Korespondencja z Dublina Nowy budżet zmusi wszystkich obywateli do wyrzeczeń „Nad Dublinem unosi się wszechogarniający odór rozkładu” – w taki oto dekadencki sposób niemal sto lat temu młody James Joyce patrzył na Dublin. Zdaniem moich irlandzkich przyjaciół ta złowrogo brzmiąca fraza jest wciąż aktualna. Czyżby Joyce miał się okazać wieszczem? – I tak, i nie – odpowiada Tommie, mój landlord. – Zatoczyliśmy koło i znowu musimy wstawać z kolan i poprawiać to, co schrzaniliśmy na własne życzenie. Cała Irlandia wstrzymuje oddech. 7 grudnia zostanie ogłoszony budżet kraju na najbliższe 12 miesięcy. Nikt nie ma wątpliwości, że nowa ustawa budżetowa zmusi wszystkich obywateli i rezydentów do wielu wyrzeczeń. Kronika zapowiedzianej zapaści Irlandzka gospodarka od roku 1997 zaskakiwała cały kontynent dynamiką rozwoju. Szmaragdowa Wyspa przodowała w rankingu inwestycji zagranicznych. Zachęcone niskim (na poziomie 12,5%) podatkiem korporacyjnym i przychylnością władz takie tuzy jak IBM, Dell, Toshiba, Microsoft, HP czy Toyota budowały tutaj wielkie montownie i fabryki. Problem bezrobocia praktycznie nie istniał. Praca czekała na każdego. Sielanka trwała do września 2008 r. Irlandia, jako pierwszy kraj ze Starego Kontynentu, wpadła w recesyjną dziurę. Gwoździem do trumny okazały się irlandzkie banki. Mit celtyckiego tygrysa prysł niczym bańka mydlana. Stało się to w czarny poniedziałek, 6 października 2008 r. Tego dnia amerykańska giełda zakończyła dzień 10-procentową stratą. Znacznie ucierpiały na tym banki irlandzkie. Największe straty zanotowały Irish Life i Permanent TSB, tracąc po 23%, i Anglo Irish Bank, którego akcje poszły w dół o 21%. Bank of Ireland stracił najmniej, choć 14,85% to i tak bardzo dużo. Strata banków, nazywana przez fachowców toksycznymi aktywami, wyniosła aż 54 mld euro. Nieuczciwymi dłużnikami irlandzkich banków byli przede wszystkim spekulanci z sektora nieruchomości, którzy zaciągnęli pożyczki w czasie wielkiego zapotrzebowania na apartamenty i domy. Po załamaniu koniunktury „albo nie mogli, albo po prostu nie chcieli” (cytat za „Irish Times”) uregulować swoich zobowiązań. Gabinet Briana Cowena przejął „toksyczne aktywa” sześciu banków. Była to największa finansowa akcja ratunkowa w historii Irlandii. Rząd odkupił zadłużenia bankowe za pośrednictwem specjalnie do tego powołanej agencji rządowej NAMA (National Asset Management Agency). Zagrożone plajtą banki otrzymały od wspomnianej agendy pomoc równą „toksycznemu” zadłużeniu. W irlandzkim skarbcu już w 2008 r. brakowało pieniędzy. By akcja ratowania banków się powiodła, rząd wyemitował obligacje skarbowe. Emitentem była właśnie NAMA. Wartość rynkowa nieściągalnych długów wynosiła pod koniec 2008 r. 54,3 mld euro. 7 mld euro muszą pokryć podatnicy. Ale zanim do tego doszło, rząd stoczył ciężką batalię z opozycją na forum irlandzkiego parlamentu. Enda Kenny, lider Fine Gael, od dwóch lat twierdzi, że projekt ustawy w sprawie powołania do życia agendy NAMA był ekonomicznym szaleństwem. Podczas burzliwych obrad izby Dáil (irlandzki sejm) szef Partii Pracy Eamon Gilmore widział przyszłość w czarnych barwach. Jego stwierdzenie: „Irlandczycy będą musieli płacić za Namę przez całe pokolenia!” jest przypominane jak kryzysowe zaklęcie, które spełniło się i wciąż zatruwa spokój obywateli kraju. Protestowała opozycja, protestowali i obywatele. Przed budynkami rządowymi i gmachem Dáil protestowali związkowcy, emeryci, studenci oraz działacze socjalistycznych partii i stowarzyszeń. Byli zgodni co do diagnozy stanu przedzawałowego irlandzkiej gospodarki: „Koszt błędów chciwych banków poniosą jak zwykle Bogu ducha winni obywatele”. Prezydent Irlandii, Mary McAleese, podpisała 2 października 2008 r. ustawę o objęciu państwowymi gwarancjami całości wkładów w krajowych bankach. Miała ona obowiązywać przez dwa lata. – Chcemy zapobiec poważnym perturbacjom gospodarki, które spowodowane są obecnym zamętem na międzynarodowych rynkach finansowych – przekonywał minister finansów Brian Lenihan. Rządowy parasol gwarancyjny rozłożono nad wszystkimi zobowiązaniami krajowych banków, także wobec ich kredytodawców zagranicznych. Posunięcie Cowena i Lenihana wzbudziło niepokój Unii Europejskiej oraz rządu Wielkiej Brytanii. Dziennik „Financial Times” decyzję irlandzkiego rządu nazwał „rodzajem ekonomicznego nacjonalizmu”. Jest źle, a będzie… coraz gorzej Szef irlandzkiego resortu finansów
Tagi:
Tomasz Wybranowski