Rząd radzi sobie z zarządzaniem długiem publicznym z coraz większym trudem. Dług rośnie nieustannie; ostatnio coraz szybciej, a w tym roku skokowo Zatroskany internauta zastanawia się, „czy rzeczywiście znajdujemy się w stanie katastrofy”, zważywszy na olbrzymi i wciąż rosnący poziom zadłużenia, który według niektórych źródeł wynosi aż „71 tysięcy na głowę”. To prawda, że jest się czym martwić, aczkolwiek nie jest to jeszcze żadna katastrofa. To nam dopiero grozi przy kontynuacji uprawianej od kilku lat nierozsądnej polityki gospodarczej. Zgodzić się natomiast trzeba z supozycją, że „prawdziwe informacje są ukrywane przez rząd, a ludzie pozostają w nieświadomości”. Sytuacja gospodarcza, w tym finansowa Polski jest skomplikowana i szereg trudności przejawia się z coraz większą ostrością, więc i ukrywać rzeczywisty stan rzeczy będzie coraz trudniej. Kłamliwa propaganda rządu – zwłaszcza premiera i ministra finansów – niestety trwa dalej. Kampania pozyskiwania głosów się skończyła, więc już teraz, po wyborach prezydenckich, nieco bardziej zostanie uchylony rąbek prawdy. Ale tylko nieco. Podobnie jak rok wcześniej, nazajutrz po wyborach do Parlamentu Europejskiego, kiedy to rząd radykalnie, z dnia na dzień, zmienił front, przyznając, że budżet jest głęboko niezrównoważony i wymaga rewizji. Po raz pierwszy od wielu lat w trakcie roku niezbędna okazała się nowelizacja zwiększająca skalę deficytu i, konsekwentnie, powiększająca poziom zadłużenia publicznego. Analogicznie może być i tym razem. No i działać trzeba będzie szybko, bo niedługo potem kolejne wybory. I potem jeszcze jedne… Nie za wysokie progi… Zagregowana wielkość długu publicznego w końcu 2010 r. może wahać się w przedziale od 53 do 54% PKB (przyjmując, że produkt brutto wzrośnie o 3% i wyniesie w cenach bieżących ok. 1,4 bln zł). Dług wobec tego będzie niebezpiecznie zbliżać się do 55% PKB, czyli do drugiego zapisanego w ustawie o finansach publicznych progu ostrożnościowego. Przekroczenie pierwszego progu, w wysokości połowy produktu brutto, nastąpiło w tym roku. Nie pozwala to na dalsze nominalne zwiększanie względnego deficytu w kolejnym roku, następującym po zweryfikowaniu tego faktu ex post. Innymi słowy oznacza to, że stosunek deficytu planowanego na rok 2012 do planowanych na tenże rok dochodów budżetu nie będzie mógł być większy niż w roku przekroczenia progu 50%, czyli w roku bieżącym. Jakie to są kwoty i ile wynosi rzeczony stosunek, dowiemy się z całą pewnością dopiero na wiosnę 2011 r. Przypomnijmy, że w ustawie budżetowej zapisano deficyt w wysokości 52,2 mld zł, a dochody na poziomie prawie 302 mld, więc gdyby takie kwoty faktycznie miały miejsce, to w roku 2012 relacja tych dwu strumieni musi być mniejsza niż 17,3%. Trzeci próg, nakazujący bezwzględne zrównoważenie dochodów i wydatków budżetu w kolejnym roku, to konstytucyjnie przesądzony pułap 60%. Do tego nam jeszcze dość daleko. Przekroczenie natomiast drugiego progu, ku czemu szybko idzie, uniemożliwiać będzie udzielanie gwarancji rządowych, co bardzo zawęża pole działania instrumentów fiskalnych, które powinny być wykorzystywane do stymulowania wzrostu produkcji, zwłaszcza do pobudzania inwestycji. Wiele wskazuje na to, że w rezultacie nieudolnej polityki próg 55% może być przekroczony w 2011 r. Uniknięcie tego, wobec zawężonej bazy podatkowej, wymagałoby cięć budżetowych lub podwyższenia podatków. Z czasem rząd będzie musiał uciec się do jednego i drugiego niepopularnego posunięcia, podobnie jak czyni to wiele innych krajów – od Grecji poprzez Wielką Brytanię po Niemcy. Ile na głowę? Przy takim poziomie całkowitego długu publicznego, czyli zadłużenia państwa (a więc całego społeczeństwa; tu każdy z nas jest winien wierzycielom tyle samo), jego poziom na mieszkańca wynosi ok. 20 tys. zł. Tak więc informacja ostatnio ponownie podawana przez media o zadłużeniu w wysokości ok. 19 tys. zł jest prawdziwa. Tyle każdy z nas, statystycznie biorąc, pożyczył z przyszłości, a dokładniej to tyle w sumie (wraz z naliczonymi odsetkami) w naszym imieniu pożyczyły rządy. I w przyszłości trzeba będzie to spłacić. Czy to jest dużo? W warunkach polskich na tyle dużo, że takie zadłużenie już nastręcza wielkich problemów z utrzymywaniem sytuacji budżetowej w ryzach. Przy długu publicznym oscylującym wokół kwoty 750 mld zł każdy punkt jego
Tagi:
Grzegorz W. Kołodko