Jak bezdomne psy

Jak bezdomne psy

Wywieziono nas miesiąc temu. O 8 rano przyszedł dzielnicowy, zapukał i oznajmił, że o 11 podstawią autobusy i musimy się natychmiast wyprowadzić. Domy w Bytomiu-Karbiu musi opuścić 600 osób Rozsypujące się budynki z zamurowanymi oknami i drzwiami wejściowymi. Po bokach podparte drewnianymi stemplami. Trzy rzędy domów, dwa upiornie opustoszałe, w których robotnicy zamurowują ostatnie okna. Jeden blok jest jeszcze zamieszkany przez zrozpaczonych i niepewnych jutra ludzi. Właśnie przechodzi inspektor nadzoru budowlanego. Informuje pytających, że dzień wcześniej podpisała nakaz opuszczenia i lada dzień będą ich ewakuować. Wielu ich bliskich już mieszka w hostelach. Zaczyna tam brakować miejsc, a poziom emocji jest wybuchowy. Mieszkańcy się denerwują: – Nie wiemy, z kim rozmawiać, mamy sprzeczne informacje. A przecież tu chodzi o nasze życie, które jest nam odbierane z dnia na dzień. Swoje domy musi opuścić 600 osób z 28 budynków przy ul. Technicznej, Pocztowej i Falistej w Bytomiu-Karbiu. Budynki powstały w latach 1902-1940. To jest nasz dom – Oddałem dowód osobisty i chcę się zrzec polskiego obywatelstwa. Może zwrócę się o obywatelstwo białoruskie. Tam lepiej traktują ludzi niż w Bytomiu. Pracowałem dla kraju, dla miasta ponad 42 lata. Byłem górnikiem, potem przez 10 lat robiłem w Linodrucie. Byłem narażony na nieustanny kontakt z ołowiem, straciłem zęby, zdrowie, puchnie mi ciało. Kiedyś miałem normalne, piękne mieszkanie w Miechowicach. Po likwidacji Linodrutu mimo długiego stażu pracy nie miałem wieku emerytalnego, więc przyznano mi zasiłek przedemerytalny. Musiałem się przenieść do mieszkania komunalnego – jeden pokój, właśnie w tym budynku przy Technicznej. Ale to jest moje miejsce, hoduję tu kanarki, mam psy. I teraz chcą mnie przenieść do jakiegoś hotelu, bez dostępu do łazienki. Przy moich schorzeniach muszę mieć ciągły dostęp do toalety. Gdzie mam się zwrócić, co zrobić? Władze miasta traktują nas jak robactwo, więc po co mi dowód wydany przez tego prezydenta, po co mi prawa wyborcze itd.? I tak już na nikogo nie zagłosuję – mówi zdesperowany Edward Klimek, rocznik 1948. W piśmie złożonym 19 sierpnia w kancelarii Urzędu Miejskiego w Bytomiu napisał: „Czuję się jak obywatel czwartej kategorii. Nie chcę należeć do kraju, gdzie jestem poniżany, oszukiwany, zniewolony…”. – Wszyscy tak myślimy, ale tylko on miał odwagę powiedzieć to głośno. Jest taki potężny, że samym wyglądem budzi respekt, więc urzędniczka bała się odmówić mu przyjęcia pisma i dowodu osobistego – mówią lokatorzy feralnych budynków. Jest godz. 9 rano, a na podwórkach między budynkami olbrzymi ruch. Ludzie czekają na jakieś decyzje, informacje. Każdy chce mi pokazać zniszczenia – w mieszkaniach, na klatkach schodowych, w piwnicach. Spękane schody, rozszczelnione ściany, opuszczone drzwi, których nie da się porządnie zamknąć, i straszny brud wynikający z odpadającego płatami tynku. Niektórzy przez szpary w ścianach mogą zobaczyć ulicę albo podwórko. – Mieszkałam tu ponad 50 lat, od dziecka, w sumie w trzech mieszkaniach. Przez te wszystkie lata administracja nie wykonała ani jednego porządnego remontu, na nic nie było pieniędzy. Gdy niedawno chciałam wymienić okna, po cichu doradzono mi, żeby nie inwestować, bo z tymi domami coś się będzie działo. Zasugerowano, że może miasto będzie remontować. Do niedawna utrzymywano nas w takim przekonaniu, kilka tygodni temu nawet wyremontowano – no, może to za duże słowo, odnowiono – jedną klatkę, po dwóch tygodniach cały budynek pękł – opowiada Zofia Brzezińska. – Wychowałam tu szóstkę dzieci, na szczęście teraz moje meble wziął do siebie syn. Mąż całe życie był związany z kopalnią. Mam dwóch synów niepełnosprawnych, którymi muszę się opiekować – mają 25 i 13 lat. Teraz od dwóch tygodni mieszkamy w hotelu, w jednym pokoju. Synowie potrzebują stałej opieki, ja mam astmę i padaczkę. Mam jednak poczucie, że każdy nas lekceważy, niczego konkretnego nam nie mówią. – Najgorsze jest to wyczekiwanie – dodaje córka pani Zofii, Beata, która czeka na decyzję o ewakuacji. – Pracuję w szpitalu po 12 godzin. A tu sytuacja tak szybko się zmienia, że boję się tego, co zastanę po pracy. Czy mnie wyprowadzą, co będzie z nami, z moimi dziećmi? Tu wszyscy się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 35/2011

Kategorie: Reportaż