyba że akcja dzieje się w jakimś specyficznym nowojorskim środowisku (na przykład w filmie „Masz wiadomość”). „Zjawisko Harry’ego Pottera”, wyraźny wzrost co dwa lata sprzedaży książek dla młodzieży, tylko w niewielkim stopniu wpływało na ogólny wynik sprzedaży beletrystyki, a że sprzedaż pocketbooków, czyli bestsellerów, regularnie się zmniejsza, wygląda na to, że zainteresowanie książkami dobrej klasy dotyczy bardzo szerokich grup ludzi. Także tych, którzy w trakcie zakończonego niedawno strajku scenarzystów mieli więcej wolnego od telewizji czasu. Aż 25% poświęciło go na czytanie. Ameryka odwróciła się od swojego kina i zaczęła czytać. Oba zjawiska – wzrost sprzedaży książek i spadek frekwencji w kinach – nabrały tempa po roku 2001. Trudno oprzeć się wrażeniu, że te nowe potrzeby związane są nie tylko z demografią (coraz więcej jest osób w wieku średnim, a filmy są przeznaczone raczej dla nastolatków), ale dowodzą głębszych zmian w amerykańskim społeczeństwie. Można wysunąć hipotezę, iż społeczeństwo amerykańskie staje się bardziej refleksyjne. Odbiorca już nie przyjmuje bezkrytycznie towaru serwowanego w ramach pakietu dystrybucyjnego, a po ataku na World Trade Center obrazy katastroficzne, historie o duchach lub mutacje filmów o dającym sobie radę w każdych okolicznościach agencie czy supermenie musiały drażnić. Może to rozdrażnienie było powodem, że w niedawnym strajku scenarzystów szeroka publiczność – a za nią politycy – w przytłaczającej większości wspierała scenarzystów. Nawet w Los Angeles sondaże były dla wytwórni miażdżące: tylko 8% sympatyzowało z nimi (to i tak dwa razy więcej niż w próbie ogólnokrajowej). Widzu, jaki jesteś? Sytuację tę można było przewidzieć już dawno – sygnały płynęły od lat 90. Inwestorzy być może przymykali na nie oczy, bo wyniki finansowe – dzięki widzom z krajów przechodzących transformację ustrojową, dla których standardowa produkcja z Hollywood stanowiła novum – wciąż wyglądały nieźle. Ale stosunek dochodów z eksportu do dochodów na rynku krajowym ukształtował się jak 60 do 40. Jeszcze kilka lat wcześniej panowała tu równowaga – 50:50, w latach 80. zaś z rynku krajowego pochodziło dwie trzecie wszystkich dochodów. Pomagały też w prezentacji bilansów triki czysto finansowe – na przykład

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17-18/2008, 2008

Kategorie: Kultura