Ważniejsze niż to, co prawdziwe, jest to, w co ludzie wierzą, że jest prawdziwe Jeszcze niedawno rolą dziennikarza było podejmowanie próby zrozumienia i przedstawienia świata. Dziś rola piszącego coraz częściej sprowadza się do mówienia tego, co odbiorcy chcą usłyszeć. Taka jest logika internetowej sieci, w której czytelnicy od artykułów mogących naświetlić rzeczywistość od nowej strony, wolą takie, które powielają i wzmacniają ich poglądy. Ludzie szukają nie inspiracji, ale potwierdzenia. I znajdują je, bo internet tworzy dla nich tzw. komory echa. Dlatego echa, że jedynym, co da się w nich znaleźć, jest odbicie własnego głosu. Medioznawcy definiują taką komorę jako zamknięty system, w którym wielokrotne powtarzanie tych samych komunikatów prowadzi do ich wzmocnienia i zwielokrotnienia, a poglądy i informacje sprzeczne z przeważającym światopoglądem są cenzurowane, niedozwolone lub niedoreprezentowane. Chodzi po prostu o miejsce, w którym wszyscy mówią to samo i nie dociera tam żaden inny głos. Słychać jedynie echo Serwisy takie jak Twitter oraz Facebook, będące dla wielu podstawowym lub jedynym źródłem informacji, to szyte na miarę komory echa. Wszystko za sprawą sposobów prezentowania przez nie treści. Są one bowiem starannie filtrowane przez komputerowe algorytmy i dobierane tak, by wzbudzić jak największe zainteresowanie odbiorców. W praktyce wygląda to tak, że kiedy raz polubimy jakąś informację, następnym razem otrzymamy podobną. Jeżeli jakąś zignorujemy, to niczego podobnego już nie zobaczymy. A ludzie w internecie nie tylko znacznie częściej reagują zainteresowaniem na wiadomości, które im odpowiadają, ale także unikają informacji, które im się nie podobają. Badania Pew Research pokazują, że 83% internautów decyduje się ignorować te drugie, a ok. 30% aktywnie blokuje materiały ze źródeł, które nie odpowiadają ich wyobrażeniu o świecie. W efekcie większość z nas już po krótkim czasie zaczyna otrzymywać jedynie przekazy, które potwierdzają nasz światopogląd. To z kolei bardzo go wzmacnia. By zrozumieć, jak to działa, trzeba po prostu sobie wyobrazić, że za każdym razem, kiedy ktoś powie coś, co nas irytuje, jednym kliknięciem myszki możemy zdecydować, że już więcej go nie usłyszymy. Program publicystyczny w telewizji, w którym jakiś rozmówca opowiada naszym zdaniem bzdury? Jedno naciśnięcie guzika na pilocie i już go więcej nie widzimy. Irytujący felieton w gazecie? Przekreślamy go długopisem i następnym razem miejsce jest puste albo automatyczny redaktor – tym w istocie jest algorytm portalu – zapełnia je tekstem kogoś, z czyimi słowami się zgadzamy. Na początku taka perspektywa może się wydawać kusząca, ale po krótkim czasie informacje otrzymujemy jedynie od ludzi mówiących mniej więc to, co chcemy usłyszeć. Zaczynamy przebywać w świecie, w którym wszyscy mają takie same opinie na poruszane tematy, a jeżeli ktoś spróbuje powiedzieć cokolwiek innego, natychmiast zostanie zakrzyczany lub uciszony. Wytwarza się więc wrażenie jednomyślności grupy lub całego społeczeństwa i przekonanie, że nasz ogląd świata jest powszechny i słuszny. Nie stykamy się z nikim, kto by go podważał. Rzecz jest tym groźniejsza, że towarzyszy jej niezdolność odróżniania informacji prawdziwych od zmyślonych i źródeł wiarygodnych od niewiarygodnych. W dodatku osoby, które gdzieś zamieściły nieprawdziwe newsy, są bardziej skłonne bronić zgodnych z nimi przekonań i często robią to aktywnie. Jest to zjawisko od dawna znane psychologom społecznym, którzy nazywają je szukaniem zgodności. Od kilku dziesięcioleci świadomie wykorzystuje się je do zmieniania postaw. Badania pokazują też, że tzw. fake news rozchodzą się po sieci równie dobrze jak rzetelne materiały, a niekiedy nawet lepiej. Większe znaczenie dla uznania wiadomości za godną podania dalej ma to, czy odpowiada przekonaniom odbiorcy, niż to, czy jest prawdziwa. Wszystko to tworzy niezwykle podatną na manipulację przestrzeń medialną. Do tego przestrzeń, która już się stała albo zaraz się stanie ważniejsza niż suma pozostałych mediów: od prasy do telewizji. A z punktu widzenia skutków ważniejsze jest to, w co ludzie wierzą, że jest prawdziwe, niż to, co jest prawdziwe. Głosują na podstawie zmyślonych informacji To wystarcza bowiem, by podjęli działania. Na przykład oddając głos w wyborach. Kolejne sondaże pokazują, że wiadomości w portalach społecznościowych cieszą się podobnym stopniem zaufania jak przekaz tradycyjnych mediów. Mimo że w przeciwieństwie do prasy nad większością z nich nie czuwa redaktor pilnujący ich rzetelności, więc można napisać wszystko.