Sejmowa dyskusja o projektach ustawy dotyczącej in vitro pozwoliła na zaprezentowanie poglądów rozmaitych środowisk politycznych, a także poglądów poszczególnych posłów. Pozwoliła na określenie ich stosunku do takich kwestii jak źródła prawa (aktualna nauka Kościoła czy „wola narodu”), stosunek sacrum do profanum, a w konsekwencji wzajemne relacje grzechu i przestępstwa. Pośrednio wskazała na poglądy na temat duszpasterstwa (czy mają je prowadzić duchowni, czy też duchowni wespół z policją i prokuraturą). Przy okazji pokazała, jakie są możliwości niektórych posłów w rozumieniu tego, co się do nich mówi. Jeśli walkę z grzechem powierzyć władzy państwowej, czyli popełnienie grzechu (w rozumieniu katolickiej ortodoksji) obciążyć równocześnie zakazem i sankcją prawa, jak chce tego część prawicowych posłów i niestety część Episkopatu, to konsekwencje są łatwe do przewidzenia. Spróbujmy pokazać to na przykładzie. Kościół zakazuje używania środków antykoncepcyjnych. Zatem katolik, jeśli używa środków antykoncepcyjnych, grzeszy i musi się z tego spowiadać. Sądząc po sprzedaży tych środków, np. prezerwatyw, zakazu Kościoła nie przestrzega w Polsce znaczna część katolików. Niektórzy zapewne z tego się spowiadają. Inni może nie. Zupełnie podobnie jak z in vitro. Jeżeli można wprowadzić zakaz stosowania metody zapłodnienia in vitro na tej podstawie, że zakazuje tego Kościół, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby opierając się na identycznych założeniach teoretycznych, wprowadzić prawny zakaz używania (także sprzedawania i produkcji!) prezerwatyw. Gdyby Sejm się tym zajął (a myślę, że najwyższy czas, aby to zrobił!), to znając już postawy, argumenty i mentalność posłów walczących z in vitro, a także różnice ich stanowisk, należy się spodziewać kilku projektów stosownej ustawy. Posłanka Wargocka (PiS) złożyłaby zapewne projekt zakazujący produkcji, sprzedaży, a już w szczególności używania prezerwatyw. Za produkcję, sprzedaż tego grzesznego środka, a zwłaszcza za jego używanie, projekt ustawy posłanki przewidywałby kary pozbawienia wolności co najmniej do lat pięciu. Projekt posła Piechy (PiS) byłby bardziej liberalny. Zakazywałby produkcji, sprzedaży i używania prezerwatyw. Zakaz produkcji byłby natychmiastowy, z tym jednak, że zapasy prezerwatyw, które wejście w życie ustawy zastanie w składach aptecznych, w kioskach i na stacjach benzynowych, będą mogły być jeszcze sprzedawane i używane aż do wyczerpania. Po sprzedaniu ostatniej prezerwatywy zakaz ich używania będzie już obowiązywał bezwzględnie. Na tle tych projektów projekt autorstwa posła Gowina (PO) jawiłby się jako liberalny i miałby nawet szanse zdobyć pewną umiarkowaną akceptację niektórych biskupów. Otóż wedle tego projektu produkcja, sprzedaż oraz używanie prezerwatyw byłyby dopuszczalne, z tym jednakże, że dopuszczalne pod pewnymi warunkami. Stosowanie prezerwatyw będzie możliwe tylko przy stosunkach małżeńskich. Używanie prezerwatyw w stosunkach przedmałżeńskich, pozamałżeńskich, a zwłaszcza cudzołożnych będzie zakazane. Używanie prezerwatyw w stosunkach małżeńskich też nie będzie całkowicie dowolne, ale ograniczone jedynie do tych małżeństw, które już mają co najmniej pięcioro odchowanych dzieci. Wprowadzenie prawnego zakazu stosowania prezerwatyw, a w szczególności wsparcie tego zakazu sankcją karną, spowoduje, że część obywateli Rzeczypospolitej używając prezerwatyw, tak jak czyniła to dotychczas, teraz po prostu będzie popełniać przestępstwa. Przy okazji rozpocznie się przestępcza nielegalna produkcja i dystrybucja prezerwatyw, a także ich masowy przemyt. Obowiązkiem państwa jest ściganie wszystkich przestępstw. Zatem ściganie przestępstw nielegalnego użycia prezerwatywy też. Ściganie takich przestępstw, bądź co bądź nietypowych i można podejrzewać popełnianych masowo, przekraczać będzie dotychczasowe możliwości policji i prokuratury, trzeba zatem będzie utworzyć specjalną służbę: Centralne Biuro Antyprezerwatywowe, dając mu szerokie kompetencje w zakresie czynności operacyjno-rozpoznawczych. Bez masowego wykorzystania podsłuchów instalowanych w materacach, bez rzeszy zaangażowanych agentów, a zwłaszcza agentek, ściganie tego przestępstwa nie będzie skuteczne. Jeszcze dalej idące skutki pociągnęłoby za sobą uczynienie przestępstwa z grzechu cudzołóstwa lub grzechu „pożądania żony bliźniego swego”. Ściganie tych przestępstw przez państwo byłoby szczególnie trudne i kosztowne, w dodatku wątpliwe, czy skuteczne. Dlatego może lepiej niech zostanie tak, jak jest. Przestępstwem niech pozostaną te czyny, co do których istnieje powszechna zgoda, że szkodzą państwu, jego organom lub obywatelom. Te zaś, które są zakazane tylko przez religie, niech pozostają grzechami, niech obciążają sumienia wyznawców religii, niech będą zwalczane przez Kościół
Tagi:
Jan Widacki