Jak nas rewidowali – wspomnienie

KALENDARZ POŚCIGU ZA UKŁADEM. Minęło 690 dni od rozpoczęcia pościgu za układem! a „UKŁADU” ANI ŚLADU, zaś o nowym GADU, GADU! Pomysł napisania tego wspomnienia przyszedł nam do głowy podczas porannego słuchania radia TOK FM kilka dni temu. Usłyszeliśmy, że oto pod dom pana Kaczmarka przybyło komando którejś z licznych służb śledczych IV RP, by zrobić rewizję. Wiedzieli, że mieszkańców nie ma, bo przebywają na urlopie za granicą. Zamierzali więc zapewne się włamać i rewidować dom bez obecności domowników. Były minister poinformowany o tym kazał otworzyć drzwi znajomemu, u którego zostawił klucze. Prokurator Kaczmarek, który nie jest naszą sympatią i nie stanie się nią dlatego, że dopadły go ogary Ziobry i Kamińskiego, uznał, że żyjemy w państwie totalitarnym. My zaś uznaliśmy, że nie ma racji, bo Polska Ludowa była państwem totalitarnym, ale wtedy – a mówimy o czasach Gomułki, Gierka i Jaruzelskiego – rewizje przeprowadzano inaczej, a ponieważ sporo ich przeżyliśmy, szczególnie za Gomułki i Gierka, to postanowiliśmy dla porównania je opisać. Także dla ludzi młodych, którzy PRL nie pamiętają. A więc nigdy nam się nie zdarzyło, żeby robiono rewizję bez obecności przynajmniej jednego z nas i nigdy też nie słyszeliśmy, by do kogokolwiek włamywano się, aby zrobić rewizję pod nieobecność mieszkańców. Kiedy zamknięto męża w roku 1968, a ekipa mająca robić rewizję zastała mieszkanie zamknięte, pojechali po mnie do pracy, zrobili, co trzeba, i po skończeniu odwieźli mnie z powrotem. Na rewizje przyjeżdżały trzy, cztery osoby. Nigdy przed godziną szóstą i nigdy po godzinie dwudziestej drugiej. Z wyjątkiem łapanki 13 grudnia przestrzegany był mir nocny, rodzaj esbeckiego zawieszenia polowań. Funkcjonariusze ubrani byli normalnie, po cywilnemu, bez kominiarek i kominiarskich mundurów i bez jakichkolwiek atrybutów przemocy (kajdanek, broni) na widoku, choć na pewno je mieli. Wszystko, co wzięli do przejrzenia, odkładali na miejsce, po rewizji nie było więc śladu, że ją robiono. Byli czasem oschli, czasem oficjalni, a czasem uprzejmi, nigdy chamscy, brutalni. Zdarzało się, że nawiązywali z nami rozmowy. Raz jeden z esbeków, widząc naszą trzyletnią córeczkę hasającą po mieszkaniu, zapytał żonę, co by zrobiła, gdyby po dorośnięciu ona i jego synek się zakochali? Żona spojrzała na niego bez sympatii, rozłożyła ręce i powiedziała: „Trudno, siła wyższa, nic byśmy na to nie poradzili”. Po rewizji na ogół zabierali męża na przesłuchanie. Tak po prostu, wychodził z nimi nietrzymany pod pachy, z jednym wyjątkiem 13 grudnia 1981 r., kiedy to zrobili. Nigdy nie widzieliśmy wyłamywania barków czy skuwania w kajdanki. Dokładnie tak samo jak przy przychodzeniu na rewizję wyglądało, kiedy przyjechali zatrzymać męża. W cywilu, bez widocznych atrybutów siły, pukali, mówili: „Panie Kuczyński, proszę się ubrać, pojedzie pan z nami na przesłuchanie”. I normalnie z nim wychodzili. Nie słyszeliśmy, by w latach, które tu wspominamy, zamaskowane komanda rozwalały, jak u Czarzastego, drzwi, rzucały domowników na ziemię, skuwały i groziły: „Jak podniesiesz łeb, to cię zap…lę”. Nie słyszeliśmy też, żeby – w czasach, o których piszemy – zwyczajem było wzywanie na przesłuchania nocne (one były normą w czasach stalinowskich), zabieranie na przesłuchania nocne i żeby prowadzono przesłuchania nocne. Sami nigdy też czegoś takiego nie doświadczyliśmy. Także w więzieniu na Rakowieckiej w roku 1968 nie przesłuchiwano mnie nocą. Przesłuchiwano po śniadaniu, z przerwą na obiad, do kolacji i czasami po kolacji gdzieś do dziewiątej, wpół do dziesiątej. Opisaliśmy w skrócie, ale wiernie to, co przeżyliśmy. Oczywiście mogły zdarzać się i na pewno zdarzały się zachowania drastyczne, choć my z nimi się nie zetknęliśmy. Nie napisaliśmy tego, żeby Polskę Ludową stawiać za wzór, choć uważamy, że trzeba ją oceniać sprawiedliwie – bez wybielania i bez zaczerniania. My ją wspominamy bardzo źle, była dla nas złą macochą. Czasami – nękani przez bezpiekę – mieliśmy odczucie, że żyjemy w reżimie okupacyjnym. Ale przesłuchania i rewizje odbywały się tak, jak opisaliśmy. Dobrze rozumiemy, że w kraju demokratycznym, gdzie panuje wolność, większe jest – niż w totalitarnym, choćby tak złagodniałym jak PRL w opisywanych tu latach – prawdopodobieństwo oporu wobec policji, także gwałtownego, i musi być ona na to przygotowana. Ale to, co się dzieje ze sposobem działania służb śledczych IV RP, ociera się nie o totalitaryzm, ale o sadyzm, brutalność i bezprawie. Tutaj trochę stylu totalitarnej Polski Ludowej z lat 70. warto by przywrócić. Halina Flis-Kuczyńska i Waldemar Kuczyński   Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 35/2007

Kategorie: Blog