Jak obniżano ceny leków

Jak obniżano ceny leków

Niektóre leki mogą kosztować o 40% mniej, a producent i tak zarobi Ceny mówią same za siebie. Za wiele preparatów w Polsce płaci się więcej niż w krajach Unii. Oto przykłady – Calcitriolum (używam nazw chemicznych), najbardziej czynna forma witaminy D3, stosowana w leczeniu osteoporozy. W Unii jedno opakowanie kosztuje 634 zł, w Polsce 959 zł. Kolejne przykłady – Fluticasonum – W Polsce jedno opakowanie kosztuje 53 zł, w Unii – 17 zł. – Warto zatrzymać się nad tym przykładem – komentuje prof. Kazimierz Roszkowski, który jest ekspertem komisji sporządzającej nową listę leków refundowanych. – Wymieniony preparat potencjalnie może być stosowany aż u 2 mln Polaków cierpiących na astmę. Jest to bardzo duży rynek odbiorców. Tymczasem cena jest kilka razy wyższa niż w Unii. Kwota 53 zł to suma zaproponowana przez producenta. Dotychczas pacjent płacił 30% ceny. 70% płaciła kasa chorych. Ale to nie znaczy, że te 70% są sumą dla nas obojętną. To my wszyscy musimy się na nią złożyć, poza tym, gdyby kasy chorych nie musiałyby tak wiele wydawać na refundację leków, starczyłoby im na inne wydatki związane z opieką zdrowotną. Następne przykłady – Quinaprilum – lek stosowany w nadciśnieniu. Cena w Polsce – 33 zł, w Unii – tylko 7 zł. Trandolaprium (też stosowany w nadciśnieniu)- cena w Unii – 31 zł, w Polsce – 12 zł. Są i inne przykłady preparatów, które w Polsce sprzedaje się o wiele drożej niż na Zachodzie. Jednak tu wyliczenie cenowe kończy się lepiej i dla pacjenta, i dla budżetu państwa. Z uzyskanych informacji wynika, że firma Janssen Cilag obniżyła cenę na leki stosowane w onkologii. Wokół tych preparatów, już od momentu ogłoszenia projektu nowej listy leków refundowanych, było niemniej głośno niż wokół pasków dla diabetyków. Lekarze alarmowali, że skazuje się chorych na cierpienie. Nie będą w stanie wykupywać leków za paręset złotych miesięcznie, jeśli do tej pory były one dla nich bezpłatne, bo całkowicie refundowane. Przypominali, że plastry przeciwbólowe stosowane są przez chorych z zaawansowaną chorobą nowotworową. W tej patowej sytuacji odnaleźli się producenci leków. Obniżyli ceny, czasem prawie o połowę. – Nikt nikomu nie robi prezentów – komentują onkolodzy. – Widocznie wyliczono, że kalkuluje się obniżyć cenę, byleby nie wypaść z listy leków refundowanych. Oczywiście, gdy się obniży cenę, nie ma gwarancji, że lek znajdzie się na liście. Ale jest większa szansa. Walka o utrzymanie się na liście jest zrozumiała, bo gwarantuje większą sprzedaż. Choć oczywiście możliwa jest inna postawa – zmniejszenie obrotów i tym kosztem utrzymanie wyższej ceny. Wojna z koncernami Obniżenie ceny cieszy. I natychmiast pojawia się pytanie – ile firm i na jakie leki mogłoby także obniżyć ceny. Jeżeli można błyskawicznie „ściąć cenę” o 40%, to na pewno nie jest to koniec możliwości firm farmaceutycznych. Przecież prawie natychmiast po ogłoszeniu projektu listy do resortu zdrowia zgłosiły się firmy gotowe obniżać ceny. Trzech spośród czterech producentów drogich preparatów obniżyło cenę o kilkadziesiąt procent. Tak więc kilka podanych przykładów świadczy, że możliwe jest ograniczenie cenowego rozbuchania firm farmaceutycznych. Szczególnie że lista leków refundowanych, niezmieniana od kilku lat, teraz ma podlegać co półrocznej weryfikacji. Będzie szansa, by kolejne firmy obniżyły ceny. Członkowie zespołu zapowiadają, że jesienią na listę zostaną wprowadzone nowe leki, które nie mają na liście odpowiedników. W wypowiedziach publicznych wiceminister zdrowia, Aleksander Nauman, szef zespołu przygotowującego listę refundacyjną, unika sformułowania „wojna z koncernami”. – Jeśli wojna, to tylko w interesie pacjentów – podkreśla wiceminister. I dodaje: – Muszę dbać, by podatnik nie odchodził od aptecznego okienka, bo go nie stać na zapłacenie za leki. Przedstawiciele zespołu układającego listę leków refundowanych podkreślają, że Polacy są znakomitymi klientami aptek. Mogą więc żądać obniżenia cen na często używane specyfiki. W odpowiedzi przedstawiciele firm farmaceutycznych mają pretensję, że wojna z nimi jest publiczna, nie gabinetowa. Jednak to nie resort zdrowia, a ci, z którymi konsultowano listę, nagłośnili dyskusję. Kasy mniej wydadzą Z wyliczeń resortu wynika, że doszliśmy do pokrętnej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2002, 2002

Kategorie: Kraj