Jak długo zostać w Iraku?

Jak długo zostać w Iraku?

Nadstawiamy głowę za darmo. Amerykanie nie pomagają gospodarczo, nie płacą za żołnierzy i chwalą się Al Kaidzie, że Polacy są ich sojusznikiem Czy odtrąbimy wkrótce odwrót z Iraku? Od co najmniej kilku dni temat ten rozpatrywany jest już nie tylko w zaciszu gabinetów politycznych, ale pojawił się na forum publicznym. Tuż po Wielkanocy na łamach skandalizującego „Faktu” były minister obrony, a dzisiaj działacz opozycyjnej Platformy Obywatelskiej, Bronisław Komorowski, wprost ogłosił, że „powinniśmy myśleć o wycofaniu polskich żołnierzy z Iraku lub przynamniej o zmniejszeniu ich liczby i zaangażowania”. Komorowski, co prawda, zasłania się dalej prezydentem i premierem, którzy „podjęli zobowiązania”, a więc „w tej chwili za wycofanie się z Iraku nasz kraj zapłaciłby utratą zaufania międzynarodowego”, ale… kości zostały rzucone. Wygląda na to, że prawica może zechcieć – wzorem hiszpańskich socjalistów – uczynić z hasła: „Polacy (z Iraku) do domu” jeden z głównych tematów zbliżającej się wielkimi krokami kampanii wyborczej do Sejmu. Idea wyplątania się z udziału w operacji irackiej wzmacniana jest nie tylko przez ciśnienie gwałtownych wydarzeń, nazwanych w światowej prasie powstaniem pod wodzą Muktady al-Sadra, które rozwinęło się w strefie kontrolowanej głównie przez polską dywizję, choć formalnie wielonarodową, dowodzoną przez gen. Mieczysława Bieńka. Do polskiej opinii publicznej stopniowo dociera też coraz więcej informacji o rozbieżnościach dotyczących taktyki działania wobec Irakijczyków, jakie istnieją pomiędzy Amerykanami a polskim dowództwem w Iraku. W minionym tygodniu najpierw Polska Agencja Prasowa, a potem gazety, ujawniły – choć w nieco zawoalowany sposób – że gen. Bieniek nie chciał się zgodzić nie tylko na udział dowodzonych przez niego żołnierzy w szturmie na Nadżaf, gdzie obwarował się Muktada al-Sadr, lecz także na naradach w Bagdadzie kilka razy namawiał Amerykanów do negocjacji z szyitami zamiast do kowbojskiej gotowości do schwytania Muktady „żywego lub martwego”. Z nieformalnych przecieków wynika też, że polscy dowódcy w ostatniej chwili, w fazie najbardziej gorących starć z armią Mahdiego, powstrzymali gen. Ricarda Sancheza przed pomysłem… zbombardowania meczetu, gdzie schronił się Al-Sadr, i pogrzebania pod gruzami przywódców szyickiej rebelii. Po co w ogóle jesteśmy w Iraku? Gen. Mieczysław Bieniek powtarza jak mantrę, że „jako siły pokojowe, które mają stabilizować sytuację, a nie ją zaostrzać”. Kiedy rozpoczęła się szyicka ruchawka, Polacy zachowali się właśnie w ten sposób. Zaatakowani odpowiadali ogniem, ale wycofali się z ulic miast, by nie prowokować rozemocjonowanych szyickich tłumów. Z własnej inicjatywy nie pacyfikowali też dzielnic zajętych przez bojówki Al-Sadra. O sile kontaktów polskich wojskowych z miejscowymi szejkami i ludnością Babilonu może świadczyć zdarzenie sprzed Wielkanocy, kiedy przed polską bazę w Babilonie zajechało 150 samochodów z mahdystami Al-Sadra, gotowymi do szturmu. Po negocjacjach z udziałem miejscowej starszyzny bojówkarze rozjechali się bez jednego wystrzału! Dzięki temu udało się przetrwać ostatnie trzy tygodnie bez większych strat – w przeciwieństwie do Amerykanów (patrz: ramka). Realiści nie bez racji wskazują jednak, że nie zawsze tak będzie. Im dłużej pozostaniemy w Iraku, tym większe ryzyko, że metalowe trumny z poległymi żołnierzami coraz częściej będą docierać do Polski. Pisaliśmy już w „Przeglądzie”, że sztabowe przymiarki zakładały, iż podczas misji irackiej może zginąć nawet do 150 polskich żołnierzy. Jak wytrzyma tę skalę strat polska opinia publiczna? Co zrobią politycy? Przecież temat obecności i strat wśród polskich żołnierzy w Babilonie, Karbali czy Kut może się stać łakomym kąskiem dla politycznych populistów, ale także liderów partii, które wcześniej popierały polski udział w misji irackiej, jak wspomniana już tutaj PO. Przykład Hiszpanii, gdzie socjaliści wygrali wybory tylko dzięki zamachowi Al Kaidy z 11 marca i demagogicznym atakom na rząd Aznara, wskazuje, że taka postawa popłaca. A dla wygrania wyborów politycy są gotowi i do demagogii, i do podłości. W wypadku naszej obecności w Iraku dochodzi do tego fakt, że przewidywane zyski polityczne i gospodarcze okazały się po prostu iluzoryczne. Po części z naszej winy. Mimo przestróg ludzi znających Amerykę i mechanizmy działania władzy w Waszyngtonie polski rząd przed wysłaniem do Iraku pierwszej zmiany naszych żołnierzy nie wymusił na Amerykanach żadnych zobowiązań ani obietnic dotyczących dopuszczenia nas do lukratywnych kontraktów irackich. Turcja, która postąpiła inaczej, otrzymała kilkadziesiąt miliardów dolarów! Nam

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17/2004, 2004

Kategorie: Kraj