Jak nauka religii w szkołach wpłynęła na polską młodzież?

Jak nauka religii w szkołach wpłynęła na polską młodzież?

Jak nauka religii w szkołach wpłynęła na polską młodzież? Prof. Stanisław Obirek, antropolog kultury, teolog, były jezuita Prof. Józef Baniak w publikacjach poświęconych postawom młodzieży wyraźnie pokazał, że lekcje religii w obecnej formie, praktycznie tożsamej z katechezą, są jednym z najskuteczniejszych środków sekularyzacji polskiego społeczeństwa. Dla katolików, którym zależy na Kościele, to bardzo smutna wiadomość, ale z perspektywy człowieka takiego jak ja, który uważa, że im mniej religii w przestrzeni publicznej, tym lepiej, są to świetne wieści. Zwiększanie obecności religii w szkołach przyśpiesza moment, w którym nasze społeczeństwo stanie się w pełni świeckie, podobnie jak stało się to w Irlandii, Hiszpanii czy Włoszech, gdzie wmuszanie treści wyznaniowych zniechęciło ludzi do katolicyzmu. Potwierdzają to badania renomowanego Pew Research Center, które w 2018 r. stwierdziło, że polska młodzież laicyzuje się najszybciej na świecie. Anna Dzierzgowska, nauczycielka historii, działaczka społeczna Obecność księży, katechetów i katechetek oraz symboli religijnych w szkołach jest formą tresury – dzięki niej młodzież przyzwyczaja się do nadobecności Kościoła w życiu zbiorowym. Niesie ona przesłanie, że kler jest częścią sfery publicznej, ma prawo wypowiadać się na każdy temat i należy go słuchać. Skutkuje to ciągłym wzmacnianiem głosu Kościoła w sprawach społecznych, co uważam za bardzo szkodliwe. Inną konsekwencją jego obecności w szkołach jest utrwalanie obrazu Polski jako katolickiego monolitu. W większości placówek uczniowie i uczennice mają małe szanse dowiedzieć się o istnieniu pozostałych odłamów chrześcijaństwa oraz innych religii, łącznie z tymi, których wyznawcy żyją wśród nas. Coś mną telepie za każdym razem, gdy myślę o tym, że dorastają kolejne pokolenia, które nie znają innej rzeczywistości niż wszechobecność dominującego wyznania. Dominika Frydrych, katolicki portal DEON.pl Pamiętam znak krzyża z przedszkola i parę historyjek z podstawówki i gimnazjum. W liceum sporo z nas zrezygnowało. Podczas okienka (oczywiście mieliśmy lekcję w środku dnia) graliśmy we własnoręcznie narysowane, absurdalne memo – i to chyba moje najbardziej wyraźne wspomnienie. Nie, to nie było „kształtowanie postaw inspirowanych Ewangelią”, jak chciałaby Konferencja Episkopatu Polski. Raczej nuda, trochę religijnych piosenek, film o aborcji, dwa słowa o innych wyznaniach, wszystko zakończone pożegnaniem przed czasem. Dla najntisów takich jak ja lekcje religii to raczej folklor niż doświadczenie ewangelizacyjne albo teologiczne. Dziś można się uśmiechnąć przy piosence Maty („Żółte flamastry i grube katechetki”), ale czy jakoś pogłębiło to życie duchowe? Niespecjalnie. Jerzy Krawiec-Mostowiak, czytelnik PRZEGLĄDU Lekcje religii wyrządziły młodzieży wiele szkód, przehandlowaliśmy na nie bowiem godziny matematyki, fizyki i chemii. A mogliśmy mieć religioznawstwo uczące poszanowania dla odmienności. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 37/2020

Kategorie: Aktualne, Pytanie Tygodnia