Jest inna droga niż tylko Platforma i PiS

Jest inna droga niż tylko Platforma i PiS

fot. Bartłomiej Zackiewicz

Niech Morawiecki, Kopacz, Szydło zmierzą się z Biedroniem na spotkaniach w terenie! Przy jednym ustaleniu: że nie zwozimy ludzi autobusami, przychodzą miejscowi Krzysztof Gawkowski – szef struktur ruchu Roberta Biedronia Ciężko rozmawiać po takiej tragedii, jaką była śmierć prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. – Każda śmierć jest dramatem, ale ta przerwała radosne życie tak niespodziewanie i brutalnie, że łzy same cisną się do oczu. Rodzina pana prezydenta przeżywa dziś straszny czas i składam im najgłębsze wyrazy współczucia z powodu tej tragedii. Ta śmierć, szok w społeczeństwie spolaryzowały nastroje. Jest się albo za PiS, albo za PO. Gdzie tu miejsce dla ruchu Biedronia? – Po tych tragicznych wydarzeniach miałem okazję być m.in. na spotkaniach w Toruniu, Opolu, Chrzanowie czy Zielonej Górze i słyszałem zupełnie inną opowieść. Ludzie mają dość wojny polsko-polskiej. Dość języka nienawiści, który fundują im od kilkunastu lat PiS i PO. Chcą odnowy życia publicznego, otwartości i szczerości, w końcu wierzą, że to właśnie Biedroń może zmienić oblicze polskiej polityki. Czuć, że wieje wiatr zmian, pozytywnych zmian. W czym Robert Biedroń jest lepszy od SLD? – W Sojuszu mam wielu przyjaciół, bardzo ich szanuję i pozostało mi dużo ciepłych wspomnień. Jednak to w polityce uprawianej przez Biedronia widzę szansę na zmianę obowiązujących od lat dogmatów polskiej polityki. Robert to polityk, który czuje potrzebę przeciwstawienia się duopolowi PiS i Platformy i nie pójdzie w tej sprawie na żaden zgniły kompromis. SLD ma sufit? – Nie wiem, czy ma sufit, ale gdyby wszystko było dobrze, to SLD przez ostatnie 16 lat byłby w stanie odbudować poparcie na poziomie kilkudziesięciu procent, a nie tylko starać się przekroczyć próg wyborczy. Sam przecież o to walczyłem, próbowałem zmieniać Sojusz, ale i popełniałem błędy. Żegnając się z SLD, podziękowałem za współpracę i przeprosiłem tych, którzy uważają, że mogłem zrobić coś lepiej. Myślę, że SLD znajdzie się w parlamencie, i razem z Robertem Biedroniem temu kibicujemy. Siedzieliśmy w jednej ławce Znacie się z Biedroniem dobrze. – Znamy się od bardzo dawna. Cała moja obecność w SLD to był czas z Robertem. Ta znajomość zaczęła się w młodzieżówce SLD? – Nić porozumienia łączyła nas nie tylko w świecie polityki, ale i w edukacji. Siedzieliśmy w jednej ławce na studiach doktoranckich. Mamy wspólne wspomnienia, które dotyczą nie tylko polityki. W tym czasie przegadaliśmy wiele godzin. Łączyła nas podobna przeszłość. To, z jakich środowisk pochodziliśmy, jak potraktowała nas reforma Balcerowicza. W polityce ważne jest też zaufanie. A my je poprzez wiele lat znajomości zbudowaliśmy. Pierwszy raz spotkaliście się… – …na jednym z protestów społecznych. W obronie niesłusznie zamykanego klubu. Le Madame. – Broniliśmy klubu, uczestnicząc w strajku okupacyjnym do rana. Wiele rozmawiając. Mamy podobne życiorysy. Odnoszę wrażenie, że w Polsce ci, którym udało się przejść transformację suchą stopą, są dziś albo w Platformie, albo w PiS. A ci, którzy rzeczywiście chcą zmieniać Polskę, a nie tylko udają, że chcą zmieniać – są na centrolewicy. Gdy siedzieliście razem podczas protestu, to rozmawialiście o Polsce, o swoich doświadczeniach z tamtego okresu? Mówiliście, że Balcerowicz musi odejść? – Nie musiałem o tym rozmawiać, ja to wynosiłem z własnych doświadczeń. Balcerowicz kojarzył mi się z tym, że mojej rodzinie gorzej się żyło. Nie jeździłem do księgarni A miało być lepiej. – W roku 1989 miałem dziewięć lat. Dla takiego chłopca do roku 1989 życie było w miarę normalne. I nagle wszystko zaczęło się walić. Dlaczego? Ja tego nie rozumiałem. Pierwszy raz o Balcerowiczu usłyszałem, gdy rodzice narzekali, że jest strasznie. A zrozumiałem, co to znaczy, gdy trzeba było coś kupić, a mama powiedziała: ale ja nie mam pieniędzy. W roku 1995 rozpoczynałem naukę w technikum. Ale żebym tam poszedł, do Warszawy, do szkoły, wcześniej musieliśmy w rodzinie przeprowadzić dyskusję, czy będzie nas stać na moje codzienne dojazdy. Bo bilety były dla nas drogie. Mogłem jeździć do Warszawy dlatego, że mój bilet miesięczny sponsorował dziadek. Miałem szczęście – miałem dziadka, którego było stać na kupienie mi biletu miesięcznego! Podobnie było w rodzinie Roberta Biedronia. On nie miał pieniędzy na studniówkę. – Jego droga jest podobna do mojej. To droga, którą przeszły miliony Polek i Polaków i po prostu wstydzą się dziś o tym mówić. Oni nie wyrośli w świecie, w którym stać ich było chociażby na książki. Bo ja,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2019, 2019

Kategorie: Wywiady