Pracujcie, wszystko będzie dobrze – zapewniają menedżerowie Amazona. Pracownicy boją się o zdrowie Centrum logistyczne Amazona w Sadach pod Poznaniem to hala o powierzchni 95 tys. m kw. Pod jednym dachem pracuje tu 11 tys. osób. To obsługa tego magazynu kilka lat temu została mistrzami Europy w pakowaniu i wysyłaniu przesyłek – w ciągu doby przyjęła ich ponad milion, by kolejnej doby je wysłać. Magazyn w Sadach pojawiał się też wiele razy w mediach w kontekście skandalicznych warunków pracy i niskich płac. Tak jest i tym razem. – Amazon naraża życie dziesiątek tysięcy ludzi, nie tylko nas, ale i naszych rodzin. Boimy się, ale musimy zarabiać – opowiada Tomek, który od czterech lat pracuje w Sadach. – Choć jest pandemia, warunki u nas praktycznie się nie zmieniły. Mało tego, pracy mamy nawet więcej, bo część pracowników z obawy przed zakażeniem poszła na L4. Ci, którzy mają dzieci do ósmego roku życia, mogli wziąć zaświadczenia na opiekę. Jak na tę sytuację reagują przełożeni? – Na ostatnim spotkaniu przed rozpoczęciem zmiany menedżer mówił tylko o myciu rąk, noszeniu rękawiczek i utrzymywaniu odstępu. A na tym spotkaniu stało koło siebie kilkadziesiąt osób, więc gdzie to całe bezpieczeństwo? – wyjaśnia poirytowany. – Nikt nie sprawdza nam temperatury, osoby chore przychodzą do pracy, kaszlą, kichają, ale przełożeni na to nie reagują. Magdalena Malinowska z działającej przy Amazonie Komisji Zakładowej Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza dodaje, że menedżerowie zachowywali się tak jak przed epidemią, czyli nadzorowali pracowników, aby utrzymywali tempo. – Byłam świadkiem wyrzucenia z kantyny i zagonienia do roboty ludzi, którzy po wielu godzinach wysiłku o pierwszej w nocy przyszli napić się wody i chwilę odpocząć. – W ubiegłym tygodniu wychodzę przed firmę z autobusu i trafiam na kilkadziesiąt osób w palarni – opowiada Tomek. – Przed wejściem spotykam kolejną grupę – to ci, co odpowiedzieli na ogłoszenie o rekrutacji. Idę do szatni, tu ruch mniejszy, bo przyjechaliśmy wcześniej, ale potem w kantynie niby stoły miały być porozsuwane, zamiast czterech krzeseł przy stolikach miały stać dwa, ale przy stolikach nadal siedzi więcej ludzi. Wszystkie działy zaczynają pracę o tej samej godzinie, więc prawie cała zmiana siedzi w dużej kantynie. Po rozpoczęciu zmiany i po długiej przerwie odbywa się standup, kilkuminutowe spotkanie, podczas którego przełożeni przekazują pracownikom informacje. – Mój dział został podzielony na dwie grupy: zamiast 280 osób na małej przestrzeni w otwartej hali były dwa standupy. Na jednym 110 osób, na drugim 170. Kolejny raz został złamany zakaz gromadzenia się powyżej 50 osób. Na samym początku prowadzący zachęcali nas do podejścia bliżej, żeby nie stać na drodze, która prowadzi do magazynu – relacjonuje Halina. – Amazon się chwali, że porozsuwał stoliki, ale tutaj w każdym miejscu ocieramy się o siebie. Wczoraj wózkiem przewoziłam towar do innego działu i cały czas mijałam się z innymi osobami. Przecież ktoś ten towar musi odebrać. Jeszcze wczoraj był płyn dezynfekujący, ale chusteczek już nie było, a rękawiczki musiałam mieć swoje. Opowieści o tym, jak Amazon troszczy się o nasze bezpieczeństwo, to fikcja. Nie masz wyjścia, musisz pracować Halina, żeby dojechać do pracy w Sadach, wstaje o drugiej w nocy, o trzeciej wyjeżdża samochodem na przystanek, z którego tuż przed czwartą odjeżdża zakładowy autobus. Droga w obie strony zajmuje jej cztery godziny. Wraca do domu około siódmej wieczorem. W takich miasteczkach jak jej średnia stawka w gastronomii lub w innych usługach rzadko przekracza 14 zł brutto za godzinę. – W Amazonie dostaję 20 zł brutto. Dojazdy są uciążliwe, ale mam na utrzymaniu rodzinę, więc liczy się każdy grosz – tłumaczy. Nie wyobraża sobie sytuacji, w której straci pracę. – Wszyscy się boimy o nasze zdrowie i życie, ale człowiek nie ogląda się za siebie, tylko zasuwa. Znaczna część pracowników Amazona w Sadach dojeżdża tak jak Halina autobusami, m.in. z Wałcza, Konina, Gniezna, Wągrowca, Szamotuł i Kościana. – Autobusy, którymi część z nas pokonuje nawet 100 km, są przepełnione – opowiada Wojtek. – Siedzimy obok siebie. Jak człowiek jest zmęczony po wycieńczającej zmianie, to zasypia i zdarza