W ciągu trzech lat w 40-tysięcznym mieście w Walii powiesiło się 28 młodych ludzi Na Bridgend w południowej Walii padł strach. Mieszkańcy boją się, że moda na samobójstwa wróciła. Przez dwa lata powiesiło się tam 25 młodych osób. Rok spokoju, a teraz młodzi znowu odbierają sobie życie. Dlaczego chcą umierać? Czy w mieście powstał pakt samobójców? Justin Beecham bardzo pragnął syna. Wkrótce miał zostać ojcem. Zamiast obecności przy porodzie wybrał śmierć. Na początku marca w tajemniczych okolicznościach odebrał sobie życie w parku nieopodal domu. Powiesił się jak jego przyjaciel, Tom Davies. Dla Justina zmarły kolega był jak święty. W pokoju miał ołtarzyk ułożony z jego zdjęć, na ścianie sweter po nim, a na nodze tatuaż z napisem „R.I.P. Tom”. Śmierć zamiast rodzinnego szczęścia wybrała też Lana Williams. Gdy jej ukochany wrócił późnym wieczorem z pracy, zastał w domu przejmującą ciszę. Jak powiedział potem dziennikarzom, widok wiszącego ciała wybranki na zawsze zostanie w jego pamięci. Reanimacja nie przyniosła skutku. Kobieta miała 22 lata, dwuletnią córkę i plany na przyszłość. Byli zaręczeni. Absolutnie nic nie zapowiadało tragedii. Jeszcze w czasie świąt Bożego Narodzenia planowali szczegóły ślubu. Przeszła nawet na dietę, aby poprawić sylwetkę przed uroczystością. 6 stycznia przekreśliła wszystkie plany, zakładając pętlę na szyję. W Nowy Rok, gdy Bridgend odsypiało jeszcze sylwestrowe szaleństwa, dramat przeżyła rodzina Forbesów. Odnalazł się zaginiony kilka dni wcześniej 23-letni James Forbes, niestety martwy. Zwłoki odkrył jego brat. James wziął rozbrat z życiem w okolicy fabryki Borg Warner Automotives. Powiesił się na drzewie. Bliscy zapewniają, że nie miał powodów. Kochał życie i szalone imprezy, co zresztą widać po zdjęciach umieszczanych w internecie. Trzy miesiące nowego roku i trzy tajemnicze samobójstwa. Można by to zrzucić na karb nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, gdyby nie fakt, że wszystkie dramaty rozegrały się właśnie w Bridgend i okolicach. To walijskie miasto uchodzi bowiem za stolicę samobójców – od 2007 r. aż 28 młodych osób odebrało sobie życie. Każda śmierć bliźniaczo podobna: bez wyraźnych powodów i przez powieszenie. Żadnych sygnałów ostrzegawczych ani listów pożegnalnych. Wiele ofiar przyjaźniło się, chodziło razem do szkoły, mieszkało przy tej samej ulicy lub nawet było spokrewnionych. Samobójcy nie pochodzili z rodzin patologicznych. Zwyczajni młodzi ludzie z przyszłością, której nie dali szans. Spirala śmierci Tajemnicze samobójstwa zaczęły się w styczniu 2007 r., kiedy znaleziono ciało 18-latka. Dale Crole powiesił się w opuszczonym magazynie, popularnym miejscu spotkań towarzyskich wśród młodzieży z Bridgend. Nikt jednak nie mógł przewidzieć, że to początek czarnej serii. O młodym samobójcy mówiono, że pił alkohol i palił marihuanę. Zdaniem policji, jego przypadek wpisywał się w statystyki samobójstw popełnianych przez trudną młodzież. Jednak dla wielu kolegów stał się bohaterem. Na murach pojawiły się graffiti oddające mu hołd. W sieci powstawały strony poświęcone samobójcy, jego koledzy na portalach społecznościowych pisali o szoku, odwadze, a potem szli w jego ślady. Miesiąc później dołączył do niego jego przyjaciel, 19-letni David Dilling. Chłopak powiesił się w pobliżu domu. Gdy policja ściągała go ze sznura, znaleziono w jego kieszeni telefon komórkowy, na którym miał nagranie wideo nakręcone wieczorem w przededniu śmierci. Wynika z niego, że David świetnie się bawił. Jego zachowanie nie było typowe dla osoby, która planuje samobójstwo. Miasto jeszcze nie zdążyło otrząsnąć się z szoku po śmierci dwóch pierwszych ofiar, a już była kolejna. Thomas Davies – szkolny kolega dwóch poprzednich samobójców. Planował iść na pogrzeb Dillinga. Jak podał brytyjski dziennik „Mirror”, kupił nawet nowy garnitur. Nie zdążył jednak rzucić garści piachu na trumnę kompana. Powiesił się dwa dni przed ceremonią. Miał 20 lat. Matka chłopca wyznała w rozmowie z BBC, że kilka dni wcześniej poprosiła syna, aby przyrzekł jej, że nie pójdzie w ślady kolegów. Obiecał. Słowa nie dotrzymał. Dale, David i Thomas szybko znaleźli naśladowców. W zasadzie co miesiąc był jakiś pogrzeb młodego samobójcy. W ciągu całego 2007 r. życie
Tagi:
Przemysław Pruchniewicz