Ich pierwszy raz

Po raz pierwszy Prawo i Sprawiedliwość nie obwiniło o to, co się stało, Platformy Obywatelskiej. A mianowicie nie oskarżyło swoich podobno niedoszłych koalicjantów o to, że przez nich właśnie gen. Wojciech Jaruzelski otrzymał Krzyż Zesłańców Sybiru. Z tym, że winny tej „tragicznej pomyłki” też się znalazł. Jest nim prezes Związku Kombatantów, bo gdyby on tej kandydatury nie wysunął, toby ten urzędnik, sługus poprzedniego prezydenta, nie dopisał do listy, a gdyby nie dopisał, to pan sekretarz kancelarii albo i sam pan prezydent by też tego nie przeczytał. Z tym, że generała na tej liście by nie było, w związku z tym nie byłoby winnego. A tak to jest. I pan prezes związku kombatantów powinien w nowym przypisie do kodeksu karnego, przygotowanym przez ministra Ziobrę, zostać posądzony o wybryk chuligański i osądzony przez dyżurnego sędziego, do którego doprowadzi go dyżurny policjant i wtedy ten dyżurny sędzia go od ręki za schaby i powie jak do rzezimieszka: – Słuchaj, ty chuliganie jeden, do tej pory ci się wszystko udawało, mogłeś wybić komuś zęby albo podłożyć nieczytającym generała, bo wiedziałeś, że nic ci się nie stanie! Ale to już się skończyło! Dwa lata bez zawieszenia! Następny proszę! A ten co przewinił? – Krzyczał we własnej sypialni! Na całą ulicę! – A co on krzyczał, panie aspirancie?! – Trzy razy yes! – Dwa lata bez zawieszenia. – Dlaczego? – pyta w tym momencie rozbudzony adwokat, też dyżurny, który spał w sąsiednim pokoju na równie dyżurnej kozetce. – Bo, po pierwsze – odpowiada sędzia – nie można irytować sąsiadów swoim trzykrotnym sukcesem seksualnym. A po drugie, w swoim kraju, w swojej sypialni powinien krzyczeć trzy razy tak. – A dlaczego!? – wtrąca się zdziwiony oskarżony. – Ponieważ nieznający obcych języków sąsiedzi zmarnują resztę nocy, dzwoniąc po znajomych i informacjach językowych z pytaniem: co to znaczy to yes? – Ale po co? – tym razem adwokat. – Żeby się dowiedzieć, czy to przypadkiem nie obraża premiera Marcinkiewicza albo uczuć religijnych i Krajowej Rady Radiofonii. – I ile mam za to dostać? – pyta oskarżony. – Dwa lata stania przed więzieniem. – Stania przed więzieniem?! – Tak, bo tyle czasu czeka się na wejściówkę.   Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2006, 2006

Kategorie: Felietony