Ile zarabia profesor

Ile zarabia profesor

Oprócz pieniędzy nauce polskiej potrzeba dziś więcej kultury i wychowania Wracamy do dyskusji po tekście Jacentego Wertyczki „Zuzanna i starcy” Nauka polska przeżywała w swej historii kryzysowe sytuacje wielokrotnie. Przykładem mogą być czasy po przewrocie majowym, czasy po II wojnie światowej (opisane przez Adama Stusia w książce „Gaudeamus – w cyrku cieni, czyli opowiastki uniwersyteckie”, Londyn 1978), lata 1968, 1980-1989. Tamte kryzysy miały podstawy polityczne. Obecny ma inną naturę – wiąże się z sytuacją ekonomiczną i, co gorsza, z upadkiem etyki, moralności oraz kultury ogólnej i akademickiej. Zastrzeżenia wobec profesury wyrażają coraz częściej gremia studenckie. Sytuacja jest taka, że powinna zmobilizować zainteresowane środowiska do szerokiej, otwartej dyskusji, bowiem ona może i powinna prowadzić do działań antykryzysowych. Taka szeroka dyskusja o stanie nauki i nauczania toczyła się krótko w latach 1980-1981, lecz szybko przeniesiono ją na grunt gremiów rządzących nauką i ją nadzorujących: MENiS, CK, RGSW, KA w mniejszym zakresie KBN i PAN. Ranga PAN, naukotwórcza i opiniotwórcza rola jej naukowych komitetów, została pomniejszona, natomiast inne nadmiernie rozmnażane i zbiurokratyzowane ciała nie wniosły do nauki oczekiwanego ładu i poziomu. Jak grzyby po deszczu powstawały niepaństwowe szkoły wyższe, powstawały na miernych podstawach nowe uniwersytety, których znaczna część nie spełnia podstawowych wymogów kadrowych, naukowych i dydaktycznych. Dobrze, że choć anonimowo Wertyczko porusza wybrane, acz bardzo dyskusyjne aspekty tego kryzysu, takie jak gerontokracja, wieloetatowość, patologia awansu naukowego, grzecznościowe recenzje prac i plagiaty. W zasadzie nowymi zjawiskami w nauce są wieloetatowość, rozbudowane układy nieformalne, niemal brak dyskusji i krytycznych recenzji naukowych. Oczywiście, te braki nie odnoszą się do wszystkich dyscyplin i wszelkie uogólnienia są w dużym stopniu subiektywne. Prestiż zawodu pracownika naukowego spada. Mówić można nie tylko o braku wiedzy fachowej, trzeba też o braku kultury ogólnej i wychowania naukowców. Z moich obserwacji wynika, że najlepsi absolwenci studiów magisterskich i doktoranckich lokowali współcześnie swe kariery w handlu, porzucając oferowaną pracę na uczelni lub jej nie podejmując. Efektem tego był dopływ do nauki różnych miernot i cwaniaków wspierających się powiązaniami i układami towarzyskimi, a nieco dawniej partyjnymi. Tacy ludzie tworzą nowe tradycje i obyczajowość akademicką, wspomaganą nepotyzmem, arogancją i cwaniactwem. Skutkiem tego w ciałach kolegialnych – radach instytutów i wydziałów, senatach – zamiast demokratycznych dyskusji panują formalizm i pseudodemokracja. Działalność uczelni regulują raczej powielające się w kadencjach komisje oraz często produkowane, niezrozumiałe bądź nieżyciowe zarządzenia władz. Utrudnia to funkcjonowanie uczelni, jej podstawowych struktur: zakładów, katedr, instytutów. Kierownicy tych jednostek i tych wyższych szczebli, zamiast organizować naukę i badania, stają się znerwicowanymi administratorami. Zapewne lata 80. XX w. zubożyły naukę, bowiem liczni młodzi dobrowolnie lub z przymusu opuścili Polskę i w tym też można się doszukiwać przyczyn obecnego złego stanu nauki. Sądzę, że profesor Wertyczko dość jednostronnie ocenia ten kryzys, upatrując przyczyny zła głównie w gerontokracji. Jego zdaniem, „każdy mniej lub bardziej rozumny młody uczony doskonale wie, że gerontokracja jest wszędzie i jest wszechmocna, i (…) naiwnego idealistę wykończy, przepędzając go z nauki za brak respektu dla tradycji i autorytetu”. Naukę polską do Europy wprowadzają więc „trzęsący się starcy, u kresu władz fizycznych i umysłowych, którym na starość pozostał tylko jeden popęd – lubieżna zachłanność”. Według mnie, to półprawdy. Wręcz obraźliwe są tu stwierdzenia, że starcom (do których i ja się zaliczam) „pozostał tylko jeden popęd – lubieżna zachłanność”. Zdaniem Wertyczki, ci ludzie pracują na wielu etatach, gromadząc dobra materialne, często otrzymują pensje grubo przekraczające 40 tys. zł. Mają oni czelność pobierać emerytury. Jako profesor zwyczajny, aby móc korzystać z emerytury, musiałem przejść na etat profesora nadzwyczajnego, co praktycznie uczyniło dochód emerytalny kilkusetzłotowym. Wśród moich znajomych profesorów wieloetatowość raczej występuje u młodych, zaś pobory 40-tysięczne może osiągają ci zatrudnieni w radach nadzorczych i innych ciałach eksperckich przy organach władzy lub gospodarki. Nauka polska jest biedna, niskie są pensje, nakłady na badania i dydaktykę. Masowość kształcenia pociąga wzrost pensum

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 44/2003

Kategorie: Opinie