Instytut ciepłej niepamięci

Dyskutując ostatnio o Instytucie Pamięci Narodowej, wiele osób nagle traci pamięć. Zapominają dyskusje toczone w poprzedniej kadencji parlamentu. Powody, dla których ową instytucję powołano. Zapominają, że początkowo instytut miał być batem na opozycyjny SLD. Dostarczać argumentów historycznych żwawym jeszcze wtedy antykomunistom. Pragnącym wykazać, że obecni liderzy i cały SLD pochodzi ze zdrady narodowej, że polska lewica ma ręce krwią bratnią splamione. I społeczeństwo nie powinno głosować na pogrobowców zdrajców i zbrodniarzy. Zapominają, że powołując instytut, władze AWS-owskie obficie go wywianowały. Kosztem spółki skarbu państwa RSW Prasa-Książka-Ruch. Na byłe esbeckie archiwa przekazano instytutowi olbrzymi kompleks budynków przy ulicy Towarowej. Magazyny, biurowiec. Dodatkowo wyremontowano te obiekty, wrzucając część kosztów w działalność Ruchu. Zrobiono to w czasie, kiedy Ruch miał być sprywatyzowany. Polityczną, ideologiczną decyzją obniżono wartość państwowego, rentownego przedsiębiorstwa, aby stworzyć instytucję do walki politycznej z opozycją. W efekcie powołano twór kosztowny w utrzymaniu, pożerający więcej pieniędzy niż bardziej zasobne archiwa państwowe. Samo utrzymanie obu państwowych instytucji zajmujących się gromadzeniem zasobów archiwalnych już jest nieuzasadnione z ekonomicznego punktu widzenia. Ale wtedy AWS-owska władza grosza nie skąpiła, tworząc przyszłe dziury budżetowe. Zapominają, że powołano instytucję zatrudniającą działaczy politycznych, antykomunistów. Cóż z tego, że na czele instytutu stoi bardzo przyzwoity człowiek, prof. Leon Kieres, skoro pełni on rolę listka figowego dla zatrudnionych tam na dobrych etatach sfrustrowanych aktywistów antykomuszego frontu. Prowadzących „śledztwa” długo, bez znaczących efektów. Zainteresowanych tym, by jak najdłużej zajmować posady idealne dla przeczekania recesji, rządów koalicji centrolewicowej. Nie dziwię się, że szef Rady Naukowej IPN, prof. Paczkowski, piekli się na racjonalizację, czyli odchudzenie etatowe instytutu. Gdzie jego uczniowie tak dobre posady w tych ciężkich czasach znajdą? Jeśli pójdą do normalnych prokuratur, to skończą się im ciepłe bambosze i przyzwoite pieniążki. Na uniwersytetach też lepiej nie jest. A tu instytut stał się funduszem stypendialnym dla krewnych i znajomych królika. Zapominają, że w ciągu swego istnienia instytut nie ma wielu powodów do chwały. Tak jak prof. Kieres jest do publicznego pokazywania, tak i jedyne śledztwo w sprawie zbrodni w Jedwabnem. Te dwa słowa – Kieres i Jedwabne – padają zawsze wtedy, kiedy ktoś rozsądny zaczyna wątpić w sens utrzymywania tak kosztownej instytucji. Zapominają, że wcześniej niż senatorowie SLD-UP pomysł likwidacji pionu prokuratorskiego w instytucie zgłosił redaktor Adam Michnik. Osoba wpływowa, uważana za antykomunistę i intelektualistę. Senat zatem jedynie spełnia postulaty opiniotwórczej gazety, jej środowiska intelektualnego. Zapominają też, że zbrodnie komunistyczne nie przedawniają się. I zawsze mogą zajmować się nimi normalne prokuratury. A przede wszystkim historycy, bo najważniejsze zostały już osądzone albo osądzeniu podlegają. Ale historycy o różnych opcjach politycznych. I niezatrudnieni na prokuratorskich etatach.     Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2003, 2003

Kategorie: Felietony