Jak liczyć, żeby nie policzyć

Jak liczyć, żeby nie policzyć

26.05.2019 Paryz/Francja. Polonia glosuje w wyborach do Parlamentu Europejskiego w lokalu wyborczym w wydziale konsularnym Ambasady RP w Paryzu. Fot/Marta Darowska/REPORTER Marta Darowska/REPORTER

Czy PiS utopi 350 tys. głosów Polonii? Co z głosowaniem Polaków mieszkających za granicą? PiS robi wszystko, by 15 października ich głos liczył się jak najmniej. I pewnie mu się uda, choć walka jeszcze trwa. Po prostu Polonia jest dziś wrogiem PiS, a w jego logice wroga należy zwalczać lub przynajmniej ograniczać jego wpływy. Robert Tyszkiewicz, przewodniczący sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą, nie ma wątpliwości, o co toczy się gra. „Toczymy walkę o radykalne zwiększenie liczby obwodowych komisji wyborczych za granicą – mówi. – Tylko to daje szanse, by uniknąć skandalu”. Ale czy go unikniemy? • Kluczowy był rok 2020 i wybory prezydenckie. Druga tura, starcie Duda-Trzaskowski. Wówczas, zgodnie z danymi Państwowej Komisji Wyborczej, w głosowaniu za granicą ważny głos oddało prawie 416 tys. osób. Rafała Trzaskowskiego poparło 308 tys., czyli ponad 74% wyborców zagranicznych, Andrzej Duda otrzymał niespełna 108 tys. głosów. Tak oto ostatecznie zawalił się mit Polonii głosującej na PiS, a wcześniej na Akcję Wyborczą Solidarność, na Jana Olszewskiego, Ruch dla Rzeczypospolitej itp. Mit górali z Chicago. Zresztą wcześniej, w roku 2019, większość Polaków za granicą poparła partie opozycyjne. Tendencja jest więc oczywista, wybory prezydenckie tylko ją uwypukliły. A skąd się wzięła? Powód jest prosty – coraz więcej Polaków pracuje, studiuje i mieszka za granicą. Trudno nawet nazywać ich Polonią, bo utrzymują stały kontakt z krajem, przyjeżdżają tu często, pracę w Niemczech czy w Wielkiej Brytanii traktują tak jak wyjazd do innego miasta. Nie ma strzeżonych granic, jest łatwe połączenie, z Warszawy do Frankfurtu czy Amsterdamu można się dostać szybciej niż do Krosna. Nic dziwnego, że liczba Polaków głosujących za granicą rośnie. W 2011 r. w wyborach do Sejmu za granicą głosowało 139 tys. Polaków, w wyborach w 2015 r. ta liczba wzrosła do 199 tys., a w roku 2019 do 349 tys. osób. Rekordzistą jest Wielka Brytania – tu głosowało 182 tys. rodaków. Dodajmy jeszcze jedno – ci pracujący za granicą to przeważnie osoby z kwalifikacjami, wykształcone, myślące zachodnimi kategoriami. Nieprzypadkowo rozkład głosów Polonii jest niemal taki sam jak wśród mieszkańców Warszawy. • O tym wszystkim w PiS doskonale wiedzą, toteż układając Kodeks wyborczy, partia władzy zrobiła wszystko, co tylko możliwe, by głosy tej grupy odesłać w niebyt. Korzystając z różnych trików. Pisaliśmy już o tym w PRZEGLĄDZIE i – jak się okazuje – wszystkie pesymistyczne przewidywania się potwierdzają. Pierwszy trik, który zastosowano, to likwidacja głosowania korespondencyjnego. Dodajmy, że takie głosowanie było wśród Polonii bardzo popularne, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych czy w Kanadzie, gdzie aby dostać się do punktu wyborczego, trzeba przebyć kilkaset kilometrów. Oto mamy więc nielogiczną (z pozoru) sytuację – PiS pod hasłami ułatwienia głosowania zarządziło darmową dowózkę do lokali wyborczych w regionach wiejskich, a jednocześnie zlikwidowało możliwość głosowania korespondencyjnego za granicą, choć z tej możliwości w roku 2020 skorzystało kilkaset tysięcy Polaków. Tymczasem logika jest banalnie prosta – w rachubach PiS mieszkańcy wsi to wyborcy tej partii, trzeba zatem zrobić wszystko, by głosowało ich jak najwięcej, natomiast Polacy za granicą to wyborcy opozycji i dobre jest to, co służy zmniejszeniu siły ich głosów. Drugi trik tłumaczony jest z kolei tym, że Polacy nie mogą bez końca czekać na ogłoszenie wyników wyborów. Wprowadzono wobec tego zasadę, że komisje muszą przeliczyć głosy w ciągu 24 godzin. Jeśli to im się nie uda – wszystkie głosy oddane w danej komisji zostaną uznane za nieważne. Kto pamięta kolejki przed lokalami wyborczymi w Wielkiej Brytanii, Francji czy USA, wie, jak to może się skończyć. To nie są bezpodstawne obawy. Wreszcie trzeci trik to zasada, że głosy powinna liczyć cała komisja. Ma to wyglądać tak, że jeden z jej członków podnosi kartę, wszyscy ją widzą i dopiero wtedy jest uznana za policzoną. W praktyce ten sposób, spowalniający liczenie, nie daje szans, by duże komisje uporały się ze swoją pracą w 24 godziny. W Londynie, jeszcze w marcu, działacze organizacji Polonia Głosuje dokonali próby takiego liczenia. Udało im się w ciągu godziny przeliczyć 98 głosów. Czyli, zakładając, że będą

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 35/2023

Kategorie: Kraj, Wybory 2023