Grzegorz Brzozowicz, dyrektor kanału Wojna i Pokój To jest pierwsze tego typu przedsięwzięcie na świecie: kanał poświęcony filmom rosyjskim, który nie jest przeznaczony dla Rosjan – Nazwa kanału, którym pan kieruje, idealnie i we właściwej hierarchii – mamy więcej wojny niż pokoju – oddaje stan relacji polsko-rosyjskich. To przypadek czy też zamierzony efekt wytężonej pracy całego zespołu? – Tu nie chodzi o stosunki, lecz kulturę rosyjską, w której przeplatają się – podobnie jak w powieści Lwa Tołstoja – wątki wojenne i dramaty miłosne. To było pierwsze skojarzenie, które wpadło Maciejowi Sojce, szefowi telewizji nowej generacji „n”. My wszyscy biorący udział w tej burzy mózgów podchwyciliśmy jego propozycję. Nazwa jest adekwatna do naszej oferty. – Kto wpadł na pomysł uruchomienia pierwszego w Polsce kanału tematycznego poświęconego filmom radzieckim i rosyjskim? – To pierwsze tego typu przedsięwzięcie na świecie: kanał poświęcony filmom rosyjskim, który nie jest przeznaczony dla Rosjan. W wielu krajach działają kanały rosyjskojęzyczne, ale są one skierowane do osób z obszaru dawnego ZSRR. Nasz projekt wywołał spore zainteresowanie w Rosji – może nawet większe niż w Polsce. Autorem pomysłu jest Mariusz Walter. Przygotowując koncepcję telewizji nowej generacji, należało wymyślić kilka kanałów, których nie miała żadna z platform cyfrowych. Kanał rosyjski traktowano jako eksperyment. Sądzę, że już teraz zakończył się sukcesem. I to nie tylko wśród starszych widzów, którzy oglądają nas ze względu na nostalgię. Zauważyłem spore zainteresowanie ze strony młodej inteligencji i studentów, którzy szukają innego typu kina, innego sposobu narracji, innej wrażliwości artystycznej. – W pierwszych miesiącach działalności przeważała oferta „mosfilmowska” – klasycznego kina radzieckiego. W marcu na kanale Wojna i Pokój pojawiły się dwa świetne seriale, adaptacje doskonale znanych także w Polsce powieści: „Idioty” oraz „Mistrza i Małgorzaty”. Jaka jest pańska polityka repertuarowa? – Obecnie staram się rozszerzać repertuar o nowsze kino adresowane do młodszych widzów. Kupiliśmy serial animowany „Masjania” – śmiałe, absolutnie niepoprawne politycznie minutówki, dwuminutówki, których bohaterką jest niezbyt pociągająca fizycznie dwudziestolatka. Staramy się być na bieżąco z filmem rosyjskim. Mamy biuro w Moskwie. Utrzymujemy kontakty w zasadzie ze wszystkimi rosyjskimi stacjami telewizyjnymi, które są także producentami filmów. – Jakie są szanse emisji części rosyjskiego repertuaru – choćby wymienionych seriali – w ogólnodostępnej telewizji TVN należącej także do grupy ITI? – W kanałach komercyjnych przez cały czas jest monitoring oglądalności. Dlatego nie można liczyć na działanie typu: o, mamy fajny film, puścimy go. Dystrybutor, który wprowadził do polskich kin, wydawałoby się, skazaną na sukces „9 kompanię”, poniósł porażkę. Po trzech tygodniach film zszedł z ekranów. Ale wiem, że TVN czyni kroki w kierunku zakupu kilku filmów rosyjskich, które byłyby pokazane na próbę. Gdyby nie zanotowano spadku oglądalności w stosunku do innych pozycji emitowanych o tej samej porze, byłby to dobry sygnał na przyszłość. – Pana nazwisko przez bardzo wiele lat było kojarzone z muzyką. Autor nazwy zespołu Kult, który przygrywał na pana weselu. Dziennikarz muzyczny znany z radiowej Trójki i Radiostacji. Z łamów „Machiny” i tygodnika „Wprost”. Pomysłodawca fabryki przebojów – Yugotonu. Współautor – z Filipem Łobodzińskim – książki „Sto płyt, które wstrząsnęły światem. Kronika czasów popkultury”. Ciągnęła się za panem opinia faceta, który ma łeb do pomysłów w show-biznesie. A teraz jest pan – jak napisała „Rzeczpospolita” – ustatkowanym szefem rosyjskojęzycznego kanału Wojna i Pokój. Co się z panem stało? – Jak się robi coś przez 30 lat, to chce się to zmienić – przynajmniej ja do tego tak podchodzę. Spełniałem się faktycznie w innej dziedzinie, ale mam też związki z Rosją – dowodem jest rosyjska matura. Gdy szukano szefa kanału, okazało się, że jestem dobrym kandydatem. Nie narzekam. Nowa dziedzina daje mi większy fun. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Krzysztof Pilawski