IV RP i jej niewinna ofiara25 kwietnia 2007 r., kilka minut po godz. 6, śmierć poniosła Barbara Blida. Okoliczności tej śmierci badały prokuratura i sejmowa komisja śledcza, o samym wydarzeniu napisano dziesiątki artykułów i książkę, nakręcono też film. Ale to wszystko, te osiem lat, niewiele zmieniło. Wciąż w tej sprawie jest wiele niewiadomych, wiele spraw ukrywanych i wciąż winni tej śmierci nie ponieśli odpowiedzialności. Piszę „śmierci”, dlatego że naprawdę bardzo trudno uwierzyć w wersję samobójstwa. To nie było samobójstwo Owszem, Barbara Blida była osobą porywczą, ale nic nie wskazywało na to, by tego kwietniowego poranka miała się targnąć na swoje życie. Nie była w depresji, była związana z rodziną. Gdy funkcjonariusze ABW zameldowali się u niej w domu, była spokojna, miała zadzwonić do swojej adwokatki, by ta szybko przyjechała. Raczej trudno przypuszczać, że tak postępowałaby osoba, która chce popełnić samobójstwo. Prokuratura nie potrafi też w miarę dokładnie opisać, co działo się w łazience, w której padł strzał. Oficjalna wersja głosi, że Barbara Blida wyciągnęła broń i się postrzeliła. Zmarła mimo prób reanimacji. Ale wszelkie próby rekonstrukcji tego wydarzenia, badanie śladów, zaprzeczają tej wersji. Strzał z rewolweru Astra, którego użyła była posłanka, powinien zaalarmować wszystkich obecnych. Podczas przeprowadzonego eksperymentu śledczego, gdy strzelano w łazience z astry, dźwięk był donośny, rozlegał się w całym domu. Tymczasem obecni podczas zatrzymania funkcjonariusze ABW zeznali, że strzału nie słyszeli. Funkcjonariuszka, kpt. P., która przebywała z Barbarą Blidą w łazience, zeznawała przed komisją śledczą tak: „Słyszałam dźwięk, jak później okazało się, był to dźwięk strzału, ale w momencie, kiedy go słyszałam, nie wiedziałam, że to jest strzał. (…) To brzmiało tak, jakby coś ciężkiego spadło z półki”. Dodajmy, że funkcjonariuszka, jak sama zeznała, stała przodem do Blidy. W łazience. „Nie umiem ocenić, ile to było w metrach – mówiła. – Sądzę, że gdybym zrobiła kilka kroków, tobym jej dotknęła”. Jak daleko więc mogła od niej stać? Metr, dwa? Nie dalej. Trudno uwierzyć, by nie słyszała huku broni i nie potrafiła go zidentyfikować. Ale, jak wspomnieliśmy, nie słyszeli go również obecni w domu Blidów funkcjonariusze ani mąż Barbary Blidy. Co zatem mogło się zdarzyć? Prokuratura w Łodzi badająca sprawę okoliczności śmieci byłej posłanki nie wyjaśniła też innych spraw. Nie znalazła wytłumaczenia, dlaczego rewolwer, z którego padł śmiertelny strzał, został wytarty, i nie próbowała dociec, przez kogo. I dlaczego. Wariant, że Blida zastrzeliła się, a potem wyczyściła rewolwer i włożyła go w poły szlafroka, nie mieści się w jakiejkolwiek logice. A jednak – jak widać – został przyjęty. Prokuratura przeszła do porządku dziennego nad innymi skandalicznymi sprawami – otóż kurtka, którą funkcjonariuszka ABW przekazała do badania na obecność prochu, okazała się czysta, co było tym dziwniejsze, że ślady prochu znajdowały się w całej łazience. Nie można było również zbadać jej rąk – bo je umyła. W ten sposób zatarte zostały istotne ślady. A jeśli chodzi o kurtkę, to jedyny wniosek, który się nasuwa, jest taki, że została ona podmieniona. Ale tym tropem prokuratorzy nie poszli. Zastanawiający jest także tor kuli, która weszła w ciało Blidy. Otóż posłanka była praworęczna, a rewolwer został przyłożony z lewej strony, od dołu. Niełatwo w ten sposób do siebie strzelić. W sprawie śmierci Blidy mamy więc całą serię wciąż niewyjaśnionych zagadek. Ręce dobrze umyte Istnieje przekonująca hipoteza, która tłumaczy te wszystkie pozornie niezrozumiałe wydarzenia – czyli to, że nikt nie słyszał huku broni, że wlot kuli był w tak dziwnym miejscu i że funkcjonariuszka miała czystą kamizelkę i czyste ręce. Zacznijmy od tego, że była ona z wykształcenia psychologiem, miała przeszkolenie w tzw. rozmiękczaniu osób zatrzymanych. Czyli różnymi komentarzami wyprowadzała je z równowagi, wprowadzała atmosferę niepewności, a później – uległości. Komisja śledcza ma zeznania świadka rozmów agentów ABW, którzy mówili, że funkcjonariuszka przed wkroczeniem do domu Blidów dostała instrukcje od naczelnika z wydziału operacyjnego i że jej zadaniem było złamanie psychiczne Barbary Blidy. Miała opowiadać, co czeka byłą posłankę w areszcie, i pokazać to w najczarniejszych barwach. Możemy więc śmiało założyć, że tak właśnie postępowała, że nie milczała w chwili zatrzymania. Że na tyle zdenerwowała Blidę, że ta wyciągnęła broń. I doszło do szamotaniny,
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety