Horyzont nie taki ciemny

Horyzont nie taki ciemny

W artykule „Ciemny horyzont” (PRZEGLĄD nr 34) Marek Czarkowski przedstawił katastrofalny stan nauki polskiej, opierając się na udziale polskich naukowców w grantach unijnych i na rankingu uczelni opublikowanym przez „Timesa” w 2020 r. Rzeczywiście w tego typu rankingach wypadamy słabo. Są to jednak specyficzne zestawienia, w których o miejscu decyduje nie tylko poziom prowadzonych badań naukowych, ale także zaplecze organizacyjne, a z tym nie jest najlepiej, ponieważ w ostatnim okresie kilku ministrów przeprowadzało głęboką dezorganizację nauki, nazywaną kolejnymi reformami. Udział w unijnych programach zależy od przedstawionej koncepcji badawczej i pozycji naukowej zespołu aplikującego oraz zbiurokratyzowanego pod względem formalnym wniosku. W latach 2005-2007 byłem członkiem zespołu kwalifikującego granty unijne w obszarze Environment and Sustainable Development (Środowisko i Zrównoważony Rozwój). W krajach starej Unii zespół naukowy opracowuje jedynie koncepcję badań, a całą formalną stronę wniosku, dość skomplikowaną, przygotowują wyspecjalizowane zespoły. Mój zespół uzyskał finansowanie jednego z projektów tylko dlatego, że nawiązałem współpracę z Francuzami. Przedstawiłem im cel i zakres badań, natomiast cały wniosek został opracowany przez profesjonalny francuski zespół. Przyznam, że mając duże doświadczenie w analizie składanych do naszego zespołu wniosków, miałbym trudności z porządnym przygotowaniem wniosku pod względem formalnym. Miejsce w rankingach takich jak „Timesa” czy szanghajski również wymaga odpowiedniego przygotowania wniosku, a z tym nie jest u nas najlepiej. W ocenie działalności naukowej dość powszechnie przyjmuje się liczbę opublikowanych prac jako miarę aktywności naukowej i liczbę cytowań jako miarę jakości publikacji. Traktując łącznie wszystkie dyscypliny naukowe, Polska zajmuje pod względem opublikowanych prac 17. miejsce w świecie i drugie po Rosji w Europie Wschodniej. W zakresie liczby cytowań 21. miejsce w świecie i drugie w Europie Wschodniej. Najwyżej plasują się polscy chemicy, a poszczególne dyscypliny zajmują następujące pozycje: Jak widać, polska nauka funkcjonuje całkiem przyzwoicie, tym bardziej że jest znacznie słabiej od innych finansowana. Jednym z parametrów charakteryzujących finansowanie badań naukowych jest procent PKB, jaki państwo przeznacza na naukę. Najwięcej wydają Izrael (5%) i Korea Południowa (4,8%), z krajów europejskich: Szwecja (3,3%) i Dania (3,1%). Natomiast z krajów Europy Wschodniej najwięcej przeznaczają na naukę Słowenia (1,9%), Czechy (1,9%) i Węgry (1,6%); średnia dla Unii Europejskiej to 1,36% PKB. Polska spośród 28 krajów Unii w 2017 r. zajęła 20. miejsce, przeznaczając na badania 1,03% PKB. Przy jednym z najniższych poziomów finansowania badań polscy naukowcy zajmują więc całkiem przyzwoitą pozycję zarówno pod względem aktywności mierzonej liczbą publikacji, jak i jakości tych publikacji mierzonej liczbą cytowań. Truizmem jest twierdzenie, że o przyszłości Polski zadecydują absolwenci uczelni, zdolni do wydajnej, twórczej pracy i w gospodarce, i w administracji państwowej oraz samorządowej. Użyłem określenia twórcza praca, bo szybko zmieniające się, o rosnącej złożoności stanowiska pracy wymagać będą pracowników twórczych, z inwencją, gdyż tylko tacy, a nie odtwórczy wyrobnicy, mogą nawiązać kontakt z błyskawicznie rozwijającą się technologią. Jestem przekonany, że twórczego podejścia do pracy może nauczyć tylko nauczyciel akademicki, który sam uprawia twórczość weryfikowaną na forum międzynarodowym poprzez publikację prac w czasopismach międzynarodowych. Poddanie publikowanych prac pod osąd środowiska międzynarodowego gwarantuje, że zawierają one elementy nowości naukowej. Szkoda, że w wypadku awansów naukowych nie ustalono jednoznacznego kryterium minimalnej liczby prac opublikowanych w międzynarodowych czasopismach, poniżej której uzyskanie poszczególnych stopni w karierze byłoby niemożliwe. Brak takiego jasnego kryterium powoduje, że wymagania co do jakości dorobku naukowego znacznie różnią się w zależności od sekcji Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów. Ostatnio przedstawiciele dużych uczelni, w wyścigu do skromnych środków przeznaczanych przez państwo na uniwersytety, starają się przeforsować zasadę uniwersytetów flagowych. Ich wprowadzenie oznaczałoby marginalizację uczelni mniejszych, odgrywających istotną rolę w rozwoju kulturalnym i gospodarczym mniejszych miast. Marginalizacja regionalnych ośrodków akademickich z pewnością spowolni rozwój poszczególnych regionów Polski. Pojawia się retoryczne pytanie, czy chodzi o to, aby niedorozwój całych regionów był dziedziczny. Drugim modnym ostatnio zawołaniem jest wzywanie do konkurencyjności jako sposobu na jakość. Autorzy tej koncepcji chyba nie zetknęli się z badaniami prowadzonymi na wysokim poziomie międzynarodowym. W tych badaniach niezbędna jest współpraca

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 41/2020

Kategorie: Opinie