Jestem biologiem. Jako profesor nauk przyrodniczych z niepokojem słucham, że homopartnerskie związki są wbrew naturze. Czy na pewno? W skali mikro – oczywiście tak. Rozród jest podstawową funkcją każdego bytu. Żaden gatunek nie mógłby istnieć bez rozrodu. Ale w skali makro? Każdy gatunek żyje w jakimś środowisku i jego liczebność musi być dostosowana do ekologicznej pojemności tego środowiska. W przyrodzie możemy znaleźć wiele przykładów samoregulacji wielkości populacji w stosunku do środowiska. • U wielu ptaków liczba jaj związana jest wyraźnie z corocznym zagęszczeniem populacji. Przy jej dużej liczebności w gniazdach pojawia się po kilka jaj. Przy małej – ta sama samica znosi ich kilkanaście. • W morzach – jeśli śledzi jest dużo, ikrę składają na dnie warstwami, jedna na drugiej. Szansę przeżycia, szansę wylęgu mają tylko jajeczka położone najwyżej. Niższe giną zaduszone przez złożone nad nimi. Wiemy, że liczba ludzi na naszym globie ciągle rośnie. Przypuszcza się, że zbliżamy się do granicy, po przekroczeniu której Ziemia nie będzie w stanie wykarmić nas wszystkich. Co wtedy? Czy wyłączenie z rozrodu pewnej liczby potencjalnych rodziców nie jest u nas przejawem takiej właśnie samoregulacji? Znam przynajmniej jeden powód, aby przypuszczać, że związki homopartnerskie tworzą się za sprawą Siły Wyższej. Związkom tym towarzyszy miłość. A miłość nie może służyć złej sprawie… Jest jeszcze jeden, makroprzyrodniczy aspekt tego zagadnienia, który może warto by rozpatrzyć. W naturze istnieją gatunki długotrwające, które przez bardzo długi okres prawie się nie zmieniają, i krótkotrwające, które rozwijają się dynamicznie, potem dominują w środowisku, a następnie zanikają. Gatunki krótkotrwające wyróżniają dwie cechy: • stałe powiększanie wymiarów ciała, • stały, nieproporcjonalny rozwój jakiegoś organu, co najpierw umożliwia dominowanie nad innymi, a potem przyczynia się do zagłady (np. w Kanadzie żyły kiedyś jelenie o wspaniałych, wielkich porożach. Dzięki nim wygrywały wszystkie walki z innymi jeleniami i zaczęły w lasach dominować. Ale poroża te rosły nadal i po pewnym czasie stały się tak ciężkie, że łamały podstawy czaszek zwierząt. Gatunek przestał istnieć). My, ludzie, mamy obie cechy gatunku krótkotrwającego. Wymiary naszych ciał ciągle rosną. Oglądane w muzeach zbroje średniowiecznych rycerzy robią wrażenie młodzieżowych kostiumów. Regularnie, rokrocznie prowadzone pomiary nowo przyjmowanych studentów wykazują, że są oni coraz wyżsi, a co kilkanaście lat różnice te są istotne statystycznie. Organem, który ciągle nieproporcjonalnie się rozwija, jest nasz mózg. Jego potęga pozwoliła nam na dominację nad całym globem. Czy przyczyni się do naszej zguby? Broń masowej zagłady, coraz doskonalsza, to przecież wytwór naszych coraz doskonalszych mózgów. Eksperymenty genetyczne, które mogą wywołać przemianę naszego gatunku w coś innego, także są sterowane przez wybitne umysły… Wielu homoseksualistów to ludzie o wybitnych umysłach. Historycy wymienią Sokratesa i Platona, ale ponadprzeciętną inteligencję obserwowano w tym środowisku przez wszystkie wieki. Także dziś. Czy wyłączenie tych właśnie ponadprzeciętnie inteligentnych osobników z reprodukcji nie leży w interesie gatunku? Jeśli ciągły, nieskrępowany rozwój naszych umysłów jest ścieżką prowadzącą do samozagłady – to czy w interesie gatunku nie leżałoby spowolnienie tego rozwoju? Nie spieszmy się! Nie zapominajmy, że w naszym języku słowo wolny ma dwa znaczenia: wolny może znaczyć nieszybki, ale może też znaczyć niezależny. Niezależny od wyścigu szczurów. Chwała rodzicom, którzy nie chcą przyspieszenia rozwoju swoich dzieci przez wcześniejsze posyłanie ich do szkoły… Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Izabella Dunin-Kwinta