Przemilczanie dokonań dotyka niestety i nasz mały świat historyków sztuki Co było najważniejsze? Miałem być architektem. Taka była wola ojca. Zostałem historykiem sztuki. 15 maja 1950 r., mając lat 20, rozpocząłem pracę w Muzeum Narodowym w Warszawie. Przydzielono mnie do porządkowania starych, oryginalnych projektów architektonicznych, gromadzonych na wystawę „Wiek Oświecenia w Polsce”. Rzuciłem się w wir pracy. Wizja budowli wyłaniająca się z rysunku, kreska, sposób lawowania, oznaczenia literami i cyframi – wszystko to zrodziło potrzebę analizy. Robiłem zdjęcia rysunków, badałem je pod mikroskopem. Powiększenia pozwalały dostrzec różnorodność form. Poznawanie architektury poprzez projekt, a zarazem „rozszyfrowywanie” prac niesygnowanych było dla mnie pasjonującym zajęciem. Przesiadywałem w bibliotekach i archiwach. Szczególnie te ostatnie stały się miejscem „szperania w przeszłości”. Nie mogłem mu się jednak oddać całkowicie, gdyż wkrótce spoczęły na mnie obowiązki muzealne i administracyjne, które wymagały czasu i uwagi. Miałem świadomość jednoosobowej odpowiedzialności, zwłaszcza że moje zadania związane były z odbudową zabytków, ekspozycją wnętrz, z gromadzeniem dzieł sztuki i organizacją prac konserwatorskich przy nich, troską o załogę i publiczny ogród. Łazienkom Królewskim poświęciłem 48 lat, jednocząc je, wyodrębniając je z innych struktur administracyjnych i tworząc w nich muzeum z kilkoma tysiącami eksponatów sprowadzonych z zewnątrz, bo przecież po wojnie budynki były puste. Praca w tym obiekcie muzealnym – uważam, że najtrudniejszym w kraju ze względu na charakter i brak dostatecznych środków na utrzymanie (stąd moje nieustanne zabiegi o ich zdobycie) – była źródłem satysfakcji, ale i niepokojów. (…) Pierwsze odkrycia Przed wrześniem 1939 r. kopułę kościoła ewangelicko-augsburskiego w Warszawie wieńczył złocony krzyż. Podświetlony wieczorem, wywierał na mojej dziecięcej wyobraźni wrażenia nieziemskie. Spłonął od bomby zapalającej. Potem w rozmowach rodzinnych wymieniano nazwisko Zuga, budowniczego świątyni. Gdy po latach przyszło mi ustalić temat pracy doktorskiej, wybrałem twórczość tego architekta. Okazało się, że jest ona bardzo bogata: ponad 600 rysunków projektowych. Ślęczenie nad nimi zajęło mi 12 lat. Podczas tej pracy doświadczyłem wielu emocji związanych z „odkryciami”. Te ostatnie zwłaszcza zmuszały do konfrontacji z dorobkiem innych twórców. (…) Procesom odczytywania autorstwa i treści projektów towarzyszyły nieraz działania przypominające pracę detektywa. W zespole rysunków pochodzących z Nieborowa, przechowywanym w Muzeum Narodowym w Warszawie, znalazły się również prace dotyczące architektury Drezna i Warszawy. W części z nich odczytałem autorstwo Zuga, lecz mimo przyjęcia mych atrybucji nie zostałem odnotowany w książce pewnego zagranicznego badacza. Krytycznych uwag również w odniesieniu do innych prac konkretyzować nie będę. Przemilczanie dokonań niestety dotyka i nasz mały świat historyków sztuki. (…) Rozbiórki – pomyłki Do dzieł bezmyślnie utraconych po II wojnie światowej, których autorstwo udało mi się ustalić, należały: część budynku przy ul. Bagatela, będąca willą Bacciarellego wzniesioną przez Kamsetzera; pałacyk zwany Grossowem na Marymoncie – praca Gallego; neogotycka kamienica Cichockiego przy ul. Targowej na Pradze – Schucha; bramka w formie łuku triumfalnego przy Ogrodzie Krasińskich – H. Marconiego; dwie ocalałe kamieniczki przy pl. Trzech Krzyży: Ambroszkiewicza – projektowana przez F.A. Lessla, i Wodnickiego – przez Kropiwnickiego; fasada kamienicy Uruskiego przy ul. Senatorskiej – praca Loba, oraz dwa pawilony zakładu Rentela przy Lesznie – które złączyłem z F.M. Lancim jako projektodawcą. Te wszystkie znaczące zabytki, o zidentyfikowanym autorstwie, rozebrano, nie rozumiejąc (a może przeciwnie?) ich historycznej wartości. Jednak szczytem złośliwości (bo jak to inaczej nazwać?) była rozbiórka, mimo moich protestów i uzyskania przeze mnie środków na remont, niespalonego pawilonu zwanego Czerwony Dwór, który odnalazłem wśród późniejszej zabudowy – ostatniego reliktu słynnej rezydencji ogrodowej Czartoryskich w Powązkach. Nonsensy pojawiały się również w niewłaściwym kształtowaniu otoczenia zabytku. Za przykład może posłużyć usytuowanie na historycznych wałach artyleryjskich gen. Sokolnickiego w Raszynie pawilonów handlowych, a także zasłonięcie nowoczesną szklarnią Pawilonu Królewskiego w warszawskim Ogrodzie Botanicznym, cennego obiektu architektury stanisławowskiej, jedynego z zachowaną tzw. serlianą. Prof. Tatarkiewicz składał mi gratulacje z powodu odkrycia tego zabytku. Pawilon ów powinien być przestrzennie powiązany z Łazienkami. Przed podjęciem prac budowlanych przy szklarni przywołany na ratunek dziennikarz, notabene
Tagi:
Marek Kwiatkowski