Padł kolejny rekord zakażeń w Indiach – zachorowało 352, 991 tys. osób. Prawie 3 tys. osób zmarło. Niestety, indyjska mutacja koronawirusa dotarła już do Europy. Potwierdzono przypadki zachorowania m.in. w Belgii, Szwajcarii i Wielkiej Brytanii.
„Wariant »indyjski« B.1.617 ma dwie istotne mutacje E484Q i L452R. Jest »mieszanką« wariantu z Brazylii (P.1) i USA (1.427). Brak jeszcze danych o ucieczce naszej odporności, ale nie będzie mniej groźny niż powyższe – napisał na Twitterze Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. walki z COVID-19.
Mutacja E484Q jest podobna do mutacji występującej w brytyjskim i południowoafrykańskim wariancie koronawirusa. Obniża skuteczność przeciwciał wytworzonych przez szczepionkę lub poprzednią infekcję. Z kolei mutacja L425R, którą zidentyfikowano w koronawirusie z Kalifornii, może wpływać na szybsze rozprzestrzenianie wirusa. Czy to znaczy, że czeka nas następna fala zachorowań? Niekoniecznie. Badania nad indyjską mutacją trwają i nie ma jeszcze żadnych wniosków.
– Czy szczepionki działają? Czas pokaże. Czy wirus jest bardziej zjadliwy? Też czas pokaże. Wydaje się, że może ze względu na swoją mutację być łatwiej przenoszony. Ale jak się zachowa w klimacie środkowoeuropejskim, w Polsce, gdyby się pojawił, zobaczymy – powiedział dr Leszek Borkowski w TVN 24. I uspokoił, że fala zachorowań w Indiach nie wiąże się bezpośrednio z nową mutacją koronawirusa. – Na tym subkontynencie są różne mieszanki koronawirusów. Trzeba to stwierdzić laboratoryjnie. Nie należy popadać w histerię – skomentował Borkowski.
fot. Unsplash
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy